Swąd w dystrybutorze

Swąd w dystrybutorze

Dodano:   /  Zmieniono: 
Którzy politycy byli zamieszani w paliwowe przekręty? Komu opłacali się przestępcy? Czy kiedykolwiek się tego dowiemy?
Na te i inne pytania odpowie być może Andrzej Czyżewski, prawnik pracujący dla tzw. baronów paliwowych, świadek w jednej z największych afer w powojennej historii Polski. Zeznawać ma jeszcze w tym miesiącu. W tej chwili pod lupą prokuratury znalazła się firma paliwowa, we władzach której zasiadali znajomi oraz członkowie rodziny Józefa Oleksego.
W aferę mogą być zamieszane nawet najważniejsze osoby w państwie. Krakowska prokuratura rozpoczęła właśnie badanie informacji dotyczących działalności spółki JK Energy and Logistics. We władzach tej firmy zasiadała Maria Oleksy (w tym jako prezes rady nadzorczej) oraz osoby pracujące w gabinecie politycznym jej męża, gdy był on premierem.
Pytanie, czy to nie poprzez układy polityczne niewielka i nieznana na rynku firma wygrała przetarg na dostawy ropy dla PKP Cargo z gigantem - PKN Orlen. Kontrakt zdobyła, mimo że nie miała ani doświadczenia, ani zaplecza finansowego. Gwarancji udzieliła jej zaś jedna ze spółek z grupy PKN Orlen.
W głównym wątku afery zarzuty postawiono 18 osobom, wobec 44 prowadzone jest postępowanie. - Przygotowujemy się do kolejnych zatrzymań - zapowiada Janusz Śliwa, szef wydziału do spraw przestępczości zorganizowanej w krakowskiej prokuraturze apelacyjnej. Mimo że śledztwo trwa już trzeci rok, wciąż pojawiają się nowe wątki. Wszystko dlatego, że działalność mafii chronili opłacani funkcjonariusze służb specjalnych. Układ rozbiło dopiero Centralne Biuro Śledcze.
Baronowie paliwowi za granicą kupowali olej opałowy, który po dodaniu "uszlachetniaczy" zamieniał się w napędowy. Zarabiano przede wszystkim na różnicy na cle oraz na akcyzie. Sama akcyza w wypadku 1000 litrów ropy to 1141 złotych, a dla takiej samej ilości oleju opałowego - zależnie od rodzaju - do 197 zł.
Sprowadzano także prawdziwy olej napędowy, który na granicy w deklaracji celnej zamieniał się w opałowy, by po przekroczeniu granicy wrócić do swojej pierwotnej postaci. Według niektórych źródeł, paliwo to sprzedawane było na stacjach w całym kraju, w tym nawet w punktach PKN Orlen.
Paliwowi baronowie stworzyli w Polsce sieć ponad 50 spółek. Większość firm zarejestrowano na tzw. słupy, czyli ludzi bezdomnych lub alkoholików. Fikcyjne spółki służyły do zatarcia śladów transakcji oraz do wyłudzania VAT-u. Po kraju krążyły liczne fałszywe faktury, a paliwo nie wyjeżdżało z magazynów.
Przez trzy lata interes działał znakomicie, a w ręce policji wpadały płotki. Do przełomu doszło w 2001 roku, gdy policja wkroczyła do siedziby kluczowej dla sprawy spółki BGM. W teczce jednego z jej szefów funkcjonariusze CBŚ znaleźli dokumenty, a wśród nich m.in. rozkaz komendanta głównego o powołaniu specjalnej grupy do zwalczania mafii paliwowej.
Według ustaleń dziennikarzy TVN 24, szefów BGM chroniły służby specjalne. Arkadiusz Grochulski (jedyny pozostający na wolności współwłaściciel BGM) znał nawet markę wozu, którym poruszali się wywiadowcy.
Ludzie powiązani ze służbami specjalnymi współpracowali nie tylko z szefami BGM. Prowadzili też firmy z paliwowego łańcuszka. Według ustaleń Rzeczpospolitej, Andrzej K., właściciel firmy Wrostar, podejrzany o kierowanie zorganizowaną grupą, która wyłudziła 32 mln zł zwrotu podatku VAT, jest byłym funkcjonariuszem Wojskowych Służb Informacyjnych. Z kolei właściciel firmy Unipol Stefan Ż., podejrzany o wyłudzenia kredytów, to były żołnierz zawodowy.
W śledztwie pojawiają się kolejne nowe wątki. 5 listopada aresztowano Andrzeja M., współpracownika śląskiego barona paliwowego Henryka M. Wcześniej zatrzymano m.in. kierowniczkę w katowickim urzędzie kontroli skarbowej i prawnika oskarżonego o uprzedzanie Henryka M. o planowanym zatrzymaniu.
Na ławie oskarżonych mogą więc spotkać się funkcjonariusze służb, urzędnicy państwowi i gangsterzy. Baronom za kierowanie grupą przestępczą grozi do ośmiu lat więzienia.