Akt oskarżenia Prokuratura Okręgowa w Warszawie wysłała do warszawskiego sądu w miniony piątek - poinformował rzecznik prokuratury Maciej Kujawski.
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro nie chciał komentować decyzji prokuratury, bo - jak mówił - "byłoby to nieroztropnością". Zapowiedział zarazem, że tym zadaniem zajmie się nowo powołany Prokurator Krajowy Janusz Kaczmarek. Prawo mówi, że aktu oskarżenia nie może cofnąć z sądu żadna prokuratura oprócz tej, która go tam skierowała. Prokuratury wyższego szczebla mają jednak instrumenty nadzoru pozwalające nakazać niższej instancji podjęcie takiej decyzji.
W sprawie chodzi o kontakty T. z Semenem Sustawowem, III sekretarzem ambasady Rosji, z którym T. - według prokuratury - spotkał się "co najmniej jedenastokrotnie" od 30 września 2003 r. do października 2004 r. w lokalach gastronomicznych Warszawy. "Te spotkania miały charakter tajny" - zaznaczył prokurator. Podczas nich T. "zadeklarował, albo co najmniej godził się, za wynagrodzeniem, na przekazywanie informacji, o które zwróci się do niego wymieniony pracownik Wywiadu Federacji Rosyjskiej".
Będący podstawą zarzutu art. 130 par. 3 kodeksu karnego stanowi: "kto, w celu udzielenia obcemu wywiadowi wiadomości (których przekazanie może wyrządzić szkodę Rzeczypospolitej Polskiej - PAP) gromadzi je lub przechowuje, wchodzi do systemu informatycznego w celu ich uzyskania albo zgłasza gotowość działania na rzecz obcego wywiadu przeciwko RP, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8".
To, że aresztowano asystenta jednego z członków komisji śledczej, ujawnił w marcu w wywiadzie radiowym zastępca prokuratora generalnego Kazimierz Olejnik (nie powiedział, o którego posła chodzi). Wkrótce potem Kujawski potwierdził, że chodzi o byłego asystenta Gruszki, który "co najmniej wyraził gotowość współpracy z obcym wywiadem". Marcin T. zajmował się funduszami unijnymi w Wojewódzkim Urzędzie Pracy w Warszawie.
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego ujawniła wtedy, że w lutym 2005 r. na podstawie jej materiałów prokuratura wszczęła śledztwo. 3 marca T. został zatrzymany, a 5 marca - aresztowany (na trzy miesiące). Oficer obcego wywiadu, który od 2003 r. kontaktował się z T., opuścił terytorium RP na żądanie Polski. Nie podano, o który wywiad chodzi. Potem media ujawniły, że chodzi o Sustawowa.
Podczas przesłuchania w prokuraturze T. miał przyznać, że zgodził się na współpracę z rosyjskim szpiegiem. Później zmieniał wyjaśnienia i zarówno w prokuraturze, jak i przed sejmową komisją śledczą - gdzie był przesłuchiwany już po uchyleniu aresztu - zapewniał, że takiej gotowości nie wyrażał.
Dodawał, że w trakcie spotkań z Sustawowem nie miał świadomości, iż jest on szpiegiem, a dowiedział się o tym dopiero od oficerów kontrwywiadu ABW w październiku 2004. W czasie spotkania z funkcjonariuszami ABW powiedział im o wszystkich kontaktach z Sustawowem. Oficerowie kontrwywiadu mieli zapewnić, że nie jest o nic podejrzewany. Od tamtego spotkania nie utrzymywał już żadnych kontaktów z Sustawowem. T. twierdził, że w lutym ABW zmusiła go do przyznania się.
T. utrzymywał, że z Rosjaninem łączyły go zainteresowania stosunkami amerykańsko-rosyjskimi, na temat których miał pisać pracę dyplomową. Powiedział, że prosił go o pomoc w tłumaczeniu rosyjskojęzycznych tekstów na ten temat, zaś Sustawow poprosił o przygotowanie materiału nt. wykorzystania funduszy unijnych w Polsce. T. podkreślał, że były to materiały pisane na podstawie ogólnie dostępnych informacji w internecie. Przyznał, że pożyczał od Sustawowa pieniądze oraz że za obiady w restauracjach płacił Rosjanin.
Prawicowi członkowie komisji śledczej uważali, że sprawę nieprzypadkowo ujawniono dopiero po tym, jak prezydent Aleksander Kwaśniewski odmówił stawienia się przed komisją - twierdzili, że chodziło o odwrócenie uwagi opinii publicznej od tego faktu. "Jeżeli komuś się wydaje, że sprawę o charakterze szpiegowskim można sprokurować z dnia na dzień, to jest w dużym błędzie. Jakiekolwiek tłumaczenie, że to jest związane z takim albo innym zdarzeniem, jest po prostu bezsensowne, nieuprawnione i nie trzyma się logiki" - mówił wtedy Olejnik.
Sprawę wyjaśnia sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych. "ABW nie popełniła żadnych błędów w sprawie Marcina T." - zapewniał szef ABW Andrzej Barcikowski. Zaznaczył, że w sprawie nie ma podtekstów politycznych. "Marcin T. wiedział, co robi, i przyznał się" - dodał.
Według ówczesnego członka speckomisji Zbigniewa Wassermanna (PiS), być może T. w ogóle nie popełnił żadnego przestępstwa. "To było potencjalne zagrożenie szpiegostwem, nie rzeczywiste" - dodawał szef speckomisji Konstanty Miodowicz (PO).
W maju - gdy Sąd Okręgowy w Warszawie nie przedłużył tymczasowego aresztu T. - prokuratura zapowiedziała skierowanie aktu oskarżenia.
ss, ks, pap