Skandaliczna jest także wypowiedź Cimoszewicza, że nie widzi wśród pozostałych kandydatów osoby godnej by piastować funkcję prezydenta. To nic innego jak namawianie do nie brania udziału w wyborach. Taka wypowiedź w ustach polityka jest rzeczą niebywałą. Wygląda na to, że Cimoszewicz nie dorósł jeszcze do demokracji.
Cimoszewicz największą krzywdę wyrządził SLD. Wyborcy Sojuszu nie mający już poważnego kandydata w wyborach prezydenckich mogą uznać, że to koniec partii. Część z nich prawdopodobnie zrezygnuje z głosowania na SLD i odda swoje poparcie SdPl, ale większość zasili rzeszę nie głosujących.
Na rezygnacji może skorzystać Donald Tusk. Większość głosów rezygnującego kandydata zazwyczaj przechodzi na tego, który ma największe poparcie w sondażach. Donald Tusk wbrew pozorom może się spodobać elektoratowi Cimoszewicza, jako kandydat umiarkowany. Kto wie czy efektem tego nie będzie zwycięstwo Tuska już w pierwszej turze wyborów. Marek Borowski, jedyny obecnie kandydat lewicy na prezydenta ma tak niskie poparcie, że trudno wyobrazić sobie, aby nagle zaczął odgrywać większą rolę.
Włodzimierz Cimoszewicz po dzisiejszej decyzji powinien zrobić to, co obiecywał pół roku temu - odejść z polityki i wrócić do swojego gospodarstwa w Kalinówce. Podobny los czeka Tomasza Nałęcza, który zmieniając kolejne partie i kandydatów na prezydenta skompromitował się nawet w oczach lewicowych wyborców.
Sergiusz Sachno