Oświadczył, że nie jest najemnikiem, przyjaźni się z Cimoszewiczem od 36 lat i pracuje w kampanii "bez grosza wynagrodzenia".
W czwartek Tusk zapowiedział, że w swojej kampanii nie będzie komentował wystąpień "najemników pana Cimoszewicza". W ten sposób Tusk odniósł się do apelu, jaki skierował do niego Nałęcz. Nałęcz powiedział w czwartek, że oczekuje, iż lider Platformy wyjaśni, czy poseł PO Konstanty Miodowicz miał coś wspólnego ze sprawą b. asystentki Cimoszewicza, Anny Jaruckiej, oraz że zażąda od niego podania nazwiska osoby, która skontaktowała go z Jarucką. Chce także, by Tusk wyjaśnił, czy ktoś z PO miał coś wspólnego z "prowokacją" przeciwko Cimoszewiczowi do jakiej - jego zdaniem - doszło w czwartkowych "Sygnałach Dnia".
Podczas rozmowy z Nałęczem w "Sygnałach dnia" prowadząca program poinformowała, że do dziennikarzy zostały wysłane e-maile ze słowami, które rzekomo miał wypowiedzieć Cimoszewicz podczas XIII plenum KC PZPR w 1983 r.: "Stale i szczerze dążymy do rozbudowy pomostów ułatwiających ludziom przechodzenie na naszą stronę, na stronę socjalizmu. To Lenin uczył, że nie może uważać się za komunistę ten, kto nie pozyska osobiście dla sprawy choć jednego nieprzekonanego".
"Marszałek jest oburzony, że człowiek, który na tysiącach billboardów przedstawia się jako człowiek z zasadami, oskarża go o to, że otaczają go ludzie niepodzielający jego systemu wartości, niepodzielający jego wizji prezydentury tylko najemnicy pracujący za pieniądze" - powiedział Nałęcz.
Jak dodał, on sam wybacza Tuskowi "tę inwektywę".
em, ss, pap