Ściągnięcie gwiazdy do prowadzenia programu nie gwarantuje wzrostu oglądalności
Rozpoczęty niedawno sezon telewizyjny jest najciekawszy od lat zarówno dla widzów, jak i inwestorów. TVN dopina projekt oferty publicznej, podobne plany ogłosiła telewizja Polsat, a przy systemie finansowania Telewizji Polskiej z zapałem majstrują posłowie, wieszcząc rewolucję. Dla widzów sezon będzie ciekawy dlatego, że wszystkie duże stacje w walce o ich względy zainwestowały w nowe programy publicystyczne, rozrywkowe i informacyjne oraz w gwiazdy zatrudnione do ich prowadzenia. Już wiadomo, że nie wszystkie inwestycje były trafione.
Plan Solorza
Polsat, który od dwóch lat pracuje nad poprawą swojego wizerunku, eksperymentował już z kampaniami promocyjnymi, wykorzystując swe najbardziej znane twarze. Rok temu stacja reklamowała się, akcentując obecność na jej antenie Doroty Gawryluk (dawne Informacje), Kuby Wojewódzkiego (Idol i talk-show Kuba Wojewódzki), Macieja Rocka (Idol i Poplista) oraz Krzysztofa Ibisza (Bar). Ale kampania przeszła bez echa. Dopiero tegoroczna inwestycja właściciela Polsatu Zygmunta Solorza-Żaka - pozyskanie zwolnionego z TVN Tomasza Lisa - może przynieść stacji zmianę jakościową i wymierne korzyści finansowe.
Tomasz Lis, biorąc pod uwagę jego szacunkowe zarobki jako członka zarządu stacji i dyrektora programowego, kosztuje telewizję Polsat około 1 mln zł rocznie. O wiele kosztowniejsze są jego decyzje, dzięki którym Polsat ma więcej zarabiać na reklamach i doszlusować do uznawanych za opiniotwórcze TVP i TVN.
Miesiąc po tym, jak Lis został oficjalnie zatrudniony w Polsacie, z wielką pompą ruszył jego autorski program Co z tą Polską. Pierwszy odcinek oglądało 2,89 mln osób. Polsat zanotował wtedy 23,1 proc. udziałów w rynku - o 1,6 proc. więcej niż TVP 1. Drugi odcinek miał już gorsze wyniki - 1,98 mln widzów i 16,6 proc. udziałów w rynku. - Chcieliśmy zrobić program prestiżowy, który nie ciągnąłby w dół wyników stacji. I to się udało - mówi Tomasz Lis.
Dwa ostatnie wydania jego programu znów miały udziały w rynku na dobrym poziomie (20,1 i 23,9 proc.). Rok temu Polsat w czwartkowym wieczornym paśmie osiągał średnio 15,93 proc. udziałów w rynku. Można szacować, że na trzech pierwszych wydaniach Co z tą Polską Polsat zarobił około 600 tys. zł. Koszt wyprodukowania programu tego typu - według przedstawiciela konkurencyjnej stacji - nie przekracza 100-130 tys. zł. Program jest więc rentowny. Nadawany rok temu o tej samej porze serial Samo życie przynosił stacji większe dochody, ale był też nieporównywalnie droższy w produkcji.
Wojna domowa
Na programy publicystyczne i znane osobowości postawiła tej jesieni także TVP, która sprowadziła na Woronicza Monikę Olejnik, Jacka Żakowskiego i Marcina Prokopa. Na razie żadna z gwiazd nie zrobiła furory. Niedzielny program Żakowskiego Summa zdarzeń ogląda średnio 1,4 mln osób (14,1 proc. udziałów w rynku). Rok temu w niedzielne popołudnia TVP nadawała w Jedynce między innymi dwuczęściowy film Chłopi i koncert z okazji Dnia Papieskiego - oglądalność była wtedy wyższa - 14,9 proc.
Porównania z poprzednią ramówką nie wytrzymuje też na razie Monika Olejnik. Jej program Prosto w oczy nadawany w Jedynce o godzinie 20.10 ogląda średnio 18,9 proc. wszystkich siedzących wtedy przed telewizorami widzów. To niewiele, biorąc pod uwagę, że pół godziny wcześniej Wiadomości ogląda 36,6 proc. widzów. Jarosław Szczepański, rzecznik TVP tłumaczy, że audycja Olejnik musi konkurować z Programem 2, gdzie można o tej godzinie obejrzeć superserial M jak miłość. Czy rzeczywiście musi? - W dni, w które oba programy się pokrywają, wyniki Prosto w oczy spadają o połowę - przyznaje Szczepański.
Tyle że rok temu o tej porze także rządził serial Ilony Łepkowskiej, a mimo to Jedynka miała lepsze wyniki (21,24 proc.) niż teraz.
Mimo niższej oglądalności nowy program i tak TVP się opłaca. Wprowadzenie programu publicystycznego, który kończy druga w ciągu 20 minut prognoza pogody, pozwoliło wygospodarować więcej czasu reklamowego. W pierwszym miesiącu nadawania Prosto w oczy zarobił na reklamach około 2,4-2,6 mln zł netto. Rok temu w tym samym okresie TVP zarobiła na tym paśmie połowę tej sumy.
Widownia trzeciego nowego programu TVP - Prokop i panny, emitowanego w Dwójce - także nie rzuca na kolana. Talk-show prowadzony przez dziennikarza Gali i gwiazdę nadawanego rok temu w Polsacie widowiska Idol Marcina Prokopa ogląda średnio 12,9 proc. - To nie są złe wyniki, ale mogłyby być lepsze - przyznaje Jarosław Szczepański.
Nawet powinny być lepsze. Rok temu w tym samym paśmie Dwójkę oglądało 16,4 proc. Polaków.
Odpowiedź TVN
Do walki z Żakowskim i Lisem TVN zatrudnił Piotra Najsztuba. Stacja ITI w niedzielne wieczory nadaje prowadzone przez niego rozmowy. Ogląda je średnio 0,5 mln widzów więcej niż Żakowskiego, ale to po części zasługa widowni, która wieczorami zawsze jest większa niż w godzinach popołudniowych. Udziały w rynku Najsztub ma podobne jak konkurent z TVP - 14,3 proc. A więc niższe niż Lis. Jednak TVN i tak powinien być zadowolony. Po pierwsze dlatego, że sygnał tej stacji dociera tylko do niespełna 80 proc. Polaków (TVP 1 prawie do 100 proc.), a po drugie dlatego, że widowisko Dla ciebie wszystko z Hubertem Urbańskim nadawane w tym samym paśmie rok temu było znacznie droższe w produkcji, a udziały w rynku miało o połowę niższe (średnio 7,33 proc.).
Sukcesem TVN zakończyło się również sprowadzenie tej jesieni z TVP Magdy Mołek. Prowadzone przez nią widowisko Moja krew ogląda średnio 2,2-2,5 mln widzów (udziały w rynku na poziomie 15-16 proc.). W październiku 2003 roku TVN w tym samym paśmie w czwartki miał średnio 15,9 proc. udziałów w rynku, a więc podobne wyniki jak teraz.
Zatrudniając Lisa, Polsat zupełnie bezpłatnie zyskał zainteresowanie innych mediów. Tak jak TVP zrobiła wokół siebie wielki szum, tylko negocjując kontrakt menedżerski z Robertem Korzeniowskim. Nic dziwnego, że wszyscy najwięksi nadawcy deklarują pozyskanie do swoich kolekcji kolejnych gwiazd. Powinni jednak pamiętać, że oprócz prowadzącego potrzebny jest dobry pomysł na program. W przeciwnym razie efekt marketingowy będzie jedynym i do tego krótkotrwałym profitem.
Plan Solorza
Polsat, który od dwóch lat pracuje nad poprawą swojego wizerunku, eksperymentował już z kampaniami promocyjnymi, wykorzystując swe najbardziej znane twarze. Rok temu stacja reklamowała się, akcentując obecność na jej antenie Doroty Gawryluk (dawne Informacje), Kuby Wojewódzkiego (Idol i talk-show Kuba Wojewódzki), Macieja Rocka (Idol i Poplista) oraz Krzysztofa Ibisza (Bar). Ale kampania przeszła bez echa. Dopiero tegoroczna inwestycja właściciela Polsatu Zygmunta Solorza-Żaka - pozyskanie zwolnionego z TVN Tomasza Lisa - może przynieść stacji zmianę jakościową i wymierne korzyści finansowe.
Tomasz Lis, biorąc pod uwagę jego szacunkowe zarobki jako członka zarządu stacji i dyrektora programowego, kosztuje telewizję Polsat około 1 mln zł rocznie. O wiele kosztowniejsze są jego decyzje, dzięki którym Polsat ma więcej zarabiać na reklamach i doszlusować do uznawanych za opiniotwórcze TVP i TVN.
Miesiąc po tym, jak Lis został oficjalnie zatrudniony w Polsacie, z wielką pompą ruszył jego autorski program Co z tą Polską. Pierwszy odcinek oglądało 2,89 mln osób. Polsat zanotował wtedy 23,1 proc. udziałów w rynku - o 1,6 proc. więcej niż TVP 1. Drugi odcinek miał już gorsze wyniki - 1,98 mln widzów i 16,6 proc. udziałów w rynku. - Chcieliśmy zrobić program prestiżowy, który nie ciągnąłby w dół wyników stacji. I to się udało - mówi Tomasz Lis.
Dwa ostatnie wydania jego programu znów miały udziały w rynku na dobrym poziomie (20,1 i 23,9 proc.). Rok temu Polsat w czwartkowym wieczornym paśmie osiągał średnio 15,93 proc. udziałów w rynku. Można szacować, że na trzech pierwszych wydaniach Co z tą Polską Polsat zarobił około 600 tys. zł. Koszt wyprodukowania programu tego typu - według przedstawiciela konkurencyjnej stacji - nie przekracza 100-130 tys. zł. Program jest więc rentowny. Nadawany rok temu o tej samej porze serial Samo życie przynosił stacji większe dochody, ale był też nieporównywalnie droższy w produkcji.
Wojna domowa
Na programy publicystyczne i znane osobowości postawiła tej jesieni także TVP, która sprowadziła na Woronicza Monikę Olejnik, Jacka Żakowskiego i Marcina Prokopa. Na razie żadna z gwiazd nie zrobiła furory. Niedzielny program Żakowskiego Summa zdarzeń ogląda średnio 1,4 mln osób (14,1 proc. udziałów w rynku). Rok temu w niedzielne popołudnia TVP nadawała w Jedynce między innymi dwuczęściowy film Chłopi i koncert z okazji Dnia Papieskiego - oglądalność była wtedy wyższa - 14,9 proc.
Porównania z poprzednią ramówką nie wytrzymuje też na razie Monika Olejnik. Jej program Prosto w oczy nadawany w Jedynce o godzinie 20.10 ogląda średnio 18,9 proc. wszystkich siedzących wtedy przed telewizorami widzów. To niewiele, biorąc pod uwagę, że pół godziny wcześniej Wiadomości ogląda 36,6 proc. widzów. Jarosław Szczepański, rzecznik TVP tłumaczy, że audycja Olejnik musi konkurować z Programem 2, gdzie można o tej godzinie obejrzeć superserial M jak miłość. Czy rzeczywiście musi? - W dni, w które oba programy się pokrywają, wyniki Prosto w oczy spadają o połowę - przyznaje Szczepański.
Tyle że rok temu o tej porze także rządził serial Ilony Łepkowskiej, a mimo to Jedynka miała lepsze wyniki (21,24 proc.) niż teraz.
Mimo niższej oglądalności nowy program i tak TVP się opłaca. Wprowadzenie programu publicystycznego, który kończy druga w ciągu 20 minut prognoza pogody, pozwoliło wygospodarować więcej czasu reklamowego. W pierwszym miesiącu nadawania Prosto w oczy zarobił na reklamach około 2,4-2,6 mln zł netto. Rok temu w tym samym okresie TVP zarobiła na tym paśmie połowę tej sumy.
Widownia trzeciego nowego programu TVP - Prokop i panny, emitowanego w Dwójce - także nie rzuca na kolana. Talk-show prowadzony przez dziennikarza Gali i gwiazdę nadawanego rok temu w Polsacie widowiska Idol Marcina Prokopa ogląda średnio 12,9 proc. - To nie są złe wyniki, ale mogłyby być lepsze - przyznaje Jarosław Szczepański.
Nawet powinny być lepsze. Rok temu w tym samym paśmie Dwójkę oglądało 16,4 proc. Polaków.
Odpowiedź TVN
Do walki z Żakowskim i Lisem TVN zatrudnił Piotra Najsztuba. Stacja ITI w niedzielne wieczory nadaje prowadzone przez niego rozmowy. Ogląda je średnio 0,5 mln widzów więcej niż Żakowskiego, ale to po części zasługa widowni, która wieczorami zawsze jest większa niż w godzinach popołudniowych. Udziały w rynku Najsztub ma podobne jak konkurent z TVP - 14,3 proc. A więc niższe niż Lis. Jednak TVN i tak powinien być zadowolony. Po pierwsze dlatego, że sygnał tej stacji dociera tylko do niespełna 80 proc. Polaków (TVP 1 prawie do 100 proc.), a po drugie dlatego, że widowisko Dla ciebie wszystko z Hubertem Urbańskim nadawane w tym samym paśmie rok temu było znacznie droższe w produkcji, a udziały w rynku miało o połowę niższe (średnio 7,33 proc.).
Sukcesem TVN zakończyło się również sprowadzenie tej jesieni z TVP Magdy Mołek. Prowadzone przez nią widowisko Moja krew ogląda średnio 2,2-2,5 mln widzów (udziały w rynku na poziomie 15-16 proc.). W październiku 2003 roku TVN w tym samym paśmie w czwartki miał średnio 15,9 proc. udziałów w rynku, a więc podobne wyniki jak teraz.
Zatrudniając Lisa, Polsat zupełnie bezpłatnie zyskał zainteresowanie innych mediów. Tak jak TVP zrobiła wokół siebie wielki szum, tylko negocjując kontrakt menedżerski z Robertem Korzeniowskim. Nic dziwnego, że wszyscy najwięksi nadawcy deklarują pozyskanie do swoich kolekcji kolejnych gwiazd. Powinni jednak pamiętać, że oprócz prowadzącego potrzebny jest dobry pomysł na program. W przeciwnym razie efekt marketingowy będzie jedynym i do tego krótkotrwałym profitem.