To nie mógł być przypadek. Zamachy, które w piątek dzieliły setki kilometrów, ale tylko kilka minut, wskazują na przemyślaną strategię. Można je odczytać jako posłanie od bojowników dżihadu do Zachodu.
Już prasowcy Billa Clintona wiedzieli, że inicjatywy prezydenta trzeba nagłaśniać w piątek po południu. Media do poniedziałku niczym innym nie będą się zajmowały. O to też chodziło islamskim radykałom. Ideologom, bo wykonawcy to jak zwykle sfrustrowani bezrobotni albo studenci, którym wyprano mózgi w medresie. Organizatorzy zamachów znają haczyki, na jakie dadzą się złapać media.
Znają strach człowieka Zachodu. Wiedzą, jak wywołać panikę i przegonić turystów. W kraju, w którym 15 proc. PKB to wpływy z turystyki, zamach jest atakiem na bezpieczeństwo państwa. To działa – tak jak zadziałało po atakach na egipskie kurorty nad Morzem Czerwonym, po strzelaninie w tuniskim muzeum. Tyle że pamięć niewiernych jest krótka, więc lekcje trzeba powtarzać. Najlepiej tuż przed wakacjami.
Dżihadyści wiedzą, że ich znakiem rozpoznawczym ma być okrucieństwo. To dlatego trzeba było nadziać na płot otaczający fabrykę chemiczną w Saint-Quentin-Fallavier pod Lyonem głowę człowieka zamordowanego podczas ataku. Widzicie, co robimy? Pamiętacie nieszczęśników klęczących w pomarańczowych kombinezonach, zanim oderżnęliśmy im głowy? Teraz robimy to samo u was w domu. Myśleliście, że przestraszymy się waszych bomb w Syrii albo rakiet, które przysyłacie swoim pachołkom walczącym z nami? Nie boimy się, właśnie przychodzimy po was. Atakujemy fabrykę należącą do waszych imperialistycznych amerykańskich przyjaciół. I mamy w nosie wasze tajne służby, które śledziły naszego brata, a i tak nie udało się im go powstrzymać. A nam na dodatek udało się skoordynować kilka ataków.
Wreszcie chcą zastraszyć „zdrajców”, czyli Arabów, którzy trzymają z „zachodnim szatanem”. Taki mógł być cel ataku na kuwejcki meczet, gdzie w środku modłów wysadził się kolejny zamachowiec. To, że tego samego dnia zginęło jeszcze kilkadziesiąt ofiar dwóch kolejnych zamachów przeprowadzonych w Iraku, zachodnie media odnotowały ledwo na marginesie.
Czy to początek większej kampanii terroru? Niekoniecznie. Tu nie chodzi o masowe ofiary i zniszczenie przeciwnika. Wystarczy co kilka miesięcy odnawiać psychozę strachu. Tak, by pasażer w samolocie czuł drżenie niepewności w sąsiedztwie pasażera o ciemniejszej karnacji albo by islam kojarzył się z Państwem Islamskim.
Czy przekaz dotarł? Z pewnością. Widać to w pełnych oburzenia oświadczeniach polityków i nagłówkach zachodnich mediów. Nad Wisłą też odczytano wiadomość. Świadczą o tym pierwsze internetowe komentarze. „Gonić hołotę z Europy”, „Żadnych więcej emigrantów”, „Uszczelnić polskie granice!”. Cel osiągnięty.
Znają strach człowieka Zachodu. Wiedzą, jak wywołać panikę i przegonić turystów. W kraju, w którym 15 proc. PKB to wpływy z turystyki, zamach jest atakiem na bezpieczeństwo państwa. To działa – tak jak zadziałało po atakach na egipskie kurorty nad Morzem Czerwonym, po strzelaninie w tuniskim muzeum. Tyle że pamięć niewiernych jest krótka, więc lekcje trzeba powtarzać. Najlepiej tuż przed wakacjami.
Dżihadyści wiedzą, że ich znakiem rozpoznawczym ma być okrucieństwo. To dlatego trzeba było nadziać na płot otaczający fabrykę chemiczną w Saint-Quentin-Fallavier pod Lyonem głowę człowieka zamordowanego podczas ataku. Widzicie, co robimy? Pamiętacie nieszczęśników klęczących w pomarańczowych kombinezonach, zanim oderżnęliśmy im głowy? Teraz robimy to samo u was w domu. Myśleliście, że przestraszymy się waszych bomb w Syrii albo rakiet, które przysyłacie swoim pachołkom walczącym z nami? Nie boimy się, właśnie przychodzimy po was. Atakujemy fabrykę należącą do waszych imperialistycznych amerykańskich przyjaciół. I mamy w nosie wasze tajne służby, które śledziły naszego brata, a i tak nie udało się im go powstrzymać. A nam na dodatek udało się skoordynować kilka ataków.
Wreszcie chcą zastraszyć „zdrajców”, czyli Arabów, którzy trzymają z „zachodnim szatanem”. Taki mógł być cel ataku na kuwejcki meczet, gdzie w środku modłów wysadził się kolejny zamachowiec. To, że tego samego dnia zginęło jeszcze kilkadziesiąt ofiar dwóch kolejnych zamachów przeprowadzonych w Iraku, zachodnie media odnotowały ledwo na marginesie.
Czy to początek większej kampanii terroru? Niekoniecznie. Tu nie chodzi o masowe ofiary i zniszczenie przeciwnika. Wystarczy co kilka miesięcy odnawiać psychozę strachu. Tak, by pasażer w samolocie czuł drżenie niepewności w sąsiedztwie pasażera o ciemniejszej karnacji albo by islam kojarzył się z Państwem Islamskim.
Czy przekaz dotarł? Z pewnością. Widać to w pełnych oburzenia oświadczeniach polityków i nagłówkach zachodnich mediów. Nad Wisłą też odczytano wiadomość. Świadczą o tym pierwsze internetowe komentarze. „Gonić hołotę z Europy”, „Żadnych więcej emigrantów”, „Uszczelnić polskie granice!”. Cel osiągnięty.