Po ogłoszeniu przez PiS kandydatury Janusza Kochanowskiego na rzecznika praw obywatelskich, od razu po lewej stronie sceny politycznej podniosły się głosy, że to kolejny akt zawłaszczania państwa przez PiS. Teza ta wygląda prawdopodobnie, ale prawdziwa nie jest.
Faktycznie, Kochanowski to prawnik o wyrazistych, konserwatywnych poglądach. Natomiast proste identyfikowanie go z PiS to strzał chybiony. Prezes fundacji "Iux et Lex" miał być ministrem sprawiedliwości w prawicowym rządzie, ale na tym stanowisku widziała go... Platforma Obywatelska, a nie PiS. Być może zresztą, to jedna z przyczyn, dla których relacje między braćmi Kaczyńskimi a Kochanowskim nieco się rozluźniły. Teraz PiS chce te więzi odnowić, a przy okazji ocieplić, bardzo ostatnio zimne, stosunki z Platformą Obywatelską.
Nie ma powodów wątpić, że Kochanowski będzie dobrym rzecznikiem, choć nasyci swój urząd wrażliwością inną niż np. nieżyjący już Tadeusz Zieliński. Ale powraca pytanie, czy tego typu urzędy są w ogóle potrzebne? Ze swej istoty mają łatać dziury w niedoskonałym systemie prawnym. Ale ich istnienie jest coraz bardziej alibi dla owych niedoskonałości. Tymczasem obywatel bardziej skorzystałby na rzeczywistej naprawie systemu wymiaru sprawiedliwości niż na działalności rozmaitych rzeczników, którzy - de facto- pełnią rolę psychologiczno-terapeutyczną.
Igor Zalewski