W sezonie wyborczym lojalność partyjną łatwo pomylić z poglądami. Partie deklarują się jako prawicowe albo lewicowe, ale od nas oczekują, że będziemy się kierować wyłącznie plemiennym zacietrzewieniem.
Przy odrobinie wysiłku intelektualnego możemy jednak przebić się przez gąszcz jadu, niedomówień programowych, by lepiej zrozumieć, po której stronie są konserwatyści, po której liberałowie, a po której my. Nie zrażajcie się państwo, jeśli na koniec lektury się okaże, że różnice są prawie niezauważalne (piszemy na str. 20).
Liberałowie wierzą, że droga do lepszego świata prowadzi przez zmaganie z moralnymi defektami innych – społeczeństwa. Dobry człowiek to ktoś, kto nie szczędzi sił w wyszukiwaniu u innych dowodów homofobii, rasizmu, seksizmu. W ostateczności może napiętnować polski prymitywizm czy zawiść. Uniwersalne wady ludzkie klasyczny liberał przypisuje wyłącznie polskiemu narodowi. To nobilituje go do roli zbawcy „tego narodu”.
Konserwatyści wierzą, że świat można zmieniać tylko przez naprawę moralną jednostki. Pracę nad własnym charakterem. Lewica nie zajmuje się charakterem, przeciwnie, w tym względzie jest niezwykle tolerancyjna. Polityk spiskujący i bełkocący w pijanym widzie jest, co najwyżej, ofiarą nienawistnie podejrzliwego narodu i opozycyjnych wysłanników, którzy go nagrali. Konserwatysta z góry przekreśla polityka, który naciągał budżet przy rozliczaniu kilometrówek, liberał z troską pochyli się nad jego niskimi zarobkami. Liberałowie to urodzeni aktywiści. Z pasją rzucają się do walki z globalnym ociepleniem, stygmatyzowaniem muzułmańskich fundamentalistów czy potępiają gwałt. Młode damy przebierają się w wyuzdane stroje i w ten sposób demaskują skazę męskiego rodzaju śliniącego się na ich wdzięki. Konserwatyści winę upatrują w jednostce. To nie system i natura czyni z nas bandytę, ale skaza charakteru.
Konserwatyści chcą zaostrzenia kar dla gwałcicieli, a nie napiętnowania każdego faceta. Chcą skazać Romana Polańskiego za czyny pedofilskie, a lewica broni go z uwagi na piękno duszy artystycznej. Lewica uważa rząd za najważniejszą siłę w społeczeństwie. I chce, żeby kontrolował każdy zakamarek naszego życia. Klasyczny liberał wybucha śmiechem na myśl, że to rodzice mają decydować, czy sześciolatki puszczać do szkoły. Nikt nie ma prawa naruszać monopolu rządu. Nawet rodzina.
Konserwatysta wierzy, że suwerenem jest naród, a rozbudowa struktur państwa prowadzi do zagłady cywilizacji. Duże państwo potęguje korupcję. Politycy, niezależnie od partii czy narodu, zamieniają swoje wpływy na osobiste korzyści. Nie ma innego sposobu na ograniczenie korupcji niż ograniczenie państwa. Większy rząd, żeby uzasadnić swój byt, musi rozdawać coraz więcej pieniędzy – jałmużny, pensji, pomocy socjalnej. Im więcej rozdaje, tym szybciej rosną potrzeby tych, którzy zamiast na pracy polegają na pomocy. Grecja zbankrutowała nie dlatego, że była biedna, ale dlatego że za dużo ludzi żyło z jałmużny.
Podatki w lewicowym państwie muszą nieustannie rosnąć, żeby płacić za coraz więcej zobowiązań i potrzeb politycznych urzędników. W pewnym momencie firmy wytwarzające większość bogactwa zaczynają mniej wytwarzać albo wytwarzają to w szarej strefie. Na rynku robi się mniej pracy i więcej ludzi emigruje. Jednym słowem, w miarę jak przybywa rządu, ubywa narodu – monetarnie i fizycznie.
Gdy lewicowy rząd staje się zbyt duży, by finansować swoje potrzeby z tradycyjnych podatków, ucieka się do nietradycyjnych sposobów. Radykalizuje swoją ideologię w stronę komunizmu czy faszyzmu. Szuka rozwiązań w terrorze wewnętrznym i zewnętrznym. Wszystkie zbrodnicze reżimy od drugiej wojny do rosyjskiej agresji ostatnich lat wywodziły się z dużych rządów, które chciały być większe. Zawsze w imię troski o swoich obywateli. Dlatego Ronald Reagan głęboko wierzył, że liberalizm jest złem wcielonym.
Liberałowie wierzą, że droga do lepszego świata prowadzi przez zmaganie z moralnymi defektami innych – społeczeństwa. Dobry człowiek to ktoś, kto nie szczędzi sił w wyszukiwaniu u innych dowodów homofobii, rasizmu, seksizmu. W ostateczności może napiętnować polski prymitywizm czy zawiść. Uniwersalne wady ludzkie klasyczny liberał przypisuje wyłącznie polskiemu narodowi. To nobilituje go do roli zbawcy „tego narodu”.
Konserwatyści wierzą, że świat można zmieniać tylko przez naprawę moralną jednostki. Pracę nad własnym charakterem. Lewica nie zajmuje się charakterem, przeciwnie, w tym względzie jest niezwykle tolerancyjna. Polityk spiskujący i bełkocący w pijanym widzie jest, co najwyżej, ofiarą nienawistnie podejrzliwego narodu i opozycyjnych wysłanników, którzy go nagrali. Konserwatysta z góry przekreśla polityka, który naciągał budżet przy rozliczaniu kilometrówek, liberał z troską pochyli się nad jego niskimi zarobkami. Liberałowie to urodzeni aktywiści. Z pasją rzucają się do walki z globalnym ociepleniem, stygmatyzowaniem muzułmańskich fundamentalistów czy potępiają gwałt. Młode damy przebierają się w wyuzdane stroje i w ten sposób demaskują skazę męskiego rodzaju śliniącego się na ich wdzięki. Konserwatyści winę upatrują w jednostce. To nie system i natura czyni z nas bandytę, ale skaza charakteru.
Konserwatyści chcą zaostrzenia kar dla gwałcicieli, a nie napiętnowania każdego faceta. Chcą skazać Romana Polańskiego za czyny pedofilskie, a lewica broni go z uwagi na piękno duszy artystycznej. Lewica uważa rząd za najważniejszą siłę w społeczeństwie. I chce, żeby kontrolował każdy zakamarek naszego życia. Klasyczny liberał wybucha śmiechem na myśl, że to rodzice mają decydować, czy sześciolatki puszczać do szkoły. Nikt nie ma prawa naruszać monopolu rządu. Nawet rodzina.
Konserwatysta wierzy, że suwerenem jest naród, a rozbudowa struktur państwa prowadzi do zagłady cywilizacji. Duże państwo potęguje korupcję. Politycy, niezależnie od partii czy narodu, zamieniają swoje wpływy na osobiste korzyści. Nie ma innego sposobu na ograniczenie korupcji niż ograniczenie państwa. Większy rząd, żeby uzasadnić swój byt, musi rozdawać coraz więcej pieniędzy – jałmużny, pensji, pomocy socjalnej. Im więcej rozdaje, tym szybciej rosną potrzeby tych, którzy zamiast na pracy polegają na pomocy. Grecja zbankrutowała nie dlatego, że była biedna, ale dlatego że za dużo ludzi żyło z jałmużny.
Podatki w lewicowym państwie muszą nieustannie rosnąć, żeby płacić za coraz więcej zobowiązań i potrzeb politycznych urzędników. W pewnym momencie firmy wytwarzające większość bogactwa zaczynają mniej wytwarzać albo wytwarzają to w szarej strefie. Na rynku robi się mniej pracy i więcej ludzi emigruje. Jednym słowem, w miarę jak przybywa rządu, ubywa narodu – monetarnie i fizycznie.
Gdy lewicowy rząd staje się zbyt duży, by finansować swoje potrzeby z tradycyjnych podatków, ucieka się do nietradycyjnych sposobów. Radykalizuje swoją ideologię w stronę komunizmu czy faszyzmu. Szuka rozwiązań w terrorze wewnętrznym i zewnętrznym. Wszystkie zbrodnicze reżimy od drugiej wojny do rosyjskiej agresji ostatnich lat wywodziły się z dużych rządów, które chciały być większe. Zawsze w imię troski o swoich obywateli. Dlatego Ronald Reagan głęboko wierzył, że liberalizm jest złem wcielonym.