Putin przyjedzie najprawdopodobniej już 8 września do Berlina, by wraz z kanclerzem Gerhardem Schroederem uczestniczyć w podpisaniu umowy, której wartość szacuje się na wiele miliardów euro. A przecież niemiecko-rosyjskie spotkanie na szczycie w Moskwie zostało wyznaczone w połowę października.
"FAZ" zaznacza, że Putin i Schroeder są co prawda jedynie "patronami", a nie "stronami" tego projektu, jednak nagłe przyspieszenie terminu spotkania, by zdążyć przed wyborami do Bundestagu oraz zmiana miejsca z Moskwy na Berlin nie mają jedynie symbolicznego znaczenia - uważa komentator.
Gazeta przypomina, że za trzy lata kończy się prezydentura Putina, a ze Schroederem łączą go serdeczne więzi nie tylko polityczne, ale również prywatne. Prezydent Rosji woli, by przestarzałe rosyjskie koncerny naftowe i gazowe unowocześniali Niemcy, a nie Amerykanie. Dla Schroedera i niemieckich koncernów jest to oczywiście wymarzony układ. Z tego powodu Berlin milczał, gdy za pomocą niezgodnych z prawem metod wyłączono z gry związanego z Amerykanami naftowego magnata Michaiła Chodorkowskiego - podkreśla gazeta.
"Już wtedy stało się widoczne, że strategiczne decyzje (dotyczące dostaw energii) zwiększają wpływ Rosji na Niemcy" - twierdzi "FAZ". Wpływ ten odczuły także nowe kraje UE, leżące na wschód od Niemiec. Dlatego z wielkim zadowoleniem przyjęły stanowisko kandydatki chadeków na kanclerza Angeli Merkel, że nie będzie ponad ich głowami negocjować z Moskwą.
"Te słowa usłyszano także w Moskwie. Stąd bierze się zapewne pośpiech Putina. Jest on dowodem na to, że Putin nie chce przyznać krajom z dawnego radzieckiego przedsionka żadnego wpływu na swoją politykę gospodarczą" - pisze "FAZ".
ika, pap