20 miliardów dolarów - tyle samo, ile zadłużenie zagraniczne po Gierku - kosztuje nas kampania wyborcza Cimoszewicza i SLD
Aleksander Kwaśniewski coraz mniej dba o pozory "bycia prezydentem wszystkich Polaków", a coraz wyraźniej zaczyna funkcjonować jako rzecznik sztabów wyborczych SLD i Włodzimierza Cimoszewicza. Dlatego podpisuje wszystkie "prospołeczne" ustawy zgłaszane przez sojusz. Koszty jego hojności podatnik będzie ponosić także wtedy, kiedy Kwaśniewskiego na urzędzie już dawno nie będzie. A nie są to koszty małe - do roku 2020 nazbiera się niemal 20 mld USD. Tyle, ile za Gierka, który też zmarnotrawił 20 mld zielonych, koszty ich spłaty zostawiając następnym pokoleniom.
Dodatek prezydencki
Prezydenckie pióro sprawiło, że obecnie płaca minimalna będzie corocznie waloryzowana na podstawie wskaźnika inflacji oraz wysokości prognozowanego wskaźnika wzrostu PKB. W praktyce oznacza to w tym roku podwyżkę minimalnej płacy netto o mniej więcej 30 zł miesięcznie - z 617 zł do 642 zł. Jeżeli ktoś myśli, że koszty pracodawców zwiększą się stosunkowo nieznacznie, bo tylko o 50 zł (wynagrodzenie minimalne razem ze składkami i innymi pochodnymi rośnie z 1040 zł do 1091 zł), jest w błędzie. Aby uniknąć efektu domina o owe 30 zł netto (lub 51 zł brutto), trzeba podnieść wynagrodzenie niemal wszystkim zatrudnionym. A to już oznacza tak duże kwoty, że będą one ważyć na decyzjach przedsiębiorców o tworzeniu nowych miejsc pracy. Kilkaset milionów więcej będzie musiał także wydać budżet na podwyżki dla pracowników publicznych.
I wreszcie dodatki emerytalne. Przysługują tym, którzy w roku poprzednim osiągnęli dochód na osobę mniejszy niż 9600 zł rocznie (800 zł miesięcznie). Otrzymują oni dodatek w wysokości 10 proc. różnicy między wspomnianą kwotą a swoim dochodem. Gdyby była to ustawa epizodyczna, wprowadzająca jednorazowe świadczenie, wielkiej tragedii by to nie spowodowało. Ot, budżet (bo to on ma za to zapłacić!) musiałby wysupłać dodatkowo 1,5--1,8 mld zł. Ustawa przewiduje jednak, że takie świadczenia będą wypłacane także w przyszłości. A to oznacza, że chyłkiem i tylnymi drzwiami podwyższono najniższe świadczenia (najniższa emerytura zwiększa się o 27,3 zł, a najniższa renta - o 44,07 zł netto). Dodatkowo wprowadzenie jako wielkości wyznaczającej wysokość świadczenia pewnego minimum dochodowego będzie rodzić pokusę waloryzacji tej kwoty. Jest zatem prawie pewne, że będzie ona rosła i że tą jedną ustawą zafundowaliśmy budżetowi kolosalne wydatki (szacuje, że przez najbliższe pięć lat wyniosą one ca 10 mld zł).
Najmłodsi emeryci świata
Gwóźdź do trumny polskiego systemu ubezpieczeń społecznych Aleksander Kwaśniewski wbił jednak, podpisując ustawę o "zmianie ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz ustawy Karta Nauczyciela". Zawiera ona tylko dwie ważne regulacje. Wydłuża o rok prawo do przechodzenia na wcześniejsze emerytury dla wszystkich dotychczas do tego upoważnionych. Co więcej, bezterminowo przedłuża górnikom prawo do przechodzenia na emeryturę bez względu na wiek, po przepracowaniu 25 lat pod ziemią.
Wyjaśnijmy tutaj, że przeciętny górnik przechodzi obecnie na emeryturę w wieku 48 lat i otrzymuje emeryturę dwukrotnie wyższą niż średnia krajowa. Dwie trzecie z 200 tys. emerytów górniczych jest młodszych niż wynosi ustawowy wiek emerytalny 65 lat, a przeciętny wiek emeryta górniczego to 60 lat. Utrzymanie prawa tworzącego najmłodszych emerytów świata bez konieczności wpłacania przez nich (bądź przez pracodawców) dodatkowej składki kosztować będzie w roku 2008 tylko około 400 mln zł. Potem jednak czterdziestokilkuletnich emerytów będzie coraz więcej i ZUS będzie płacić z tego tytułu w 2009 r. - 1 mld, w 2010 r. - 2 mld, w 2011 - 3 mld, a w 2012 r. - już 4 mld zł. Łącznie do roku 2020 dobroć parlamentarzystów i Aleksandra Kwaśniewskiego będzie kosztować podatników 20 mld zł.
Dodajmy, że górnicy, choć szczególnie uprzywilejowani, nie są wyjątkiem. Jedna trzecia polskich emerytów zakończyła pracę w wieku młodszym niż ustawowy, co sprawia, że ich świadczenia są dotowane. Wszystkie wcześniejsze emerytury pochłaniają 14 mld zł rocznie, co oznacza, że każdy pracujący płaci rocznie 1200 zł na ich sfinansowanie. Oczywiste jest, że w związku z sytuacją na rynku pracy oraz zapowiedziami zniesienia (lub przynajmniej ograniczenia) szczególnych uprawnień zjawisko to się nasila. W roku ubiegłym na 140 tys. przyznanych emerytur aż 110 tys. stanowiły emerytury wcześniejsze. Wydłużenie o rok prawa do korzystania z "młodzieńczej emerytury" sprawi, że w przyszłym roku będzie ich jeszcze więcej. Ministerstwo Polityki Społecznej szacuje koszt tych emerytur w roku 2006 na niemal miliard złotych. I boję się, że to bardzo optymistyczne oceny.
Pierwszy górnik III RP
Tylko osoby bardzo naiwne przypuszczały, że Aleksander Kwaśniewski mimo apeli ekonomistów i negatywnego stosunku opinii publicznej zawetuje ustawę o górniczych przywilejach. Dlatego nikogo nie zdziwiło, że 15 sierpnia wieczorem służby prasowe prezydenta podały, że Aleksander Kwaśniewski zaakceptował nowelizację ustawy. Zdziwienie wzbudziło raczej dementi ogłoszone następnego dnia rano przez Jolantę Szymanek-Deresz. Zdziwienie trwało jednak krótko. Prezydent ustawę podpisał. I okazało się, że w całym tym cyrku chodziło o to, że Włodzimierz Cimoszewicz, kandydat na prezydenta RP, tego dnia całkiem przypadkiem udawał się - jako marszałek Sejmu - z gospodarską wizytą na Śląsk. I to on został wybrany na tego, który łamiącym się ze wzruszenia głosem zakomunikował górnikom tę radosną wiadomość. W ten sposób tandemowi prezydencko-marszałkowskiemu udało się kosztem 20 mld zł kupić na Śląsku trochę głosów. Co będzie, jeżeli nie wystarczą do zwycięstwa? Czy w takim wypadku obaj panowie choć w części nie powinni pokryć kosztów tego prezentu? W końcu na biednych nie trafiło, a poza tym jeden ma bogatą żonę, a drugiemu zawsze może pomóc córka z Ameryki.
Dodatek prezydencki
Prezydenckie pióro sprawiło, że obecnie płaca minimalna będzie corocznie waloryzowana na podstawie wskaźnika inflacji oraz wysokości prognozowanego wskaźnika wzrostu PKB. W praktyce oznacza to w tym roku podwyżkę minimalnej płacy netto o mniej więcej 30 zł miesięcznie - z 617 zł do 642 zł. Jeżeli ktoś myśli, że koszty pracodawców zwiększą się stosunkowo nieznacznie, bo tylko o 50 zł (wynagrodzenie minimalne razem ze składkami i innymi pochodnymi rośnie z 1040 zł do 1091 zł), jest w błędzie. Aby uniknąć efektu domina o owe 30 zł netto (lub 51 zł brutto), trzeba podnieść wynagrodzenie niemal wszystkim zatrudnionym. A to już oznacza tak duże kwoty, że będą one ważyć na decyzjach przedsiębiorców o tworzeniu nowych miejsc pracy. Kilkaset milionów więcej będzie musiał także wydać budżet na podwyżki dla pracowników publicznych.
I wreszcie dodatki emerytalne. Przysługują tym, którzy w roku poprzednim osiągnęli dochód na osobę mniejszy niż 9600 zł rocznie (800 zł miesięcznie). Otrzymują oni dodatek w wysokości 10 proc. różnicy między wspomnianą kwotą a swoim dochodem. Gdyby była to ustawa epizodyczna, wprowadzająca jednorazowe świadczenie, wielkiej tragedii by to nie spowodowało. Ot, budżet (bo to on ma za to zapłacić!) musiałby wysupłać dodatkowo 1,5--1,8 mld zł. Ustawa przewiduje jednak, że takie świadczenia będą wypłacane także w przyszłości. A to oznacza, że chyłkiem i tylnymi drzwiami podwyższono najniższe świadczenia (najniższa emerytura zwiększa się o 27,3 zł, a najniższa renta - o 44,07 zł netto). Dodatkowo wprowadzenie jako wielkości wyznaczającej wysokość świadczenia pewnego minimum dochodowego będzie rodzić pokusę waloryzacji tej kwoty. Jest zatem prawie pewne, że będzie ona rosła i że tą jedną ustawą zafundowaliśmy budżetowi kolosalne wydatki (szacuje, że przez najbliższe pięć lat wyniosą one ca 10 mld zł).
Najmłodsi emeryci świata
Gwóźdź do trumny polskiego systemu ubezpieczeń społecznych Aleksander Kwaśniewski wbił jednak, podpisując ustawę o "zmianie ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz ustawy Karta Nauczyciela". Zawiera ona tylko dwie ważne regulacje. Wydłuża o rok prawo do przechodzenia na wcześniejsze emerytury dla wszystkich dotychczas do tego upoważnionych. Co więcej, bezterminowo przedłuża górnikom prawo do przechodzenia na emeryturę bez względu na wiek, po przepracowaniu 25 lat pod ziemią.
Wyjaśnijmy tutaj, że przeciętny górnik przechodzi obecnie na emeryturę w wieku 48 lat i otrzymuje emeryturę dwukrotnie wyższą niż średnia krajowa. Dwie trzecie z 200 tys. emerytów górniczych jest młodszych niż wynosi ustawowy wiek emerytalny 65 lat, a przeciętny wiek emeryta górniczego to 60 lat. Utrzymanie prawa tworzącego najmłodszych emerytów świata bez konieczności wpłacania przez nich (bądź przez pracodawców) dodatkowej składki kosztować będzie w roku 2008 tylko około 400 mln zł. Potem jednak czterdziestokilkuletnich emerytów będzie coraz więcej i ZUS będzie płacić z tego tytułu w 2009 r. - 1 mld, w 2010 r. - 2 mld, w 2011 - 3 mld, a w 2012 r. - już 4 mld zł. Łącznie do roku 2020 dobroć parlamentarzystów i Aleksandra Kwaśniewskiego będzie kosztować podatników 20 mld zł.
Dodajmy, że górnicy, choć szczególnie uprzywilejowani, nie są wyjątkiem. Jedna trzecia polskich emerytów zakończyła pracę w wieku młodszym niż ustawowy, co sprawia, że ich świadczenia są dotowane. Wszystkie wcześniejsze emerytury pochłaniają 14 mld zł rocznie, co oznacza, że każdy pracujący płaci rocznie 1200 zł na ich sfinansowanie. Oczywiste jest, że w związku z sytuacją na rynku pracy oraz zapowiedziami zniesienia (lub przynajmniej ograniczenia) szczególnych uprawnień zjawisko to się nasila. W roku ubiegłym na 140 tys. przyznanych emerytur aż 110 tys. stanowiły emerytury wcześniejsze. Wydłużenie o rok prawa do korzystania z "młodzieńczej emerytury" sprawi, że w przyszłym roku będzie ich jeszcze więcej. Ministerstwo Polityki Społecznej szacuje koszt tych emerytur w roku 2006 na niemal miliard złotych. I boję się, że to bardzo optymistyczne oceny.
Pierwszy górnik III RP
Tylko osoby bardzo naiwne przypuszczały, że Aleksander Kwaśniewski mimo apeli ekonomistów i negatywnego stosunku opinii publicznej zawetuje ustawę o górniczych przywilejach. Dlatego nikogo nie zdziwiło, że 15 sierpnia wieczorem służby prasowe prezydenta podały, że Aleksander Kwaśniewski zaakceptował nowelizację ustawy. Zdziwienie wzbudziło raczej dementi ogłoszone następnego dnia rano przez Jolantę Szymanek-Deresz. Zdziwienie trwało jednak krótko. Prezydent ustawę podpisał. I okazało się, że w całym tym cyrku chodziło o to, że Włodzimierz Cimoszewicz, kandydat na prezydenta RP, tego dnia całkiem przypadkiem udawał się - jako marszałek Sejmu - z gospodarską wizytą na Śląsk. I to on został wybrany na tego, który łamiącym się ze wzruszenia głosem zakomunikował górnikom tę radosną wiadomość. W ten sposób tandemowi prezydencko-marszałkowskiemu udało się kosztem 20 mld zł kupić na Śląsku trochę głosów. Co będzie, jeżeli nie wystarczą do zwycięstwa? Czy w takim wypadku obaj panowie choć w części nie powinni pokryć kosztów tego prezentu? W końcu na biednych nie trafiło, a poza tym jeden ma bogatą żonę, a drugiemu zawsze może pomóc córka z Ameryki.
Więcej możesz przeczytać w 34/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.