"Radykalnych zmian można dokonać tylko w pierwszych tygodniach urzędowania" - twierdzi Milton Friedman, noblista z ekonomii uważany za jednego ojców współczesnej myśli liberalnej. Rząd Kazimierza Marcinkiewicza nie zaproponował jeszcze żadnej radykalnej zmiany w gospodarce.
Pierwsze tygodnie działania rządu mniejszościowego PiS przyniosły sprzeczne komunikaty. Z jednej strony trudno było nie przyklasnąć działaniom szefa MSWiA Ludwika Dorna, którego pojawienie się na stanowisko spowodowało ucieczkę byłych esbeków z resortu spraw wewnętrznych. Z drugiej strony nie poleciała jeszcze żadna ze skompromitowanych głów szefów państwowych spółek, którzy swoje stanowiska zawdzięczali politycznemu wsparciu lewicy i ustępującego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Dość wymienić nazwiska Cezarego Stypułkowskiego szefa PZU, Pawła Olechnowicza szefa Grupy Lotos i Igora Chalupca szefa PKN Orlen. Bez wymiany na tych stanowiskach trudno o nową jakość w gospodarce.
Także plany gospodarcze rządu są mało konkretne. Na razie zapowiadanej w kampanii wyborczej obniżki podatków nie widać. Nie było również żadnego czytelnego komunikatu o chęci obniżenia wysokich kosztów pracy, których skutkiem jest 18 proc. bezrobocie. Mniejszościowy rząd Kazimierza Marcinkiewicza jest w bardzo trudnej sytuacji, gdyż ewentualnych radykalnych zmian może nie poprzeć parlament. Dalej nie będzie jedna lepiej dlatego im wcześniej takie inicjatywy zostałyby zgłoszone, tym większe szanse na ich powodzenie. Na razie mamy mówiąc, pół żartem, pół serio, rząd kontynuacji przełomu.
Jan Piński