Z dużej chmury mały deszcz - tak można określić burzliwe dzieje reformowania AWS w powyborczych tygodniach
Wszyscy uczestnicy konfliktu o nowe oblicze akcji trafnie określili elektorat, o który prawica powinna walczyć, i na tym poprzestano. Mimo gorączkowych sporów, w AWS nic się nie zmieniło - ani nie wyrzucono Jana Rokity, ani nie ograniczono władzy Mariana Krzaklewskiego. Zmieniał się tylko język wypowiedzi liderów: od radykalizmu po coraz większą pojednawczość. Akcji grozi pełzające reformowanie, czyli permanentny klincz. Czy było więc o co kruszyć kopie?
Zamiast zagospodarowywać polityczne centrum, AWS skupiła się na personaliach. Wyborcom znowu zagrano na nosie. Jeden z posłów SLD mówi, że kłótnie w akcji ucichną, gdyż żadne z tworzących ją ugrupowań nie zaryzykuje klęski w przyszłorocznych wyborach. Im silniejszy będzie blok prawicy (na tworzenie nowego jest za mało czasu), tym więcej osób zachowa mandaty i wpływy. Opozycyjność poza parlamentem nie jest bowiem czymś atrakcyjnym.
Inaczej postąpili liderzy SLD, gdy dwa lata temu przekształcali rozsypany sojusz z federacji w partię. Nie zawahali się "ciąć po skrzydłach". Poza SLD znalazł się Piotr Ikonowicz, w cień usunięto Izabelę Sierakowską, "kontrowersyjnych" byłych premierów Włodzimierza Cimoszewicza i Józefa Oleksego. Prawicowi politycy mówią, że sojusz stał się wskutek tego partią bez oblicza: koniunkturalną, oportunistyczną i technokratyczną. Zapominają, że dzięki temu idealnie dopasowuje się do oczekiwań lewicowych, a częściowo także centrowych wyborców.
Właśnie wyborcy centrum są sednem problemu. Nikt nie sformułował jednak atrakcyjnej oferty pod ich adresem. Będą więc podmywani, z jednej strony - przez AWS, z drugiej - przez SLD konkurujące z Unią Wolności. Jednym słowem, wszystko już było. Skutkiem może być tylko niska frekwencja w przyszłorocznych wyborach.
W AWS trwa tymczasem permanentny spór o to, kto najlepiej reprezentuje polityczny środek. W istocie w akcji mamy dwa znoszące się ośrodki władzy: partyjny i związkowy. Spór o to, czy mogą one współdziałać, jest w zasadzie akademicki. Nie mogą, ale będą: lęk przed skutkami rozłamu jest bowiem większy niż niechęć do obecnego stanu, który jeden z polityków SKL nazywa "kontrolowanym gniciem". - Uważam, że w polskich warunkach możliwe jest powstanie jednej formacji prawicowej, która będzie jednoczyć trzy nurty: związkowy, konserwatywny i narodowy - mówi Mirosław Styczeń, poprzedni szef SKL. - Przyszłością prawicy jest zjednoczenie wszystkich nurtów w jednej partii - dodaje Stefan Niesiołowski, jeden z liderów ZChN.
- Oby się nie okazało, że permanentnym stanem prawicy jest konwent św. Katarzyny: rozrzut ideowy od związkowych socjalistów po ultranarodowców (to tak, jakby biolog ustawił w jednym szeregu muszkę owocówkę i nosorożca), obrzydzenie do mrówczej pracy organicznej, poczucie misji graniczące z nawiedzeniem i absolutny brak słuchu na społeczne nastroje - mówi Jan Maria Rokita, prezes SKL. Politycy SKL z taką prawicą nie chcą mieć nic wspólnego, bo nie może ona liczyć na więcej niż 10 proc. głosów. Dowiodły tego wybory prezydenckie. Aleksander Hall, jeden z liderów SKL, mówi wprost: - W AWS nie toczy się gra o to, czy przywódcą ma być Krzaklewski, czy ktoś inny. Chodzi o to, czy prawica ma być związkowa, antyeuropejska, roszczeniowa, populistyczna, antykomunistyczna, ksenofobiczna i kombatancka, czy konserwatywno-liberalna, europejska, prorynkowa i niesyndykalistyczna.
Na wynik sporów w akcji nie będą czekali prezydent Kwaśniewski, SLD, Andrzej Olechowski czy Unia Wolności. Wszyscy chcą przejąć jak największą część centrowych wyborców. Aleksander Kwaśniewski może wręcz całą drugą kadencję poświęcić na budowanie takiego centrum. Za pięć lat mógłby zostać jego liderem. Prawica zostałaby zatem wkrótce "Janem bez ziemi", czyli formacją z kurczącym się elektoratem - aż do zejścia poniżej progu wyborczego.
Politycy SKL są coraz bliżsi przekonaniu, że AWS była nieudanym eksperymentem w budowaniu nowoczesnej prawicy. W istocie bowiem sztucznie przedłużono byt tych ugrupowań prawicowych, które poza obozem władzy już dawno uległyby marginalizacji. Większe szanse ma model węgierski. Tam po wyborczej klęsce Fidesz w 1994 r. (partia Victora Orbána o 0,18 proc. przekroczyła próg wyborczy i zdobyła ledwie 20 mandatów) radykalne młodzieżowe ugrupowanie przekształciło się w obywatelską, umiarkowaną partię centrum. W 1998 r. partia Orbána zdobyła 148 mandatów i wygrała wybory.
Przykład węgierski pokazuje, że głosy centrum może zdobyć tylko prawica umiarkowana i przewidywalna. Jest mało prawdopodobne, by AWS w obecnej formie mogła się w ten sposób przekształcić. Nowa prawica na pewno powstanie z połączenia zwolenników SKL, części Unii Wolności i PPChD, części elektoratu Andrzeja Olechowskiego i niektórych polityków ZChN. Problemem jest, kiedy to nastąpi. Przywódcą takiego ugrupowania zostanie polityk, który pierwszy zacznie nową prawicę organizować. Byłoby ironią historii, gdyby stał się nim Aleksander Kwaśniewski.
Zamiast zagospodarowywać polityczne centrum, AWS skupiła się na personaliach. Wyborcom znowu zagrano na nosie. Jeden z posłów SLD mówi, że kłótnie w akcji ucichną, gdyż żadne z tworzących ją ugrupowań nie zaryzykuje klęski w przyszłorocznych wyborach. Im silniejszy będzie blok prawicy (na tworzenie nowego jest za mało czasu), tym więcej osób zachowa mandaty i wpływy. Opozycyjność poza parlamentem nie jest bowiem czymś atrakcyjnym.
Inaczej postąpili liderzy SLD, gdy dwa lata temu przekształcali rozsypany sojusz z federacji w partię. Nie zawahali się "ciąć po skrzydłach". Poza SLD znalazł się Piotr Ikonowicz, w cień usunięto Izabelę Sierakowską, "kontrowersyjnych" byłych premierów Włodzimierza Cimoszewicza i Józefa Oleksego. Prawicowi politycy mówią, że sojusz stał się wskutek tego partią bez oblicza: koniunkturalną, oportunistyczną i technokratyczną. Zapominają, że dzięki temu idealnie dopasowuje się do oczekiwań lewicowych, a częściowo także centrowych wyborców.
Właśnie wyborcy centrum są sednem problemu. Nikt nie sformułował jednak atrakcyjnej oferty pod ich adresem. Będą więc podmywani, z jednej strony - przez AWS, z drugiej - przez SLD konkurujące z Unią Wolności. Jednym słowem, wszystko już było. Skutkiem może być tylko niska frekwencja w przyszłorocznych wyborach.
W AWS trwa tymczasem permanentny spór o to, kto najlepiej reprezentuje polityczny środek. W istocie w akcji mamy dwa znoszące się ośrodki władzy: partyjny i związkowy. Spór o to, czy mogą one współdziałać, jest w zasadzie akademicki. Nie mogą, ale będą: lęk przed skutkami rozłamu jest bowiem większy niż niechęć do obecnego stanu, który jeden z polityków SKL nazywa "kontrolowanym gniciem". - Uważam, że w polskich warunkach możliwe jest powstanie jednej formacji prawicowej, która będzie jednoczyć trzy nurty: związkowy, konserwatywny i narodowy - mówi Mirosław Styczeń, poprzedni szef SKL. - Przyszłością prawicy jest zjednoczenie wszystkich nurtów w jednej partii - dodaje Stefan Niesiołowski, jeden z liderów ZChN.
- Oby się nie okazało, że permanentnym stanem prawicy jest konwent św. Katarzyny: rozrzut ideowy od związkowych socjalistów po ultranarodowców (to tak, jakby biolog ustawił w jednym szeregu muszkę owocówkę i nosorożca), obrzydzenie do mrówczej pracy organicznej, poczucie misji graniczące z nawiedzeniem i absolutny brak słuchu na społeczne nastroje - mówi Jan Maria Rokita, prezes SKL. Politycy SKL z taką prawicą nie chcą mieć nic wspólnego, bo nie może ona liczyć na więcej niż 10 proc. głosów. Dowiodły tego wybory prezydenckie. Aleksander Hall, jeden z liderów SKL, mówi wprost: - W AWS nie toczy się gra o to, czy przywódcą ma być Krzaklewski, czy ktoś inny. Chodzi o to, czy prawica ma być związkowa, antyeuropejska, roszczeniowa, populistyczna, antykomunistyczna, ksenofobiczna i kombatancka, czy konserwatywno-liberalna, europejska, prorynkowa i niesyndykalistyczna.
Na wynik sporów w akcji nie będą czekali prezydent Kwaśniewski, SLD, Andrzej Olechowski czy Unia Wolności. Wszyscy chcą przejąć jak największą część centrowych wyborców. Aleksander Kwaśniewski może wręcz całą drugą kadencję poświęcić na budowanie takiego centrum. Za pięć lat mógłby zostać jego liderem. Prawica zostałaby zatem wkrótce "Janem bez ziemi", czyli formacją z kurczącym się elektoratem - aż do zejścia poniżej progu wyborczego.
Politycy SKL są coraz bliżsi przekonaniu, że AWS była nieudanym eksperymentem w budowaniu nowoczesnej prawicy. W istocie bowiem sztucznie przedłużono byt tych ugrupowań prawicowych, które poza obozem władzy już dawno uległyby marginalizacji. Większe szanse ma model węgierski. Tam po wyborczej klęsce Fidesz w 1994 r. (partia Victora Orbána o 0,18 proc. przekroczyła próg wyborczy i zdobyła ledwie 20 mandatów) radykalne młodzieżowe ugrupowanie przekształciło się w obywatelską, umiarkowaną partię centrum. W 1998 r. partia Orbána zdobyła 148 mandatów i wygrała wybory.
Przykład węgierski pokazuje, że głosy centrum może zdobyć tylko prawica umiarkowana i przewidywalna. Jest mało prawdopodobne, by AWS w obecnej formie mogła się w ten sposób przekształcić. Nowa prawica na pewno powstanie z połączenia zwolenników SKL, części Unii Wolności i PPChD, części elektoratu Andrzeja Olechowskiego i niektórych polityków ZChN. Problemem jest, kiedy to nastąpi. Przywódcą takiego ugrupowania zostanie polityk, który pierwszy zacznie nową prawicę organizować. Byłoby ironią historii, gdyby stał się nim Aleksander Kwaśniewski.
Więcej możesz przeczytać w 45/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.