Dyżurny wróg - Izrael

Dyżurny wróg - Izrael

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Prezydent nie zamierzał wypowiadać się w tak ostrych słowach" - głosi komunikat ambasady Iranu w Moskwie, który jest próbą załagodzenia skutków wypowiedzi prezydenta Mahmuda Ahmadineżada.
Wezwał on w środę do "wymazania Izraela z mapy". Czy rzeczywiście Ahmadineżad nie zamierzał powiedzieć tego, co powiedział? Wątpliwe. Polityk tak wytrawny i tak długo przygotowywany przez konserwatystów do roli prezydenta, nie wypowiada tak ostrych deklaracji przez przypadek. Również przypadkiem nie jest to, że siedem kanałów irańskiej telewizji państwowej wyemitowało w piątek materiały potępiające Izrael. Przypadkowe nie są też demonstracje antyizraelskie, w których wzięły udział dziesiątki tysięcy Irańczyków w całym niemal kraju. Po co to było Ahmadineżadowi? Nie musi obawiać się zapowiedzi Izraela, że wystąpi z wnioskiem o zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa w tej sprawie. Zbyt silnego sojusznika Iran ma w Rosji. Podobnie niewiele znaczą protesty Unii Europejskiej czy sekretarza generalnego ONZ Kofi Annana. Iran na arenie międzynarodowej jest takim wyrzutkiem, że większym już być nie może.

Ahmadineżad atakując Izrael tak na prawdę zdaje się, że zagrał na bramkę kraju. Niedawno minęło 100 dni jego urzędowania, tymczasem nie udało mu się spełnić żadnej z przedwyborczych obietnic, przede wszystkim tej, że Irańczykom będzie żyło się lepiej. Ahmadineżad, populista i ultrakonserwatysta w jednej osobie, mając zapewne świadomość, że nie uda mu się też spełnić zapowiedzi w żadnej dającej się przewidzieć przyszłości i wkrótce na ulicach mogą zacząć się protesty, postanowił sam je zorganizować. Uprzednio wyznaczył jednak innego niż siebie wroga - Izrael

Agata Jabłońska