Program gospodarczy PiS ma wielką zaletę - jest niemożliwy do zrealizowania
Ponad 85 tys. dolarów kosztowało na początku lat 90. w USA stworzenie przez państwo miejsca pracy. To samo miejsce pracy stworzone przez prywatnych przedsiębiorców kosztowało 29 tys. dolarów. Wyliczył to amerykański ekonomista Thomas J. DiLorenzo z Instytutu Ludwiga von Misesa. Pieniądze podatników wydane na jeden nowy etat mogłyby posłużyć stworzeniu trzech, gdyby zamiast promować roboty publiczne lub finansowo zachęcać firmy do przyjmowania nowych pracowników, zdano się na wolny rynek. W Polsce zwycięskie Prawo i Sprawiedliwość proponuje nam powtórzenie błędów innych: po to, by się przekonać - wydawszy grube pieniądze - że nie da się zadekretować większego popytu na pracę.
Co miesiąc przez dwa lata firma, która utworzy nowe miejsce pracy, będzie otrzymywała ulgę w podatku CIT w wysokości 1000 zł plus zwolnienie z części składek na ZUS, które odprowadza za nowego pracownika - to próbka programu gospodarczego PiS "Silna polska gospodarka - rozwój przez zatrudnienie". W zamyśle autorów skuszeni finansowymi grantami przedsiębiorcy rzucą się do zatrudniania nowych osób (nawet jeśli ich nie potrzebują) i szybko zapomnimy o bezrobociu rzędu 18-19 proc. W Niemczech, gdzie na podobnych założeniach oparto tzw. reformy Hartza, firmy zamiast zatrudnić nowe osoby, podzieliły istniejące etaty na mniejsze i skasowały granty z budżetu za "nowe miejsca pracy". U nas do nadużyć doprowadziły programy "Pierwsza praca" i "Absolwent", które były częścią tzw. planu Hausnera. Dlatego Amerykanie dawno zrezygnowali z majsterkowania przy gospodarce i z "aktywnej walki z bezrobociem", ograniczając się do tworzenia najlepszych warunków działania dla biznesu.
To, że PiS wygrało wybory i będzie budować IV Rzeczpospolitą, nie powinno oznaczać, że takimi drobiazgami, jak doświadczenia innych, logika czy tabliczka mnożenia, nie będzie sobie zawracać głowy.
Ekonomia dopingu
- Według programu wyborczego PiS, system podatkowy nie spełnia funkcji, do której został stworzony, czyli instrumentu redystrybucji dochodów, tylko ma służyć do prowadzenia polityki socjalnej, prorodzinnej i zwiększania zatrudnienia - mówi Janusz Jankowiak, główny ekonomista BRE Banku. Wedle PiS, nowe miejsca pracy mają powstawać w następstwie ulg inwestycyjnych i podatkowych, mieszkania będą budowane dzięki preferencyjnym kredytom i gwarancjom jakiegoś Funduszu Mieszkaniowego, a ludzie rzucą się do płodzenia potomstwa, bo PiS da im ulgę w podatku dochodowym w wysokości 50 zł na jedno dziecko, 200 zł - na dwoje i 100 zł na każde następne.
Podobne rozwiązania do proponowanych przez PiS funkcjonują w innych krajach, na przykład zasiłki prorodzinne istnieją we Francji, która ma wyższy przyrost naturalny niż Polska (0,42 proc. wobec 0,04 proc.). Ale konia z rzędem temu, kto wykaże, że to zasługa "dopingu" w postaci zasiłków, a tym bardziej, że zadziała to w Polsce - kraju na dorobku, gdzie młodzi ludzie ze względu na karierę zawodową coraz później decydują się na potomstwo i do tego niezbyt liczne. Trudno będzie przekonać polityków PiS, że firmy zatrudniają pracowników wtedy, gdy długookresowa kalkulacja wykazuje, iż ich dochody będą rosły szybciej niż koszty, a rozwój biznesu sprawi, że dodatkowi pracownicy będą po prostu potrzebni.
Reformy wysokiego ryzyka
- Najsensowniejszym hasłem PiS jest "tanie państwo", gdyż na całym świecie kryje się za tym likwidacja niepotrzebnych przepisów i urzędów. Dość powiedzieć, że polscy przedsiębiorcy wypełniają obecnie łącznie 42,6 mln stron różnych druków miesięcznie! - mówi Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha. Filozofia odgórnego "pobudzania" gospodarki musi doprowadzić do tego, że znosząc jedne biurokratyczne nonsensy, PiS zamuli prawo nowymi. Program gospodarczy PiS jest bowiem miszmaszem pomysłów, których skutki w najlepszym razie wzajemnie się znoszą. PiS chce uznać pakiety socjalne zawierane przez pracowników z inwestorami za źródło prawa na równi z układami zbiorowymi ze związkowcami, a także walczyć z samozatrudnieniem (obecnie pracuje w tej formie co najmniej kilkaset tysięcy osób).
Można sobie wyobrazić, do jakiego chaosu doprowadziłoby postulowane przez PiS zlikwidowanie NFZ (choć dotychczasowy system wymaga gruntownych zmian) i powrót do finansowania służby zdrowia z budżetu, czyli do stanu sprzed reform rządu Jerzego Buzka w 1999 r. Wśród propozycji dotyczących służby zdrowia jest wiele dobrych - jak stworzenie rejestru usług medycznych i koszyka świadczeń gwarantowanych czy wdrożenie komercyjnych ubezpieczeń zdrowotnych - ale też niemało regulacyjnych "kwiatków", jak pomysł wprowadzenia górnych cen leków refundowanych czy "ochrona polskich aptek" (ciekawe, że partia zasłużona w walce z prawniczą kliką chce de facto bronić korporacji aptekarzy). Najgroźniejszym chyba dla naszych portfeli pomysłem PiS są niejasne zapowiedzi "wzmocnienia nadzoru partnerów społecznych nad II i III filarem ubezpieczeń emerytalnych". - Być może chodzi o utworzenie instytucji nadzorującej banki, fundusze emerytalne i inwestycyjne na wzór brytyjskiej FSA - mówi Rafał Antczak, ekonomista CASE-Doradca i współautor programu gospodarczego PO. Tyle że w swej programowej broszurce PiS domaga się, by OFE aktywniej inwestowały w polską gospodarkę, co nie brzmi jak zapowiedź ograniczenia się do nadzoru rynku. Zresztą PiS chce, by funduszom emerytalnym nadal ograniczać możliwości inwestowania za granicą, co nie leży w interesie członków tych funduszy. Jakichkolwiek prób gmerania przez polityków przy OFE, gdzie ulokowanych jest już 75 mld zł oszczędności przyszłych emerytów, nie osłodzi nawet likwidacja tzw. podatku Belki, co również zapowiada PiS.
Wpływ pieniądza na dzietność
Największym grzechem programu PiS jest niedocenianie roli pieniądza w gospodarce. Partia ta jest przeciw neutralnej koncepcji pieniądza, zakładającej, że stabilny pieniądz stanowi fundament rozwoju gospodarczego. W zamian za to zapowiada "zmianę polityki pieniężnej, tak aby mogła stanowić pozytywny element polityki gospodarczej prowadzonej przez rząd w celu ograniczenia bezrobocia, kryzysu demograficznego i kryzysu finansów publicznych oraz pobudzenia inwestycji i stabilnego przyrostu tempa wzrostu gospodarczego". Tajemnicą autorów programu jest, jak można za pomocą kształtowania obiegu pieniężnego wpłynąć na liczbę rodzących się dzieci oraz dlaczego te działania nazywane są "niezależną, stabilną polityką pieniężną". Nie jest tajemnicą, co się kryje za uczynieniem z polityki monetarnej "pozytywnego elementu polityki gospodarczej prowadzonej przez rząd". Mimo że Polska ma już jedne z niższych stóp procentowych wśród krajów rozwiniętych, a wszystkie państwa na wyścigi stopy zwiększają, PiS stwierdza, że "potrzebna jest dalsza redukcja stóp". Skoro obecny skład Rady Polityki Pieniężnej tego nie gwarantuje, PiS zamierza zlikwidować RPP. Logika podpowiada, że po takiej zmianie stopy ustalałby prezes NBP (oczywiście "w porozumieniu z rządem"). Ponieważ kadencja Leszka Balcerowicza zbliża się do końca, można się domyślać, że nowy prezes mianowany przez PiS będzie bardziej spolegliwy. Likwidacja RPP wymagałaby zmiany konstytucji, na co PO nigdy się nie zgodzi, ale mimo to pomysł jest niebezpieczny.
Dochody ujemne
Moglibyśmy poluzować politykę monetarną pod warunkiem prowadzenia tzw. polityki miks, czyli jednoczesnego redukowania deficytu finansów publicznych. Program PiS taką politykę zapowiada, bo obiecuje redukcję deficytu budżetu do 30 mld zł. Jest to jednak obietnica bez pokrycia. Z jednej strony program PiS zawiera zapowiedzi zwiększenia albo co najmniej braku cięć wydatków (np. dotowanie kredytów preferencyjnych, "systematyczna waloryzacja rent i emerytur dostosowana do wzrostu inflacji"), a z drugiej strony - zmniejszenia dochodów budżetu (redukcja stawek podatkowych i wprowadzenie ulg prorodzinnych). Mimo zapowiedzi, że "każde dodatkowe zwiększenie wydatków budżetowych będzie wymagało ograniczenia innych wydatków lub odpowiedniego zwiększenia dochodów", w programie PiS widać tylko wirtualne źródła oszczędności.
Pieniądze chce PiS zarobić na oszczędnościach administracyjnych (5 mld zł) i likwidacji tzw. środków specjalnych. Rzecz w tym, że likwidacja agencji, funduszy i środków specjalnych wymaga zmian legislacyjnych: negatywnych (zostały powołane ustawowo, a więc tylko ustawą można je zlikwidować) i pozytywnych (byty te wykonują także zadania potrzebne, które ktoś - administracja centralna lub samorządowa - musi przejąć). Politycy PiS uczciwie przyznają, że projektów takich ustaw nie mają. A to oznacza, że ich przygotowanie i przeprowadzenie przez całą ścieżkę ustawodawczą musi zająć ponad rok.
Desygnowany przez PiS na premiera Kazimierz Marcinkiewicz oświadczył, że "w przyszłym roku na administracji uda się zaoszczędzić ok. 2 mld zł, bo nie wszystko da się od razu zlikwidować". Jak pogodzić redukcję deficytu budżetowego o 15 mld zł, redukcję dochodów budżetowych i zwiększenie wydatków (o co najmniej 10 mld zł) z dwumiliardowymi oszczędnościami, już jednak nie wyjaśnił. - W programie PiS brakuje "bezpieczników", czyli rozwiązań na wypadek niepowodzeń w realizacji ambitnych pomysłów gospodarczych - uważa Antczak.
Światło w tunelu
Być może od pokusy zbyt silnej ingerencji w gospodarkę PiS odstraszą korupcyjne konsekwencje takich działań. Ulgi czy dotacje tworzą zależność przedsiębiorców od władz administracyjnych - ktoś wszak musi je przyznawać. Przy rozdawnictwie publicznego grosza natychmiast rodzi się niebezpieczeństwo korupcji. A jeszcze większego jej rozplenienia się PiS nie przeżyłby politycznie. Można wierzyć w nieskazitelną uczciwość braci Kaczyńskich, Kazimierza Marcinkiewicza i innych polityków PiS, lecz wątpliwe, by chcieli oni bezwarunkowo ręczyć głową za uczciwość radcy Kowalskiego czy referenta Iksińskiego, bezpośrednio rozdających państwową kasę na dole administracyjnej drabiny.
- Prezentowany przed wyborami program PiS trudno określić mianem konserwatywnego, skoro prawa socjalne górują w nim nad własnościowymi - uważa Andrzej S. Bratkowski, główny ekonomista Pekao SA i były wiceprezes NBP. Na szczęście zapowiedzi liderów PiS, iż "rząd koalicyjny musi mieć koalicyjny program", dają nadzieję, że rzeczywisty program gospodarczy rządu będzie racjonalny, a zwycięska partia nie zamierza popełniać seppuku, zabierając z sobą na tamten świat gospodarki i oszczędności obywateli. Przy swoich wadach program PiS ma jedną niezaprzeczalną zaletę: nie da się go zrealizować.
Fot. K. Mikuła (A. S. Bratkowski), K. Pacuła (R. Antczak)
Co miesiąc przez dwa lata firma, która utworzy nowe miejsce pracy, będzie otrzymywała ulgę w podatku CIT w wysokości 1000 zł plus zwolnienie z części składek na ZUS, które odprowadza za nowego pracownika - to próbka programu gospodarczego PiS "Silna polska gospodarka - rozwój przez zatrudnienie". W zamyśle autorów skuszeni finansowymi grantami przedsiębiorcy rzucą się do zatrudniania nowych osób (nawet jeśli ich nie potrzebują) i szybko zapomnimy o bezrobociu rzędu 18-19 proc. W Niemczech, gdzie na podobnych założeniach oparto tzw. reformy Hartza, firmy zamiast zatrudnić nowe osoby, podzieliły istniejące etaty na mniejsze i skasowały granty z budżetu za "nowe miejsca pracy". U nas do nadużyć doprowadziły programy "Pierwsza praca" i "Absolwent", które były częścią tzw. planu Hausnera. Dlatego Amerykanie dawno zrezygnowali z majsterkowania przy gospodarce i z "aktywnej walki z bezrobociem", ograniczając się do tworzenia najlepszych warunków działania dla biznesu.
To, że PiS wygrało wybory i będzie budować IV Rzeczpospolitą, nie powinno oznaczać, że takimi drobiazgami, jak doświadczenia innych, logika czy tabliczka mnożenia, nie będzie sobie zawracać głowy.
Ekonomia dopingu
- Według programu wyborczego PiS, system podatkowy nie spełnia funkcji, do której został stworzony, czyli instrumentu redystrybucji dochodów, tylko ma służyć do prowadzenia polityki socjalnej, prorodzinnej i zwiększania zatrudnienia - mówi Janusz Jankowiak, główny ekonomista BRE Banku. Wedle PiS, nowe miejsca pracy mają powstawać w następstwie ulg inwestycyjnych i podatkowych, mieszkania będą budowane dzięki preferencyjnym kredytom i gwarancjom jakiegoś Funduszu Mieszkaniowego, a ludzie rzucą się do płodzenia potomstwa, bo PiS da im ulgę w podatku dochodowym w wysokości 50 zł na jedno dziecko, 200 zł - na dwoje i 100 zł na każde następne.
Podobne rozwiązania do proponowanych przez PiS funkcjonują w innych krajach, na przykład zasiłki prorodzinne istnieją we Francji, która ma wyższy przyrost naturalny niż Polska (0,42 proc. wobec 0,04 proc.). Ale konia z rzędem temu, kto wykaże, że to zasługa "dopingu" w postaci zasiłków, a tym bardziej, że zadziała to w Polsce - kraju na dorobku, gdzie młodzi ludzie ze względu na karierę zawodową coraz później decydują się na potomstwo i do tego niezbyt liczne. Trudno będzie przekonać polityków PiS, że firmy zatrudniają pracowników wtedy, gdy długookresowa kalkulacja wykazuje, iż ich dochody będą rosły szybciej niż koszty, a rozwój biznesu sprawi, że dodatkowi pracownicy będą po prostu potrzebni.
- dwie stawki PIT - 18 i 32 proc. przy zachowaniu kwoty wolnej od podatku "nie mniejszej niż dziś";
- obniżenie stawki PIT dla osób prowadzących działalność gospodarczą do 18 proc.;
- zlikwidowanie podatku od zysków z lokat i giełdy;
- ulga w podatku CIT dla firm tworzących nowe miejsca pracy;
- zwolnienie pracodawców przez 2 lata od opłacania składek na ZUS za nowo zatrudnionego pracownika;
- ulga prorodzinna dla rodzin o dochodzie brutto na osobę nie większym niż 500 zł;
- utrzymanie dotychczasowej stawki VAT (22 proc.) i stawek preferencyjnych na "artykuły pierwszej potrzeby";
- likwidacja m.in. Narodowego Funduszu Zdrowia, Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, a po zmianie konstytucji - Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz Rady Polityki Pieniężnej;
- finansowanie ochrony zdrowia z budżetu, stworzenie koszyka gwarantowanych świadczeń zdrowotnych;
- wprowadzenie komercyjnych ubezpieczeń zdrowotnych;
- wprowadzenie euro, dopiero gdy "koszty integracji monetarnej będą zdecydowanie niższe od ewentualnych korzyści";
- utrzymanie w rękach państwa pełnej własności takich spółek, jak Bank Gospodarstwa Krajowego, Totalizator Sportowy, Lasy Państwowe, LOT, TVP, Polskie Radio, a także sieci energetycznych, gazowych, kolei i kopalni węgla;
- nacjonalizacja części majątku PGNiG, obejmującej polski udział w gazociągu jamalskim;
- zachowanie kontroli państwa w takich spółkach, jak PKO BP, PZU, Grupa Lotos, Poczta Polska, KHGM Polska Miedź, Polskie Sieci Elektroenergetyczne.
RAJ DLA WSZYSTKICH
z programu Prawa i Sprawiedliwości:
Reformy wysokiego ryzyka
- Najsensowniejszym hasłem PiS jest "tanie państwo", gdyż na całym świecie kryje się za tym likwidacja niepotrzebnych przepisów i urzędów. Dość powiedzieć, że polscy przedsiębiorcy wypełniają obecnie łącznie 42,6 mln stron różnych druków miesięcznie! - mówi Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha. Filozofia odgórnego "pobudzania" gospodarki musi doprowadzić do tego, że znosząc jedne biurokratyczne nonsensy, PiS zamuli prawo nowymi. Program gospodarczy PiS jest bowiem miszmaszem pomysłów, których skutki w najlepszym razie wzajemnie się znoszą. PiS chce uznać pakiety socjalne zawierane przez pracowników z inwestorami za źródło prawa na równi z układami zbiorowymi ze związkowcami, a także walczyć z samozatrudnieniem (obecnie pracuje w tej formie co najmniej kilkaset tysięcy osób).
Można sobie wyobrazić, do jakiego chaosu doprowadziłoby postulowane przez PiS zlikwidowanie NFZ (choć dotychczasowy system wymaga gruntownych zmian) i powrót do finansowania służby zdrowia z budżetu, czyli do stanu sprzed reform rządu Jerzego Buzka w 1999 r. Wśród propozycji dotyczących służby zdrowia jest wiele dobrych - jak stworzenie rejestru usług medycznych i koszyka świadczeń gwarantowanych czy wdrożenie komercyjnych ubezpieczeń zdrowotnych - ale też niemało regulacyjnych "kwiatków", jak pomysł wprowadzenia górnych cen leków refundowanych czy "ochrona polskich aptek" (ciekawe, że partia zasłużona w walce z prawniczą kliką chce de facto bronić korporacji aptekarzy). Najgroźniejszym chyba dla naszych portfeli pomysłem PiS są niejasne zapowiedzi "wzmocnienia nadzoru partnerów społecznych nad II i III filarem ubezpieczeń emerytalnych". - Być może chodzi o utworzenie instytucji nadzorującej banki, fundusze emerytalne i inwestycyjne na wzór brytyjskiej FSA - mówi Rafał Antczak, ekonomista CASE-Doradca i współautor programu gospodarczego PO. Tyle że w swej programowej broszurce PiS domaga się, by OFE aktywniej inwestowały w polską gospodarkę, co nie brzmi jak zapowiedź ograniczenia się do nadzoru rynku. Zresztą PiS chce, by funduszom emerytalnym nadal ograniczać możliwości inwestowania za granicą, co nie leży w interesie członków tych funduszy. Jakichkolwiek prób gmerania przez polityków przy OFE, gdzie ulokowanych jest już 75 mld zł oszczędności przyszłych emerytów, nie osłodzi nawet likwidacja tzw. podatku Belki, co również zapowiada PiS.
Wpływ pieniądza na dzietność
Największym grzechem programu PiS jest niedocenianie roli pieniądza w gospodarce. Partia ta jest przeciw neutralnej koncepcji pieniądza, zakładającej, że stabilny pieniądz stanowi fundament rozwoju gospodarczego. W zamian za to zapowiada "zmianę polityki pieniężnej, tak aby mogła stanowić pozytywny element polityki gospodarczej prowadzonej przez rząd w celu ograniczenia bezrobocia, kryzysu demograficznego i kryzysu finansów publicznych oraz pobudzenia inwestycji i stabilnego przyrostu tempa wzrostu gospodarczego". Tajemnicą autorów programu jest, jak można za pomocą kształtowania obiegu pieniężnego wpłynąć na liczbę rodzących się dzieci oraz dlaczego te działania nazywane są "niezależną, stabilną polityką pieniężną". Nie jest tajemnicą, co się kryje za uczynieniem z polityki monetarnej "pozytywnego elementu polityki gospodarczej prowadzonej przez rząd". Mimo że Polska ma już jedne z niższych stóp procentowych wśród krajów rozwiniętych, a wszystkie państwa na wyścigi stopy zwiększają, PiS stwierdza, że "potrzebna jest dalsza redukcja stóp". Skoro obecny skład Rady Polityki Pieniężnej tego nie gwarantuje, PiS zamierza zlikwidować RPP. Logika podpowiada, że po takiej zmianie stopy ustalałby prezes NBP (oczywiście "w porozumieniu z rządem"). Ponieważ kadencja Leszka Balcerowicza zbliża się do końca, można się domyślać, że nowy prezes mianowany przez PiS będzie bardziej spolegliwy. Likwidacja RPP wymagałaby zmiany konstytucji, na co PO nigdy się nie zgodzi, ale mimo to pomysł jest niebezpieczny.
Dochody ujemne
Moglibyśmy poluzować politykę monetarną pod warunkiem prowadzenia tzw. polityki miks, czyli jednoczesnego redukowania deficytu finansów publicznych. Program PiS taką politykę zapowiada, bo obiecuje redukcję deficytu budżetu do 30 mld zł. Jest to jednak obietnica bez pokrycia. Z jednej strony program PiS zawiera zapowiedzi zwiększenia albo co najmniej braku cięć wydatków (np. dotowanie kredytów preferencyjnych, "systematyczna waloryzacja rent i emerytur dostosowana do wzrostu inflacji"), a z drugiej strony - zmniejszenia dochodów budżetu (redukcja stawek podatkowych i wprowadzenie ulg prorodzinnych). Mimo zapowiedzi, że "każde dodatkowe zwiększenie wydatków budżetowych będzie wymagało ograniczenia innych wydatków lub odpowiedniego zwiększenia dochodów", w programie PiS widać tylko wirtualne źródła oszczędności.
Pieniądze chce PiS zarobić na oszczędnościach administracyjnych (5 mld zł) i likwidacji tzw. środków specjalnych. Rzecz w tym, że likwidacja agencji, funduszy i środków specjalnych wymaga zmian legislacyjnych: negatywnych (zostały powołane ustawowo, a więc tylko ustawą można je zlikwidować) i pozytywnych (byty te wykonują także zadania potrzebne, które ktoś - administracja centralna lub samorządowa - musi przejąć). Politycy PiS uczciwie przyznają, że projektów takich ustaw nie mają. A to oznacza, że ich przygotowanie i przeprowadzenie przez całą ścieżkę ustawodawczą musi zająć ponad rok.
Desygnowany przez PiS na premiera Kazimierz Marcinkiewicz oświadczył, że "w przyszłym roku na administracji uda się zaoszczędzić ok. 2 mld zł, bo nie wszystko da się od razu zlikwidować". Jak pogodzić redukcję deficytu budżetowego o 15 mld zł, redukcję dochodów budżetowych i zwiększenie wydatków (o co najmniej 10 mld zł) z dwumiliardowymi oszczędnościami, już jednak nie wyjaśnił. - W programie PiS brakuje "bezpieczników", czyli rozwiązań na wypadek niepowodzeń w realizacji ambitnych pomysłów gospodarczych - uważa Antczak.
Światło w tunelu
Być może od pokusy zbyt silnej ingerencji w gospodarkę PiS odstraszą korupcyjne konsekwencje takich działań. Ulgi czy dotacje tworzą zależność przedsiębiorców od władz administracyjnych - ktoś wszak musi je przyznawać. Przy rozdawnictwie publicznego grosza natychmiast rodzi się niebezpieczeństwo korupcji. A jeszcze większego jej rozplenienia się PiS nie przeżyłby politycznie. Można wierzyć w nieskazitelną uczciwość braci Kaczyńskich, Kazimierza Marcinkiewicza i innych polityków PiS, lecz wątpliwe, by chcieli oni bezwarunkowo ręczyć głową za uczciwość radcy Kowalskiego czy referenta Iksińskiego, bezpośrednio rozdających państwową kasę na dole administracyjnej drabiny.
- Prezentowany przed wyborami program PiS trudno określić mianem konserwatywnego, skoro prawa socjalne górują w nim nad własnościowymi - uważa Andrzej S. Bratkowski, główny ekonomista Pekao SA i były wiceprezes NBP. Na szczęście zapowiedzi liderów PiS, iż "rząd koalicyjny musi mieć koalicyjny program", dają nadzieję, że rzeczywisty program gospodarczy rządu będzie racjonalny, a zwycięska partia nie zamierza popełniać seppuku, zabierając z sobą na tamten świat gospodarki i oszczędności obywateli. Przy swoich wadach program PiS ma jedną niezaprzeczalną zaletę: nie da się go zrealizować.
BRUDNOPIS Fragmenty "Programu 2005. IV Rzeczpospolita - sprawiedliwość dla wszystkich" |
---|
Polski system podatkowy traktuje dzieci jak �luksusową konsumpcję", na którą stać niewielu Będziemy dążyć do zachowania polskich banków i wzmocnienia ich działalności korporacyjnej. Doprowadzimy do stworzenia specjalnej oferty kredytowej dla przedsiębiorców (...) Należy wybudować w ciągu najbliższych ośmiu lat od trzech do czterech milionów mieszkań. Tych mieszkań państwo nie będzie rozdawało. Skoncentruje się natomiast na tworzeniu warunków sprzyjających rozwojowi budownictwa mieszkaniowego Nie mniejszą wagę PiS przyłoży do popularyzowania zdrowego stylu życia, propagowania m.in. lepszego odżywiania się, aktywności fizycznej, rzucania palenia i narkotyków, picia mniejszych ilości alkoholu Prezydent Warszawy Lech Kaczyński doprowadził do likwidacji gnieżdżących się w zwykłych blokach i kamienicach wielu agencji towarzyskich (...). Także pod jego presją (...) organizatorzy targów Eroticon zrezygnowali z próby bicia seksualnego rekordu świata W ciągu dwóch lat doprowadzimy do tego, że emeryt, rencista czy osoba przewlekle chora będzie mogła kupić więcej leków Będziemy dążyć do tego, by wynagrodzenia najlepszych nauczycieli wzrastały rokrocznie co najmniej o wysokość wzrostu gospodarczego Postulujemy skoncentrowanie procesu edukacyjnego na następujących przedmiotach: język polski, wiedza o kulturze, historia, matematyka i fizyka System wychowawczy szkolnictwa publicznego powinien respektować chrześcijański system wartości oraz odwoływać się do tysiącletniej tradycji narodu i państwa polskiego. Dlatego też w polskiej szkole przywrócimy zaniechane od kilkudziesięciu lat kształcenie postaw patriotycznych Kultura powinna się stać naszym towarem eksportowym. Wielu współczesnych polskich twórców i artystów cieszy się za granicą ogromną renomą. Na Dalekim Wschodzie nie słabnie fascynacja Fryderykiem Chopinem Problem głodnych dzieci nie jest, jak się nam zarzuca, tylko wyborczym sloganem PiS. Ten problem rzeczywiście istnieje i my chcemy go rozwiązać Opowiadamy się przeciwko inwestowaniu za granicą pieniędzy z otwartych funduszy emerytalnych, gdyż są to środki należące do sfery finansów publicznych W regionach północnej Polski PiS szczegółowo przeanalizuje stopień koncentracji produkcji zwierzęcej w powstających fermach gigantach, które zagrażają środowisku naturalnemu, agroturystyce oraz eliminują z rynku polskich rolników Będziemy zabiegać o powołanie Rady Badań Rolniczych i Wdrożeń i zapewnimy jej znaczącą rolę w systemie nauki polskiej |
- Andrzej S. Bratkowski
Program PiS trudno nawet określić mianem konserwatywnego, skoro prawa socjalne górują w nim nad własnościowymi
- Andrzej Sadowski
Najsensowniejszym hasłem PiS jest "tanie państwo", gdyż kryje się za tym likwidacja niepotrzebnych przepisów i urzędów
- Janusz Jankowiak
System podatkowy według PiS nie służy redystrybucji dochodów, do czego został stworzony, tylko prowadzeniu polityki socjalnej, prorodzinnej
- Rafał Antczak
W programie PiS brakuje "bezpieczników", czyli rozwiązań na wypadek niepowodzeń w realizacji ambitnych pomysłów gospodarczych
Fot. K. Mikuła (A. S. Bratkowski), K. Pacuła (R. Antczak)
Więcej możesz przeczytać w 40/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.