Sezon na rachunek sumienia

Sezon na rachunek sumienia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jesienią każdemu zbiera się na wspomnienia. Pewnie dlatego do kin trafiają filmy będące formą podsumowania czyjegoś życia. "Nie wracaj w te strony" - to niezbyt udana próba podtrzymania tej serii.
Wim Wenders należy do panteonu reżyserów niezależnych, którzy od lat nie zwracają uwagi na mody, lecz są wierni wypracowanemu przez siebie stylowi. Uznanie przyniósł mu film "Paryż, Teksas" (wyróżniony Złotą Palmą w Cannes w 1984 roku), sławę zyskał kultowym dla niektórych "Niebem nad Berlinem" z 1987 roku. W "Nie wracaj w te strony" reżyser wrócił do współpracy ze scenarzystą Samem Shepardem, z którym kooperował przy "Paryż, Teksas", licząc prawdopodobnie, że w ten sposób odzyska formę po ostatnich słabszych filmach (m.in. "Million Dollar Hotel").

Nie udało się. "Nie wracaj w te strony" jest wprawdzie filmem poprawnym, z wciągającą fabułą, ale pozbawionym iskry, która uczyniłaby z niego dzieło wyjątkowe. Historia podstarzałego aktora i playboya (gra go scenarzysta Sam Shepard), który nagle dostrzega, że życie przeciekło mu między palcami, jest niezbyt oryginalna, próba dogonienia zagubionego czasu naiwna i banalna. Efektowne zdjęcia pejzaży, ciekawe podchwycenie klimatu amerykańskiej prowincji to za mało - a przynajmniej od reżysera o takim nazwisku można by oczekiwać więcej.

Film Wendersa jest także wtórny. Wcześniej na polskie ekrany weszły "Persona non grata" Krzysztofa Zanussiego oraz "Broken Flowers" Jima Jarmuscha. Oba te filmy były formą rachunku sumienia, podsumowania życia jego głównych bohaterów. W dodatku produkcja Jarmuscha opowiadała o losach podstarzałego playboya. "Nie wracaj w te strony" wobec tych filmów jawi się jako powtórka z rozrywki. Tym bardziej, że jest wśród nich najsłabszy - wobec takiej konkurencji widać to podwójnie.

Agaton Koziński

"Nie wracaj w te strony" ("Don't Come Knocking"), reż. Wim Wenders, USA/Niemcy, 2005