Grobelny oświadczył, że uzyskane odszkodowanie przekaże m.in. na zaspokojenie roszczeń klientów założonej przez niego Bezpiecznej Kasy Oszczędności, ale bez odsetek, bo te "powstały nie z jego winy". W rozmowie z dziennikarzami przyznał, że nie jest pewny wygrania żądanej sumy. "Każda kwota mnie zadowoli, ale nie przy każdej będę w stanie wywiązać się z roszczeń klientów BKO" - powiedział.
Prok. Krystyna Nogal-Załuska wnosiła, by sąd oddalił żądanie Grobelnego. Podkreśliła, że zgodnie z prawem odszkodowanie przysługuje wtedy, gdy czyjeś aresztowanie było "niewątpliwie niesłuszne", a taka sytuacja nie występuje w tej sprawie, gdyż Grobelny ukrywał się przed organami ścigania.
Grobelny był podejrzany o zagarnięcie w 1989-1990 r. ze swej spółki Dorchem 736 tys. ówczesnych zł. Prokuratura Okręgowa w Warszawie ostatecznie umorzyła to śledztwo w 2002 r. z "braku dowodów winy".
W październiku 1989 r. Grobelny, właściciel firmy Dorchem, założył tzw. Bezpieczną Kasę Oszczędności, obiecując klientom odsetki znacznie przewyższające oprocentowanie wkładów bankowych. W grudniu 1989 r. zaczął wybierać pieniądze z kasy Dorchemu - w połowie 1990 r. był już zadłużony w Dorchemie na 11 mld 912 mln ówczesnych zł, a BKO stała się niewypłacalna.
W czerwcu 1990 r. Grobelny wyjechał za granicę. Nie pozostawił nikomu pełnomocnictw i ślad po nim zaginął. Ludzie przypuścili wtedy szturm na BKO, aby odzyskać swe pieniądze. W BKO ok. 11 tys. Polaków ulokowało oszczędności, szacowane na 9,5 mld starych zł, czyli 2,88 mln dolarów. Syndyk Dorchemu wypłacił wierzycielom w sumie ok. 7 mld starych zł. Zaspokojono zaś tylko ok. 15 proc. roszczeń klientów BKO.
Poszukiwanego przez Interpol Grobelnego zatrzymano w 1992 r. w Niemczech, które wydaliły go do Polski. W 1996 r. Sąd Wojewódzki w Warszawie skazał go na 12 lat więzienia za zagarnięcie 736 tys. zł z kasy Dorchemu. W 1997 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił wyrok i zwrócił sprawę prokuraturze, a Grobelnego zwolnił z aresztu, w którym przebywał w sumie ponad 5 lat.
Dziś 54-letni Grobelny jest bezdomny. Zapewnia, że nie ukradł ani złotówki, a w momencie wybuchu afery jego firma była wypłacalna w 70-80 proc. Przed sądem oświadczył, że jego sprawa została w 1990 r. sztucznie wywołana jako "pomocna ówczesnej władzy, bo za krach mieli odpowiadać Bagsik i Grobelny, a nie prezydent i kolejne rządy". Dodał, że nie jest w stanie powiedzieć, kto konkretnie sprowokował całą sprawę. "Gdyby nie ona, byłbym wypłacalny w 100 proc." - dodał.
"Wyjechałem służbowo za granicę, a telewizja ogłosiła, że uciekłem, a firma jest niewypłacalna, co spowodowało panikę na rynku" - mówił Grobelny. Dodał, że w tej sytuacji bał się wrócić do kraju, choć chciał, ale "musiałby się liczyć z zemstą 10 tys. ludzi"; nie wierzył też w uczciwość swego procesu.
Utrzymuję się z pomocy mamusi i zbierania puszek" - powiedział, spytany przez PAP o środki utrzymania. Dodał, że zamierza rozwinąć swą firmę Dorchem. Mieszka w pawilonie handlowym na stołecznym Bródnie, gdzie jest "dozorcą mienia".
Sąd oddalił wnioski prokuratora o przesłuchanie pracowników i wspólnika Grobelnego z 1990 r. oraz o to, by wystąpić do urzędu skarbowego o jego dokumentację podatkową.
Sądy przyznają pieniądze za "niesłuszne zatrzymanie lub aresztowanie". Np. w 2004 r. 32 tys. zł odszkodowania i 80 tys. zł zadośćuczynienia sąd przyznał por. rez. Mirosławowi Hermaszewskiemu, pilotowi i synowi polskiego kosmonauty, za niesłuszne aresztowanie i skazanie w sprawie głośnej kradzieży broni z jednostki na warszawskim Bemowie w 1995 r. Porucznika zdegradowano i skazano na 5 lat więzienia. W areszcie spędził 1,5 roku.
Z kolei były właściciel Optimusa Roman Kluska żąda 1 mln 433 tys. zł odszkodowania za straty wynikłe m.in. z powodu "niewątpliwie niesłusznego zatrzymania". Kluska był podejrzany o oszustwa podatkowe - śledztwo umorzono z powodu niestwierdzenia przestępstwa. Ponadto Kluska domaga się zadośćuczynienia za straty moralne, bez wskazania kwoty.
ss, pap