Reżim talibów utrzymuje się z zysków osiąganych ze sprzedaży narkotyków
Talibowie kontrolują dziś rzekomo 85 proc. obszaru Afganistanu. - Gdyby to nawet była prawda, z pewnością nie kontrolują dusz 85 proc. mieszkańców - mówi Ahmed Szah Masud, szef Północnego Przymierza, przeciwstawiającego się rządom nawiedzonych uczniów szkół koranicznych. Świat ponownie zwrócił uwagę na tę enklawę skrajnego religijnego fanatyzmu, gdy porwanie samolotu afgańskich linii lotniczych Ariana przybrało niespodziewany obrót. Przez kilka dni agencje prasowe donosiły, że porywacze chcą uwolnienia Ismaila Khana (dawnego gubernatora prowincji Herat), opozycyjnego wobec rządzących w Kabulu talibów. Tymczasem ku zaskoczeniu Brytyjczyków siedemdziesięciu pasażerów porwanego samolotu poprosiło o azyl polityczny w Wielkiej Brytanii. Talibowie wezwali Londyn do surowego potraktowania porywaczy, odwołując się do potrzeby zwalczania terroryzmu. Tymczasem to właśnie reżim zaprowadzony przez świątobliwych mężów pod przywództwem jednookiego mułły Omara odbiera Afgańczykom nadzieję na jakąkolwiek zmianę w kraju. Prześladowania ludności, zakaz oglądania telewizji i oświaty dla kobiet, przymuszanie niewiast do zakrywania całego ciała i egzekucje przedstawicieli opozycji stały się "znakiem firmowym" reżimu talibów, władających w Kabulu od września 1996 r. Brutalne represje, bieda i upływ czasu sprawiają, że stale powiększa się obóz przeciwników rządów Omara. Kabul jest nadal zrujnowany, na bazarach jest za mało żywności. Ludzie nie mają pieniędzy. Większość produktów żywnościowych oraz artykułów pierwszej potrzeby pochodzi z zagranicy, zwłaszcza z sąsiedniego Pakistanu. Prosperują tylko przemytnicy, ale szmugiel nie może dać zatrudnienia zbyt wielu obywatelom. Infrastruktura republiki została zdewastowana. Prąd i woda są na wagę złota, a telefony uchodzą za urządzenia luksusowe. Większa część sieci łączności padła ofiarą działań wojennych. Trwały one przeszło dwadzieścia lat, począwszy od sowieckiej inwazji w 1979 r. W kraju nie ma możliwości podjęcia normalnej pracy. Reżim talibów utrzymuje się z zysków osiąganych dzięki sprzedaży narkotyków. W okolicach Kandaharu i wzdłuż granicy z Pakistanem kwitnie nielegalny handel środkami odurzającymi. Według danych Programu ONZ ds. Kontroli Narkotyków, w 1998 r. aż 96 proc. z 2100 m3 opium wyprodukowanego w Afganistanie pochodziło z terenów kontrolowanych przez talibów. Obłudnie obiecali oni, że skończą z uprawą maku, jeśli ONZ dostarczy im ziarno do innych upraw. Tymczasem błyskawicznie kurczy się areał pszenicy, najważniejszego zboża uprawianego w tym kraju. Wypiera ją mak. Mułła Omar niewiele robi sobie z oskarżeń o sponsorowanie międzynarodowego terroryzmu. Nie słucha żądań wydania Osamy bin Ladena, saudyjskiego milionera, poświęcającego swą fortunę na finansowanie grup zbrojnych bojowników islamskich. Afgański przywódca twierdzi, że islam zabrania mu przekazania muzułmanina w ręce niewiernych. W Kandaharze ma się niedługo odbyć spotkanie na najwyższym szczeblu liderów 25 ugrupowań terrorystycznych z całego świata, które wypisały na swych sztandarach wojownicze hasła, często odwołując się do Allaha. Nadużywanie imienia Boga do niegodziwych celów jest coraz krytyczniej oceniane przez Iran, którym również rządzą duchowni. Nadal aktualna jest nagroda 5 mln USD, ufundowana przez USA za głowę korzystającego z gościny talibów bin Ladena. Tymczasem on i jego sojusznicy w Afganistanie uważają, że światowa rewolucja islamska jest nieunikniona. Jej powodzenie w dużym stopniu zależy od bojowego przygotowania "rycerzy półksiężyca". W ich wyszkoleniu mają pomóc obozy treningowe, rozsiane na północy i wschodzie kraju. Koło Heratu szkolą się m.in. oponenci oficjalnego Teheranu, niezadowoleni z politycznej odwilży zainicjowanej przez irańskiego prezydenta Mohammada Chatamiego. Do walki o władzę szykują się rebelianci uzbeccy, secesjoniści chińscy z prowincji Xinjiang, a także opozycjoniści pakistańscy i arabscy. Instruktorzy bin Ladena szkolą Jemeńczyków, Algierczyków, Egipcjan, Sudańczyków i Kenijczyków. Coraz więcej osób przybywa z rozdzieranej wewnętrznymi konfliktami Indonezji, najliczniejszego kraju islamskiego na świecie. W ośrodkach nie brakuje separatystów kaszmirskich. - Klucz do pokoju i wykorzenienia siedlisk terroryzmu w Afganistanie znajduje się w Pakistanie - podkreśla Chalil Fruzi, doradca kontrolującego północ kraju Ahmeda Szaha Masuda. - To w Islamabadzie powstały plany powołania do życia ruchu talibów, podporządkowanego pakistańskim służbom specjalnym - dodaje. Te rachuby okazały się krótkowzroczne. Po pierwszych sukcesach talibowie musieli się pogodzić z faktem, że nigdy nie opanują całego kraju. Niemożliwe jest zwłaszcza zdobycie północy, którą kontroluje Lew Panczsziru, dawny pogromca wojsk okupacyjnych Kremla, Ahmed Szah Masud. Talibowie czują, że sytuacja wymyka im się spod kontroli. Przemoc stosowana w imię realizacji spaczonych wyobrażeń o istocie islamu przysparza reżimowi coraz więcej przeciwników, nawet na zacofanej prowincji. Głośnym echem odbiła się niedawna egzekucja dwóch kobiet na placu w Kabulu. Dumni i rycerscy Afgańczycy nie uciekali się wcześniej do takich metod egzekwowania prawa wobec niewiast. Na dodatek talibowie oskarżyli grupę kobiet o udział w uprowadzeniu samolotu Ariana Airlines. Miały one pomóc w przerzuceniu pod ubraniem broni na pokład. Jeżeli nawet tak się stało (choć znając miejscowe warunki, wydaje się to mało prawdopodobne), to tylko dlatego, że Afganki nie mogą pracować, nie ma ich więc także wśród celników. Na lotnisku nikt nie kontroluje pasażerek, bowiem kontroli osobistych nie mogą dokonywać mężczyźni. Dyskryminowane kobiety z rozrzewnieniem wspominają lata 70., gdy mogły sprawować nawet urzędy ministerialne. Pewną odmianę losu mogłoby przynieść obalenie ultrakonserwatywnego mułły Omara. Zaślepionego kleryka mogliby zastąpić umiarkowani przywódcy religijni, których podobno nie brakuje w afgańskim establishmencie. Radykalne zmiany spowodowałby jednak dopiero powrót na tron monarszy Zahira Shaha, którego zmuszono do abdykacji w 1973 r. Czy jednak na odbudowie stabilnego Afganistanu może zależeć pakistańskiej juncie wojskowej? Należy w to wątpić. Stabilny Afganistan mógłby zagrozić dominacji Islamabadu w regionie. Silniejszy Afganistan mógłby się również upomnieć o Peszawar, który był kolebką afgańskiej dynastii Durranich.
Więcej możesz przeczytać w 9/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.