"Poroszenko, Tretiakow i (ich) ekipa powołując się na prezydenta umieszczają wszędzie swoich (ludzi), świadomie wywierają naciski na władze sądownicze, swobodnie poczynają sobie w procesach prywatyzacyjnych" - powiedział Zinczenko. "Wydaje się, że mamy do czynienia z powielaniem systemu (poprzedniego prezydenta Leonida) Kuczmy. Nawet partię zakłada się nie jak organizację polityczną, lecz jak biznes-klub".
Jego zdaniem, Juszczenko nic o tym nie wie. - Jest odcięty od realnych informacji o wydarzeniach w państwie i "żyje w wirtualnej rzeczywistości".
Zinczenko twierdzi, że niejednokrotnie prosił go o "ograniczenie Poroszenki" i że postulat ten był jego głównym warunkiem dalszej współpracy z Juszczenką. - Negatywne procesy zachodzące na Ukrainie można jeszcze zatrzymać. W przeciwnym razie - jak powiedział - w kraju "może dojść do kontrrewolucji".
Swe dotychczasowe milczenie na temat korupcji w otoczeniu prezydenta Zinczenko wyjaśnił "chęcią zachowania jedności" w ukraińskim kierownictwie.
"Swoją dymisją chcę ostro i publicznie uświadomić zarówno prezydentowi, jak i ekipie rządzącej, że istnieje skrajne zagrożenie. Tych, którzy uważają, że bałagan był, jest i będzie, chcę uprzedzić, iż głęboko się mylą" - zaznaczył.
Zapewnił, że "nie walczy o dywidendy, fabryki czy przywileje". Podkreślił, że chce "spełnić zobowiązania", jakie dawna opozycja, sprawująca obecnie władzę, wzięła na siebie "na Majdanie", czyli Placu Niepodległości w Kijowie, gdzie w ubiegłym roku rozgrywała się "pomarańczowa rewolucja", która wyniosła Juszczenkę na urząd prezydenta.
Oskarżenia te odrzuca Poroszenko. Na konferencji prasowej Zinczenki oświadczył, że nie są one poparte żadnymi dowodami. "Sądzę, że zachowanie pana Zinczenki to efekt przemęczenia i nagromadzenia emocji" - powiedział. Dymisję byłego szefa administracji prezydenckiej i oskarżenia o korupcję w jego otoczeniu określił jako "zaplanowaną akcję, mającą na celu doprowadzenie do rozłamu w ekipie rządzącej".
Prezydent Wiktor Juszczenko, który przyjął dymisję Zinczenki, dotąd nie zareagował na zarzuty pod adresem jego najbliższych współpracowników. W imieniu prezydenta wypowiedziała się natomiast rzeczniczka Iryna Heraszczenko. Jej zdaniem wzajemne pretensje Zinczenki i Poroszenki wymagają odpowiednich dowodów. Zapewniła, że w ekipie prezydenta "nie ma świętych krów", ale "nie można ogłaszać +polowania na czarownice+". "Prezydent powinien kierować się w swojej polityce kadrowej wyłącznie faktami i prawem, a nie plotkami i podejrzeniami" - oświadczyła.
em, pap