Nie robiłam zakupów na kartki, nie stałam godzinami w kolejce po bochenek chleba, nie zamawiałam dżinsów od cioci z Ameryki. Nie spacerowałam ulicami miasta na znak protestu podczas emisji „Dziennika Telewizyjnego”, nie wracałam też do domu tuż przed godz. 22.00, obawiając się godziny policyjnej. Dobrze jednak poznałam historię tamtych czasów. Pomogły mi w tym nie tylko książki, ale przede wszystkim relacje osób, które miałam okazję i szczęście spotkać na swojej drodze. Pomógł mi też On. Bohater. Prezydent. Laureat Nagrody Nobla. Lech Wałęsa. Agent. Bolek.
Różniliśmy się diametralnie, choć pozornie oboje kochamy Polskę. Ze zdziwieniem przecierałam oczy, gdy Wałęsa, unosząc swoje dłonie ku górze, mówił jak bardzo poświęcił się dla dobra narodu, że mógł być carem, a stał się zwykłym robotnikiem – w imię ojczyzny, rzecz jasna. Później okazało się, że wyprowadził Polskę z komunizmu niemalże samodzielnie, że Jan Paweł II nie brał w tym udziału, i że błędnie przypisuje mu się jakikolwiek zasługi związane z tym okresem.
Kim dzisiaj jest Lech Wałęsa? Jedni uważają go za dumę Polski, inni mówią wprost: sprzedawczyk. W świecie polityki niełatwo jest o jednoznaczny osąd, ale z faktami ciężko jest dyskutować. Jakkolwiek chciałoby się bronić byłego prezydenta, i jakkolwiek były prezydent chciałby bronić się sam, każde jego słowo brzmi nieudolnie w obliczu dokumentów, które ujrzały światło dziennie. „Podpisałem” mówi Wałęsa, ale nie pamięta co i nie pamięta kiedy. Pieniądze? Owszem, wpłynęły na konto, ale to wygrana w Totolotka. Kornel Morawiecki spuentował to zdaniem, iż czuje się poniżony tłumaczeniem Wałęsy, który zachowuje się jak przyłapany złodziejaszek. Do sprawy odniósł się także sam prezydent Andrzej Duda, twierdząc, iż po dwudziestu siedmiu latach -od 1989 roku- w szafie, w prywatnym domu, u człowieka, który od 24 lat nie pełnił żadnej funkcji publicznej znaleziono tajne dokumenty służb, które dawno powinny być zwrócone zgodnie z obowiązującym prawem. Prawo, jak widać nie działało wtedy, ani nie działa dzisiaj. Ile takich domów jest jeszcze w Polsce? – Pyta prezydent. Nikt tego nie wie i obawiam się, że jeszcze długo się nie dowie. Ale prawda ma to do siebie, że jest nieśmiertelna. Nawet po śmierci innych, czego dowody właśnie oglądamy.
Odręcznie zobowiązanie do współpracy, potwierdzenia odbioru pieniędzy, donosy na kolegów - to tylko część informacji, jakie zaczerpnięto z ujawnionych dokumentów. Kiszczak życzył sobie, aby dokumenty ujawnione zostały 5 lat po śmierci Wałęsy. Argumentował to troską o spokój w ocenie najnowszej historii. Stało się inaczej. Lech Wałęsa żyje, a ocenie wcale nie towarzyszy spokój.
Henryka Krzywonos, która przez wiele lat pracowała jako tramwajarka, dzisiaj wcieliła się w rolę grafologa. Uparcie twierdzi, iż podpisy „Bolka” są sfałszowane. Były prezydent, Bronisław Komorowski również zaapelował do społeczeństwa, aby bronić dobrego imienia Wałęsy, bo jest to równoznaczne z obroną dobrego imienia Polski. Martwi mnie takie porównanie, ponieważ jako prawdziwej patriotce, szalenie zakochanej w swoim kraju, narzuca się troskę o człowieka, który być może ten kraj zdradził. A przynajmniej czerpał korzyści, także materialne, w momencie, gdy inni walczyli o wolność. To trudny sprawdzian dla całego społeczeństwa. Największym współczuciem otaczam Solidarnościowców, którzy wtedy byli skłonni oddać swoje życie, a dzisiaj się o nich milczy. Tak, znam takich ludzi. I, choć to bolesne, nie czują się oni przyjaciółmi Lecha.
Ludzie czują dziwny dyskomfort, gdy w grę wchodzi prawo i sprawiedliwość (nie mylić z partią rządzącą). I nagle okazuje się, że "strach" opozycji nie nazywa się Kaczyński, Kamiński, Rydzyk ani średniowiecze. On nazywa się "prawda". I to przed nią czują lęk.
- Nie będzie legendy Lecha Wałęsy. Odejdzie w przeszłość tak jak na to zasłużył – powiedział Antoni Macierewicz. Przykra sprawa. Odwołam się do niej za kolejne 25 lat.
Kim dzisiaj jest Lech Wałęsa? Jedni uważają go za dumę Polski, inni mówią wprost: sprzedawczyk. W świecie polityki niełatwo jest o jednoznaczny osąd, ale z faktami ciężko jest dyskutować. Jakkolwiek chciałoby się bronić byłego prezydenta, i jakkolwiek były prezydent chciałby bronić się sam, każde jego słowo brzmi nieudolnie w obliczu dokumentów, które ujrzały światło dziennie. „Podpisałem” mówi Wałęsa, ale nie pamięta co i nie pamięta kiedy. Pieniądze? Owszem, wpłynęły na konto, ale to wygrana w Totolotka. Kornel Morawiecki spuentował to zdaniem, iż czuje się poniżony tłumaczeniem Wałęsy, który zachowuje się jak przyłapany złodziejaszek. Do sprawy odniósł się także sam prezydent Andrzej Duda, twierdząc, iż po dwudziestu siedmiu latach -od 1989 roku- w szafie, w prywatnym domu, u człowieka, który od 24 lat nie pełnił żadnej funkcji publicznej znaleziono tajne dokumenty służb, które dawno powinny być zwrócone zgodnie z obowiązującym prawem. Prawo, jak widać nie działało wtedy, ani nie działa dzisiaj. Ile takich domów jest jeszcze w Polsce? – Pyta prezydent. Nikt tego nie wie i obawiam się, że jeszcze długo się nie dowie. Ale prawda ma to do siebie, że jest nieśmiertelna. Nawet po śmierci innych, czego dowody właśnie oglądamy.
Odręcznie zobowiązanie do współpracy, potwierdzenia odbioru pieniędzy, donosy na kolegów - to tylko część informacji, jakie zaczerpnięto z ujawnionych dokumentów. Kiszczak życzył sobie, aby dokumenty ujawnione zostały 5 lat po śmierci Wałęsy. Argumentował to troską o spokój w ocenie najnowszej historii. Stało się inaczej. Lech Wałęsa żyje, a ocenie wcale nie towarzyszy spokój.
Henryka Krzywonos, która przez wiele lat pracowała jako tramwajarka, dzisiaj wcieliła się w rolę grafologa. Uparcie twierdzi, iż podpisy „Bolka” są sfałszowane. Były prezydent, Bronisław Komorowski również zaapelował do społeczeństwa, aby bronić dobrego imienia Wałęsy, bo jest to równoznaczne z obroną dobrego imienia Polski. Martwi mnie takie porównanie, ponieważ jako prawdziwej patriotce, szalenie zakochanej w swoim kraju, narzuca się troskę o człowieka, który być może ten kraj zdradził. A przynajmniej czerpał korzyści, także materialne, w momencie, gdy inni walczyli o wolność. To trudny sprawdzian dla całego społeczeństwa. Największym współczuciem otaczam Solidarnościowców, którzy wtedy byli skłonni oddać swoje życie, a dzisiaj się o nich milczy. Tak, znam takich ludzi. I, choć to bolesne, nie czują się oni przyjaciółmi Lecha.
Ludzie czują dziwny dyskomfort, gdy w grę wchodzi prawo i sprawiedliwość (nie mylić z partią rządzącą). I nagle okazuje się, że "strach" opozycji nie nazywa się Kaczyński, Kamiński, Rydzyk ani średniowiecze. On nazywa się "prawda". I to przed nią czują lęk.
- Nie będzie legendy Lecha Wałęsy. Odejdzie w przeszłość tak jak na to zasłużył – powiedział Antoni Macierewicz. Przykra sprawa. Odwołam się do niej za kolejne 25 lat.