Zarzuty formalne wobec Zanussiego można mnożyć. Ale trzeba podkreślić, że reżyser konsekwentnie kręci każdy film w ten sam sposób. Lata pracy za kamerą i tysiące kilometrów naświetlonej taśmy filmowej sprawiły, że udało mu się wypracować, własny, rozpoznawalny i oryginalny styl - w czasach, gdy zdecydowana większość reżyserów mniej lub bardziej umiejętnie ściąga od Tarantino, to niebagatelna zaleta. Reżyser nie boi się także podejmować trudnych tematów, pytać o sens życia, o jakość własnych życiowych wyborów. Czasami (jak w "Suplemencie" do "Śmiertelnej choroby...") wychodzi to płasko i banalnie. Jednak w "Personie..." wiele pytań postawionych przez reżysera - nawet jak nie ma na nie odpowiedzi - jest bardzo celnych.
Zanussi ma teraz swoje pięć minut. Przez lata, mimo zmasowanej krytyki (na forach internetowych nikt nie pisze o nim inaczej niż ?Zanudzi?), kultywował swój styl i teraz zbiera za to oklaski, chociażby na festiwalu w Wenecji. Wyraźnie widać, że widzowie są coraz bardziej zmęczeni masowym kinem - stąd coraz większa popularność starych mistrzów kina autorskiego jak Jim Jarmush, David Cronenberg, Wim Wenders. Zanussi zalicza się do tego kręgu i on także doświadcza tej sławy. Należy mu się.
Agaton Koziński