Euro-oligarchowie lubią powtarzać, że „Koniec euro to koniec Europy”. Należałoby doprecyzować - chodzi o Euro-biurokrację i cały misterny system regulacji, w którym rozpuszcza się integralność narodowa każdego z państw stowarzyszonych.
Porozumienie z Grecją przenosi europejski koncept do zupełnie nowego wymiaru. Dotychczas ograniczonego do państw podbitych. Po 185 latach Grecja traci swoją niepodległość bez jednego strzału. Podpisać ma pakt porównywalny tylko do Traktatu Wersalskiego, który 96 lat temu zwasalizował Niemcy.
Można oczywiście dowodzić, że Grecy swoimi oszustwami, nadużywaniem zaufania bogatszych państw strefy zasłużyli sobie na ten los. Muszą przyjąć upokarzający pakt, jeżeli chcą pozostać częścią unijnej społeczności. Czego nie da się jednak dowieść, to że Grecja pozostanie suwerennym państwem.
Szef Europejskiego Parlamentu Martin Schulz bez specjalnego skrępowania na zakończenie negocjacyjnego maratonu przyznał: "pytanie o utratę suwerenności jest tu oczywiście zasadne”.
Po doświadczeniach Francji, Holandii i Irlandii wiemy już, że referenda narodowe nie mają żadnego znaczenia. Albo zostaną uznane za niebyłe, albo jak w przypadku Irlandii trzeba je będzie powtarzać aż do skutku. Teraz po greckiej epopei wiem, że nie ma większego sensu układanie własnego budżetu, czy powoływanie ministrów finansów, skoro i tak decyzje zapadać będą w Berlinie.
Pomysł zapakowania do jednego funduszu wszystkich sieci energetycznych, telekomunikacyjnych, portów, torów, węzłów kolejowych może być niezwykle kuszący dla euro-oligarchów. Fundusz z siedzibą w Luksemburgu, formalnie przez nikogo nie kontrolowany, ale zarządzający wszystkimi ścieżkami naszego życia. Grecja pokazuje nam, jak może wyglądać europejska Unia Fiskalna oparta o Unię Bankową, od której już krok do Unii Podatkowej. Podatki i wydatki sterowane za pośrednictwem lokalnych ministrów przez anonimowych urzędników EBC, MFW, Komisji Europejskiej. Jednego nad-rządu, jednej Europy, który odpowiada tylko przed garstką najpotężniejszych tego świata. Nigdy chyba pytanie o nasze wejście do strefy euro nie było tak zasadne.
Można oczywiście dowodzić, że Grecy swoimi oszustwami, nadużywaniem zaufania bogatszych państw strefy zasłużyli sobie na ten los. Muszą przyjąć upokarzający pakt, jeżeli chcą pozostać częścią unijnej społeczności. Czego nie da się jednak dowieść, to że Grecja pozostanie suwerennym państwem.
Szef Europejskiego Parlamentu Martin Schulz bez specjalnego skrępowania na zakończenie negocjacyjnego maratonu przyznał: "pytanie o utratę suwerenności jest tu oczywiście zasadne”.
Po doświadczeniach Francji, Holandii i Irlandii wiemy już, że referenda narodowe nie mają żadnego znaczenia. Albo zostaną uznane za niebyłe, albo jak w przypadku Irlandii trzeba je będzie powtarzać aż do skutku. Teraz po greckiej epopei wiem, że nie ma większego sensu układanie własnego budżetu, czy powoływanie ministrów finansów, skoro i tak decyzje zapadać będą w Berlinie.
Pomysł zapakowania do jednego funduszu wszystkich sieci energetycznych, telekomunikacyjnych, portów, torów, węzłów kolejowych może być niezwykle kuszący dla euro-oligarchów. Fundusz z siedzibą w Luksemburgu, formalnie przez nikogo nie kontrolowany, ale zarządzający wszystkimi ścieżkami naszego życia. Grecja pokazuje nam, jak może wyglądać europejska Unia Fiskalna oparta o Unię Bankową, od której już krok do Unii Podatkowej. Podatki i wydatki sterowane za pośrednictwem lokalnych ministrów przez anonimowych urzędników EBC, MFW, Komisji Europejskiej. Jednego nad-rządu, jednej Europy, który odpowiada tylko przed garstką najpotężniejszych tego świata. Nigdy chyba pytanie o nasze wejście do strefy euro nie było tak zasadne.