Poddałem się społecznej ocenie wyborczej, która wypadła dla mnie miażdżąco. Postanowiłem zatem odsunąć się od polityki
Nie mogę się wyzwolić od nawyku recenzowania bieżącej sytuacji politycznej. Polityka jest jak narkotyk, wciąga i uzależnia. Czytajcie więc Państwo, warto, a dlaczego, powiem niżej. W Akcji Wyborczej Solidarność jest sytuacja klinczowa. Trwa przepychanka, lecz żadna ze stron nie chce ustąpić nawet na krok. Tak zwane "nogi" w AWS rozjeżdżają się coraz bardziej. Na rozjeżdżających się nogach łatwo o upadek. Czy jednak temu ugrupowaniu polskiej prawicy grozi rozpad? Myślę, że wszystko przyschnie aż do następnego przesilenia. Te paroksyzmy będą wstrząsały AWS jeszcze niejeden raz. Ale tego już ja nie opiszę. Dlaczego? Ano jakie były wyniki wyborów prezydenckich, wszyscy wiemy. Poddałem się społecznej ocenie wyborczej, która wypadła dla mnie miażdżąco. Postanowiłem zatem odsunąć się od bieżącej polityki. Nie bardzo mam więc prawo recenzować naszą scenę polityczną, jak to robiłem tu od paru lat. Tę recenzję proszę traktować jako ostatnią.
Korzystając z tego "ostatniego słowa", pragnę podziękować swoim czytelnikom: i tym wiernym, i tym niewiernym. Tym, którzy czytali mnie z przyjemnością, i tym, którym lektura sprawiała przykrość, a mimo to czytali. Także tym, którzy mnie nie czytali, mając o mnie wyrobione zdanie, bowiem oszczędzili nerwów i mnie, i sobie. Dziękuję też tym, którzy po przeczytaniu mego tekstu wyciągnęli jakieś wnioski - choćby i odmienne od tych, jakie ja proponuję. Jest kilku dziennikarzy politycznych, z którymi nie zgadzam się tak konsekwentnie, że z przyjemnością czytam ich prognozy, nabierając pewności, że będzie zupełnie inaczej. Felieton powinien zmuszać do myślenia. Wywoływać jakiś ferment myśli. Myślenie ma - jak wiadomo - kolosalną przyszłość, ale też - co już mniej wiadomo - niebłahą teraźniejszość. Szczególnie tym, których nakłoniłem do myślenia, dziękuję bardzo.
Najbardziej zaś dziękuję Redakcji, że udzieliła mi gościnnych łamów na osiemdziesiąt pięć (ten jest osiemdziesiąty piąty) tekstów podpisanych moim nazwiskiem. Zamieszczałem je regularnie co dwa tygodnie. Zebrałaby się z tego niezła książka, która mogłaby być zwierciadłem swojego czasu. To trzy lata i nie byle jakie. Rozmowa z tego miejsca była ciekawa, choć miałem poczucie, że nieco jednostronna. Czułem, że niektóre moje słowa i pomysły grzęzną w jakiejś miękkiej materii społecznej, nie wywołując odzewu. Może nie do tych celowałem, co chcieli słuchać, a trafiałem do tych, co słuchać nie chcieli. Trudno jest być prorokiem we własnym kraju. Trudniej być prorokiem pokonanym w wyborach - taki traci wiarygodność. Swoją wyborczą klęskę chciałbym uczcić chwilą ciszy, dlatego też postanowiłem zakończyć pisanie tych felietonów, rezygnując z mego ulubionego nawyku recenzowania sceny politycznej. Będą się na niej odbywały ciekawe spektakle, nierzadko dramaty, ale to niech już recenzują inni, ja będę się tylko przyglądał.
Ten felieton ukaże się gdzieś około Zaduszek. Nie stawiajcie mu lampki jak naszym drogim zmarłym - niech żyje własnym życiem po życiu.
Korzystając z tego "ostatniego słowa", pragnę podziękować swoim czytelnikom: i tym wiernym, i tym niewiernym. Tym, którzy czytali mnie z przyjemnością, i tym, którym lektura sprawiała przykrość, a mimo to czytali. Także tym, którzy mnie nie czytali, mając o mnie wyrobione zdanie, bowiem oszczędzili nerwów i mnie, i sobie. Dziękuję też tym, którzy po przeczytaniu mego tekstu wyciągnęli jakieś wnioski - choćby i odmienne od tych, jakie ja proponuję. Jest kilku dziennikarzy politycznych, z którymi nie zgadzam się tak konsekwentnie, że z przyjemnością czytam ich prognozy, nabierając pewności, że będzie zupełnie inaczej. Felieton powinien zmuszać do myślenia. Wywoływać jakiś ferment myśli. Myślenie ma - jak wiadomo - kolosalną przyszłość, ale też - co już mniej wiadomo - niebłahą teraźniejszość. Szczególnie tym, których nakłoniłem do myślenia, dziękuję bardzo.
Najbardziej zaś dziękuję Redakcji, że udzieliła mi gościnnych łamów na osiemdziesiąt pięć (ten jest osiemdziesiąty piąty) tekstów podpisanych moim nazwiskiem. Zamieszczałem je regularnie co dwa tygodnie. Zebrałaby się z tego niezła książka, która mogłaby być zwierciadłem swojego czasu. To trzy lata i nie byle jakie. Rozmowa z tego miejsca była ciekawa, choć miałem poczucie, że nieco jednostronna. Czułem, że niektóre moje słowa i pomysły grzęzną w jakiejś miękkiej materii społecznej, nie wywołując odzewu. Może nie do tych celowałem, co chcieli słuchać, a trafiałem do tych, co słuchać nie chcieli. Trudno jest być prorokiem we własnym kraju. Trudniej być prorokiem pokonanym w wyborach - taki traci wiarygodność. Swoją wyborczą klęskę chciałbym uczcić chwilą ciszy, dlatego też postanowiłem zakończyć pisanie tych felietonów, rezygnując z mego ulubionego nawyku recenzowania sceny politycznej. Będą się na niej odbywały ciekawe spektakle, nierzadko dramaty, ale to niech już recenzują inni, ja będę się tylko przyglądał.
Ten felieton ukaże się gdzieś około Zaduszek. Nie stawiajcie mu lampki jak naszym drogim zmarłym - niech żyje własnym życiem po życiu.
Więcej możesz przeczytać w 45/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.