Politycy środka - do dzieła!
Głosy zostały rzucone. Reszta należy do polityków. Od nich zależy, czy ujawniony przez Olechowskiego potencjał wyborczy znajdzie w 2001 r. stosowną ofertę polityczną, czy też będzie to stracona okazja polskiej centroprawicy. Wybory bowiem to czas, kiedy społeczeństwo coś do nas mówi.
Przesłanie świeżo zakończonej kampanii prezydenckiej jest bardziej krzepiące niż jej nudnawy przebieg. Śmieszni kandydaci otrzymali śmieszną liczbę głosów. Wyborcy środka nie rozbiegli się tym razem na prawą i lewą stronę. Pozostali na swoim miejscu, skupiając się wokół medium wyborczego, jakim okazał się Andrzej Olechowski. Odkryli tym samym, że jest ich więcej, niż się dotychczas wydawało. Niemal dwukrotnie więcej, niż zbiera w sondażach Unia Wolności. Olechowski pokazał, że można mówić językiem konserwatywnego liberalizmu i trafić do trzech milionów wyborców. Elektorat Olechowskiego czeka teraz na ciekawą ofertę w wyborach parlamentarnych.
Dziś jest wielu chętnych, by deprecjonować potencjał politycznego centrum. Zgoda, że słabość Krzaklewskiego poszerzyła pole Olechowskiego. Zgoda, że elektorat prezydencki nie przekłada się arytmetycznie na wybory parlamentarne i samorządowe. To wszystko prawda. Ale trzeźwa ocena komunikatu wyborczego 2000 nie zniechęca do próby wyjścia poza partyjne opłotki i aspirowania do czegoś więcej, aniżeli roli języczka u wagi, przypisanej dotychczas Unii Wolności. Trzeba jednak wypłynąć z bezpiecznej przystani na nowe łowiska. Każda ze stron musi ponieść ryzyko.
A potencjalnymi udziałowcami są Olechowski i jego otoczenie, Unia Wolności oraz konserwatywno-liberalne środowiska AWS.
Olechowski musi zaryzykować głębsze wejście w partyjną politykę, chociaż opłaciła mu się poza kandydata obywatelskiego, a opinia publiczna zachęca go do trzymania dystansu. Ale między nim a elektoratem jest jego własny wolontariat, który wykonał robotę i formułuje swoje oczekiwania. Olechowski może więc patronować, firmować współdziałanie, wzbogacać je o "czynnik obywatelski" i to jest jego właściwa rola. Na razie, wyczekująco, nadaje swoim zwolennikom kształt obywatelskiego stowarzyszenia. Czeka na odzew ze strony już istniejących partii. Przede wszystkim ze strony Unii Wolności, która waży ryzyko otwarcia i ryzyko okopania się na dotychczasowych pozycjach. Unia trzyma klucz do kalendarza wyborczego, mając decydujący głos w sprawie odrzucenia lub akceptacji budżetu. Trzyma też klucz do oferty wyborczej 2001, będąc głównym rozgrywającym na środku polskiej sceny. Unijne uprzejme gesty w stronę Olechowskiego kryją zróżnicowane poglądy w łonie partii. Dla jednych to niepowtarzalna szansa, dla drugich - kłopot. Taki podział jest na górze, bo na dole słychać głośne nawoływanie do współpracy. Nożyce będą się rozwierały, jeśli zwycięży polityczna poprawność, maskująca grę na przeczekanie. Poprawnie, bo w przyjaznych gestach i uśmiechach, za którymi jednak nie idą czyny, można roztopić wyborcze potencjały. Wtedy spełni się przepowiednia tych unitów, którzy pomniejszają sukces Olechowskiego jako ulotny. Byłby to wówczas samosprawdzający się defetyzm, gdyż faktycznie, mobilizacja środka nie może trwać wiecznie. Scenariusz aktywny zakłada wysiłek na rzecz nawiązania rzeczywistej współpracy, aby już zjazd UW w połowie grudnia 2000 zwiastował odświeżoną i poszerzoną formułę. W tak krótkim czasie unia musi odpowiedzieć, czy wyrusza na szersze pole, a kształtując strategię zewnętrzną, powinna zarazem rozstrzygnąć wewnętrzną kwestię przywództwa. Dla mnie to pierwsze jest ważniejsze od drugiego. Unia zajęta sobą i swoim przywództwem będzie równać w dół, do zajętej sobą AWS.
Spośród potencjalnych udziałowców centroprawicowego przymierza najwięcej ryzykują liberalno-konserwatywne środowiska w AWS. Przede wszystkim SKL, ale także niezwiązkowe kręgi Ruchu Społecznego AWS. Musiałyby wyruszyć z dotychczasowej przystani ku nowej politycznej przygodzie. Czy dalej chcą budować swoją siłę polityczną na oryginalnym sojuszu wolnego rynku i związków zawodowych? Wariant zachowawczy coraz więcej kosztuje, zmuszając do wspierania niedorzecznych inicjatyw, jak choćby największego nieporozumienia ostatnich lat - uwłaszczenia pomysłu posła Bieli. Ten dyrygent, a nie solowe popisy Rokity wyznaczał ostatnio profil klubu AWS.
Przeżywa się na naszych oczach dotychczasowy schemat polaryzacji, zwrócony ku przeszłości, zbudowany na rodowodach sprzed 1989 r., a nie według pomysłów na Polskę. Dzisiejszy impet winien pochodzić od środowisk liberalno-konserwatywnych. Nowe polityczne dzieło jest potrzebne, by w sposób bardziej higieniczny podzielić publiczne role. Pozwoliłoby to oddzielić prawicę od NSZZ "Solidarność" i budować centroprawicę na fundamencie umiarkowanych poglądów.
Wysiłek przebudowy sceny politycznej nadaje sens próbom kształtowania nowego kalendarza wyborczego. Odwlekanie wyborów ma sens tylko wtedy, jeśli następuje przybliżenie do lepszej oferty wyborczej na rok 2001. Nietrudno bowiem sobie wyobrazić coś przeciwnego. Olechowski, zrażony partyjną niemocą, chroni się do "Sulejówka" lub ulega naciskom i zakłada wyborczą konkurencję dla Unii Wolności. Unia okopuje się na swoich wątłych procentach, zadowolona z roli języczka u wagi, zerkająca w lewo, pochłonięta własnymi problemami. SKL nie rusza się z miejsca, zajęte dalszym doskonaleniem AWS, czyli pilnowaniem swego udziału w topniejącym wyborczym torcie. Byłby to dowód alienacji klasy politycznej, głuchej na głos wyborców. Wtedy czerwona kartka, pokazana politykom centroprawicy przy najbliższej okazji, będzie zasłużoną karą. Zatem, politycy środka – do dzieła!
Przesłanie świeżo zakończonej kampanii prezydenckiej jest bardziej krzepiące niż jej nudnawy przebieg. Śmieszni kandydaci otrzymali śmieszną liczbę głosów. Wyborcy środka nie rozbiegli się tym razem na prawą i lewą stronę. Pozostali na swoim miejscu, skupiając się wokół medium wyborczego, jakim okazał się Andrzej Olechowski. Odkryli tym samym, że jest ich więcej, niż się dotychczas wydawało. Niemal dwukrotnie więcej, niż zbiera w sondażach Unia Wolności. Olechowski pokazał, że można mówić językiem konserwatywnego liberalizmu i trafić do trzech milionów wyborców. Elektorat Olechowskiego czeka teraz na ciekawą ofertę w wyborach parlamentarnych.
Dziś jest wielu chętnych, by deprecjonować potencjał politycznego centrum. Zgoda, że słabość Krzaklewskiego poszerzyła pole Olechowskiego. Zgoda, że elektorat prezydencki nie przekłada się arytmetycznie na wybory parlamentarne i samorządowe. To wszystko prawda. Ale trzeźwa ocena komunikatu wyborczego 2000 nie zniechęca do próby wyjścia poza partyjne opłotki i aspirowania do czegoś więcej, aniżeli roli języczka u wagi, przypisanej dotychczas Unii Wolności. Trzeba jednak wypłynąć z bezpiecznej przystani na nowe łowiska. Każda ze stron musi ponieść ryzyko.
A potencjalnymi udziałowcami są Olechowski i jego otoczenie, Unia Wolności oraz konserwatywno-liberalne środowiska AWS.
Olechowski musi zaryzykować głębsze wejście w partyjną politykę, chociaż opłaciła mu się poza kandydata obywatelskiego, a opinia publiczna zachęca go do trzymania dystansu. Ale między nim a elektoratem jest jego własny wolontariat, który wykonał robotę i formułuje swoje oczekiwania. Olechowski może więc patronować, firmować współdziałanie, wzbogacać je o "czynnik obywatelski" i to jest jego właściwa rola. Na razie, wyczekująco, nadaje swoim zwolennikom kształt obywatelskiego stowarzyszenia. Czeka na odzew ze strony już istniejących partii. Przede wszystkim ze strony Unii Wolności, która waży ryzyko otwarcia i ryzyko okopania się na dotychczasowych pozycjach. Unia trzyma klucz do kalendarza wyborczego, mając decydujący głos w sprawie odrzucenia lub akceptacji budżetu. Trzyma też klucz do oferty wyborczej 2001, będąc głównym rozgrywającym na środku polskiej sceny. Unijne uprzejme gesty w stronę Olechowskiego kryją zróżnicowane poglądy w łonie partii. Dla jednych to niepowtarzalna szansa, dla drugich - kłopot. Taki podział jest na górze, bo na dole słychać głośne nawoływanie do współpracy. Nożyce będą się rozwierały, jeśli zwycięży polityczna poprawność, maskująca grę na przeczekanie. Poprawnie, bo w przyjaznych gestach i uśmiechach, za którymi jednak nie idą czyny, można roztopić wyborcze potencjały. Wtedy spełni się przepowiednia tych unitów, którzy pomniejszają sukces Olechowskiego jako ulotny. Byłby to wówczas samosprawdzający się defetyzm, gdyż faktycznie, mobilizacja środka nie może trwać wiecznie. Scenariusz aktywny zakłada wysiłek na rzecz nawiązania rzeczywistej współpracy, aby już zjazd UW w połowie grudnia 2000 zwiastował odświeżoną i poszerzoną formułę. W tak krótkim czasie unia musi odpowiedzieć, czy wyrusza na szersze pole, a kształtując strategię zewnętrzną, powinna zarazem rozstrzygnąć wewnętrzną kwestię przywództwa. Dla mnie to pierwsze jest ważniejsze od drugiego. Unia zajęta sobą i swoim przywództwem będzie równać w dół, do zajętej sobą AWS.
Spośród potencjalnych udziałowców centroprawicowego przymierza najwięcej ryzykują liberalno-konserwatywne środowiska w AWS. Przede wszystkim SKL, ale także niezwiązkowe kręgi Ruchu Społecznego AWS. Musiałyby wyruszyć z dotychczasowej przystani ku nowej politycznej przygodzie. Czy dalej chcą budować swoją siłę polityczną na oryginalnym sojuszu wolnego rynku i związków zawodowych? Wariant zachowawczy coraz więcej kosztuje, zmuszając do wspierania niedorzecznych inicjatyw, jak choćby największego nieporozumienia ostatnich lat - uwłaszczenia pomysłu posła Bieli. Ten dyrygent, a nie solowe popisy Rokity wyznaczał ostatnio profil klubu AWS.
Przeżywa się na naszych oczach dotychczasowy schemat polaryzacji, zwrócony ku przeszłości, zbudowany na rodowodach sprzed 1989 r., a nie według pomysłów na Polskę. Dzisiejszy impet winien pochodzić od środowisk liberalno-konserwatywnych. Nowe polityczne dzieło jest potrzebne, by w sposób bardziej higieniczny podzielić publiczne role. Pozwoliłoby to oddzielić prawicę od NSZZ "Solidarność" i budować centroprawicę na fundamencie umiarkowanych poglądów.
Wysiłek przebudowy sceny politycznej nadaje sens próbom kształtowania nowego kalendarza wyborczego. Odwlekanie wyborów ma sens tylko wtedy, jeśli następuje przybliżenie do lepszej oferty wyborczej na rok 2001. Nietrudno bowiem sobie wyobrazić coś przeciwnego. Olechowski, zrażony partyjną niemocą, chroni się do "Sulejówka" lub ulega naciskom i zakłada wyborczą konkurencję dla Unii Wolności. Unia okopuje się na swoich wątłych procentach, zadowolona z roli języczka u wagi, zerkająca w lewo, pochłonięta własnymi problemami. SKL nie rusza się z miejsca, zajęte dalszym doskonaleniem AWS, czyli pilnowaniem swego udziału w topniejącym wyborczym torcie. Byłby to dowód alienacji klasy politycznej, głuchej na głos wyborców. Wtedy czerwona kartka, pokazana politykom centroprawicy przy najbliższej okazji, będzie zasłużoną karą. Zatem, politycy środka – do dzieła!
Więcej możesz przeczytać w 46/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.