Rozmowa z HILLARY RODHAM CLINTON
"Wprost": - Co skłoniło panią do walki o mandat senatora?
Hillary Rodham Clinton: - Chcę kontynuować dzieło administracji Clintona i Gore’a, wspomagać szeroko pojęty rozwój Ameryki. Mam wizję i jestem gotowa zmierzyć się z wyzwaniami stojącymi przed naszym krajem, a także rozumiem problemy globalne.
- Czy fotel senatorski traktuje pani jako odskocznię do późniejszej prezydentury?
- Kandyduję do Senatu, bo po prostu wierzę, że jest to ważna instytucja. Chcę być dobrym, kompetentnym, dynamicznym senatorem. Wiem przy tym doskonale, co w demokracji może oznaczać jeden głos. Jak panie wiedzą, sukces Ameryki w ostatnich latach jest w dużej mierze rezultatem połączenia energii sektora prywatnego i nowych technologii. Istotną rolę odegrała także polityka prezydenta, a plan gospodarczy na rok 1993 przeszedł właśnie jednym głosem w Senacie. Tak więc wierzę, że Senat odgrywa ważną rolę, a osoby oddające głos w tej izbie wpływają na nasze życie.
- Które problemy współczesności uważa pani za najważniejsze i co chciałaby pani zmienić?
- Chciałabym dokonać zmian w wielu dziedzinach: gospodarce, edukacji, opiece zdrowotnej i ochronie środowiska. Chciałabym także pomóc rodzinom w ich najważniejszym zadaniu, jakim jest wychowanie następnego pokolenia. Nowy Jork zajmuje drugie miejsce na liście amerykańskich miast z największym odsetkiem ubogich gospodarstw domowych, ale tutaj też dysproporcje w przychodach mieszkańców są największe. A to poważny problem dla przyszłości stanu. Chciałabym także, by nowojorczycy otrzymywali należną im część federalnych pieniędzy i zredukowali dzięki temu swoje podatki.
- Jaki wpływ na pani kampanię do Senatu i na wybory w ogóle może mieć uwikłanie się w swoim czasie prezydenta w aferę obyczajową?
- Myślę, że nowojorczyków bardziej interesuje to, co mogę dla nich uczynić, aby poprawić ich życie. Jeśli ja i moja rodzina wybaczyliśmy mojemu mężowi jego zachowanie, to myślę, że większość Amerykanów uczyni podobnie. Mam więc nadzieję, że wyborcy będą oceniać moje kwalifikacje, a nie błędy mojego męża popełnione w życiu osobistym lub ich następstwa.
- Prezydentura Billa Clintona kończy się w styczniu. Jak chciałaby pani, aby został zapamiętany?
- On naprawdę stworzył nowy typ przywództwa - zarówno tutaj, jak i na świecie - i ma godne odnotowania osiągnięcia. Nasze państwo, gospodarka są dziś w lepszym stanie niż przed jego prezydenturą. Wielu ludziom stworzył nowe możliwości działania. Pracował na rzecz pojednania rasowego i likwidacji różnic, występował przeciw wszelkim uprzedzeniom i bigoterii.
- Jak scharakteryzowałaby pani siebie?
- Próbuję żyć zgodnie z zasadami swojej religii i radami filozofów twierdzących, że niespełnione życie jest niewarte przeżycia. Nasze najważniejsze zobowiązania dotyczą także rodziny, przyjaciół i społeczności. Wciąż zadaję sobie pytanie: co więcej mogłabym uczynić, by pomóc innym i jak najlepiej przeżyć swoje życie? Tak więc czasem robię to, co jest ogólnie przyjęte, niekiedy zaś zaskakuję, ale wydaje mi się to słuszne. Mogę przeżyć swoje życie tylko zgodnie z wyznawanymi przez siebie wartościami.
- Co zmieniłaby pani w swoim postępowaniu, gdyby raz jeszcze mogła przeżyć lata spędzone w Białym Domu?
- Na pewno zmieniłabym podejście do planów reformy systemu opieki zdrowotnej z roku 1993, ponieważ chciałabym, by oceniana była jej istota. Zwróciłabym też większą uwagę na towarzyszący temu proces polityczny i spróbowałabym uniknąć kilku popełnionych wówczas błędów. Teraz jednym z głównych stojących przede mną wyzwań będzie przeforsowanie nowej koncepcji systemu opieki zdrowotnej.
- Co uznaje pani za swoje najważniejsze dokonania w Białym Domu?
- Jestem wdzięczna, że mogłam wziąć udział w wielu pracach legislacyjnych, które zmieniły życie ludzi - jak program gospodarczy albo przepisy pomagające zwalczać przestępczość, ustawy o pomocy wychowawczej czy też wysiłki na rzecz zwiększenia dochodów pracujących Amerykanów. Głęboko wierzę, że działalność, w którą byłam zaangażowana, naprawdę wpłynęła na życie ludzi. Próbowałam dać otuchę tym, którzy powinni być zachęcani do wzięcia spraw w swoje ręce, by stać się niezależnymi, aby walczyli o to, w co wierzą. Próbowałam ich inspirować. Jestem zadowolona z pracy, którą wykonałam w Białym Domu, ale także z tego, że stworzyłam witrynę amerykańskiej sztuki, muzyki, sztuki kulinarnej i projektowania wnętrz. Czuję satysfakcję, że mogłam wspierać sztukę i występować w jej obronie, gdy była zagrożona. Jestem dumna, że mogłam nieść nasze przesłanie demokracji i wolności ludziom w tylu krajach.
- Pani poglądy na sprawy międzynarodowe są między innymi rezultatem doświadczeń wyniesionych z wizyt w 77 krajach. Czy pani podróże miały znaczenie dla dyplomacji Stanów Zjednoczonych?
- Mam nadzieję, że gdziekolwiek podróżowałam, dobrze reprezentowałam Stany Zjednoczone. Jestem szczególnie zadowolona z możliwości odwiedzenia krajów nowych demokracji w Europie, Azji, Afryce i Ameryce Łacińskiej, gdzie próbowałam zaprezentować te wartości, które zdały egzamin w USA. Starałam się promować wolny rynek i obywatelskie zaangażowanie zarówno indywidualnych osób, jak i organizacji pozarządowych. Opowiadałam się za prawami kobiet, opieką zdrowotną i poprawą sytuacji ekonomicznej kobiet i dzieci. Starałam się reprezentować wartości, które nie są jedynie amerykańskie, ale uniwersalne.
- Które z podróży zapamiętała pani najlepiej?
- Między innymi podróż do RPA na inaugurację prezydentury Nelsona Mandeli, pierwszego czarnego prezydenta Afryki Południowej, w maju 1994 r. Druga - zaledwie miesiąc później - to wspólna z prezydentem podróż do Włoch, Francji i Anglii na obchody 50. rocznicy alianckiej inwazji, która wyzwoliła Europę spod nazistowskiej okupacji. W moim odczuciu był to właściwy czas dla Ameryki, by się zatrzymać i zastanowić nad tamtymi krytycznymi dniami i by oddać honor weteranom, którzy ocalili demokrację.
- Podczas pobytu w Warszawie w październiku ubiegłego roku wzięła pani udział w "okrągłym stole" polskich bizneswoman. Sądzi pani, że mieszkanki Europy Środkowej mogą w znaczący sposób wspierać proces transformacji gospodarczej?
- Pamiętam, że odsetek Polek zarządzających firmami wzrósł bardzo wyraźnie. Tendencja ta pojawiła się także w Ameryce - liczba przedsięwzięć kierowanych przez kobiety rośnie błyskawicznie. Wyzwania, którym muszą sprostać, i sukcesy, jakie odnoszą, to dowód, że dzięki wierze w siebie i optymizmowi przyczyniają się do sukcesów polskiej gospodarki. To jeden z przykładów, jak zmienia się na świecie sytuacja kobiet...
- W Warszawie spotkała się pani także z polską społecznością żydowską.
- Tak, odwiedziłam warszawską The Lauder-Morasha School. Byłam zadowolona, widząc, jak społeczność Żydów w Polsce odradza się poprzez dzieci.
- Z czego wynika pani wyraźne zainteresowanie sprawami istotnymi dla Amerykanów pochodzenia żydowskiego, a także Izraelem i państwami Bliskiego Wschodu?
- Zawsze interesowałam się amerykańską społecznością żydowską, jej działalnością, a także wkładem w życie polityczne i społeczne. Wygłaszałam przemówienia przed różnymi grupami narodowymi na długo przed moją decyzją o kandydowaniu do Senatu. Do Izraela po raz pierwszy pojechaliśmy z mężem ponad osiemnaście lat temu. Jako zwykli obywatele przez trzy dni przemierzyliśmy cały kraj. Od czasu gdy mąż został prezydentem Stanów Zjednoczonych, odwiedziłam Izrael jeszcze cztery razy, w tym dwa razy z córką Chelsea, na której duże wrażenie zrobiła tamtejsza młodzież. Młodzi ludzie opowiadali o swoich nadziejach, o wolnej od przemocy ojczyźnie żyjącej w pokoju z sąsiadami.
- Jakie są pani plany w razie niepowodzenia w wyborach do Senatu?
- Nie zamierzam przegrywać.
- Jeśli jednak tak się stanie?
- Zawsze będę broniła moich zasad. Mam nadzieję czynić to w Senacie. Jeśli jednak zdarzy się inaczej, to niezależnie od tego, gdzie jestem, będę pracowała na rzecz poprawy życia rodzin tu i na całym świecie. Patrząc na świat, widzę, że jedyną drogą do zbudowania lepszej przyszłości jest wyobraźnia i nadzieja, ale także realizm i praktyczne podejście. Jeśli Ameryka ma nadal odgrywać przywódczą rolę, musimy sięgać dalej, podejmować ryzyko dla pokoju, mieć wolę wspierania tych, którzy występują w obronie praw człowieka i tolerancji.
Hillary Rodham Clinton: - Chcę kontynuować dzieło administracji Clintona i Gore’a, wspomagać szeroko pojęty rozwój Ameryki. Mam wizję i jestem gotowa zmierzyć się z wyzwaniami stojącymi przed naszym krajem, a także rozumiem problemy globalne.
- Czy fotel senatorski traktuje pani jako odskocznię do późniejszej prezydentury?
- Kandyduję do Senatu, bo po prostu wierzę, że jest to ważna instytucja. Chcę być dobrym, kompetentnym, dynamicznym senatorem. Wiem przy tym doskonale, co w demokracji może oznaczać jeden głos. Jak panie wiedzą, sukces Ameryki w ostatnich latach jest w dużej mierze rezultatem połączenia energii sektora prywatnego i nowych technologii. Istotną rolę odegrała także polityka prezydenta, a plan gospodarczy na rok 1993 przeszedł właśnie jednym głosem w Senacie. Tak więc wierzę, że Senat odgrywa ważną rolę, a osoby oddające głos w tej izbie wpływają na nasze życie.
- Które problemy współczesności uważa pani za najważniejsze i co chciałaby pani zmienić?
- Chciałabym dokonać zmian w wielu dziedzinach: gospodarce, edukacji, opiece zdrowotnej i ochronie środowiska. Chciałabym także pomóc rodzinom w ich najważniejszym zadaniu, jakim jest wychowanie następnego pokolenia. Nowy Jork zajmuje drugie miejsce na liście amerykańskich miast z największym odsetkiem ubogich gospodarstw domowych, ale tutaj też dysproporcje w przychodach mieszkańców są największe. A to poważny problem dla przyszłości stanu. Chciałabym także, by nowojorczycy otrzymywali należną im część federalnych pieniędzy i zredukowali dzięki temu swoje podatki.
- Jaki wpływ na pani kampanię do Senatu i na wybory w ogóle może mieć uwikłanie się w swoim czasie prezydenta w aferę obyczajową?
- Myślę, że nowojorczyków bardziej interesuje to, co mogę dla nich uczynić, aby poprawić ich życie. Jeśli ja i moja rodzina wybaczyliśmy mojemu mężowi jego zachowanie, to myślę, że większość Amerykanów uczyni podobnie. Mam więc nadzieję, że wyborcy będą oceniać moje kwalifikacje, a nie błędy mojego męża popełnione w życiu osobistym lub ich następstwa.
- Prezydentura Billa Clintona kończy się w styczniu. Jak chciałaby pani, aby został zapamiętany?
- On naprawdę stworzył nowy typ przywództwa - zarówno tutaj, jak i na świecie - i ma godne odnotowania osiągnięcia. Nasze państwo, gospodarka są dziś w lepszym stanie niż przed jego prezydenturą. Wielu ludziom stworzył nowe możliwości działania. Pracował na rzecz pojednania rasowego i likwidacji różnic, występował przeciw wszelkim uprzedzeniom i bigoterii.
- Jak scharakteryzowałaby pani siebie?
- Próbuję żyć zgodnie z zasadami swojej religii i radami filozofów twierdzących, że niespełnione życie jest niewarte przeżycia. Nasze najważniejsze zobowiązania dotyczą także rodziny, przyjaciół i społeczności. Wciąż zadaję sobie pytanie: co więcej mogłabym uczynić, by pomóc innym i jak najlepiej przeżyć swoje życie? Tak więc czasem robię to, co jest ogólnie przyjęte, niekiedy zaś zaskakuję, ale wydaje mi się to słuszne. Mogę przeżyć swoje życie tylko zgodnie z wyznawanymi przez siebie wartościami.
- Co zmieniłaby pani w swoim postępowaniu, gdyby raz jeszcze mogła przeżyć lata spędzone w Białym Domu?
- Na pewno zmieniłabym podejście do planów reformy systemu opieki zdrowotnej z roku 1993, ponieważ chciałabym, by oceniana była jej istota. Zwróciłabym też większą uwagę na towarzyszący temu proces polityczny i spróbowałabym uniknąć kilku popełnionych wówczas błędów. Teraz jednym z głównych stojących przede mną wyzwań będzie przeforsowanie nowej koncepcji systemu opieki zdrowotnej.
- Co uznaje pani za swoje najważniejsze dokonania w Białym Domu?
- Jestem wdzięczna, że mogłam wziąć udział w wielu pracach legislacyjnych, które zmieniły życie ludzi - jak program gospodarczy albo przepisy pomagające zwalczać przestępczość, ustawy o pomocy wychowawczej czy też wysiłki na rzecz zwiększenia dochodów pracujących Amerykanów. Głęboko wierzę, że działalność, w którą byłam zaangażowana, naprawdę wpłynęła na życie ludzi. Próbowałam dać otuchę tym, którzy powinni być zachęcani do wzięcia spraw w swoje ręce, by stać się niezależnymi, aby walczyli o to, w co wierzą. Próbowałam ich inspirować. Jestem zadowolona z pracy, którą wykonałam w Białym Domu, ale także z tego, że stworzyłam witrynę amerykańskiej sztuki, muzyki, sztuki kulinarnej i projektowania wnętrz. Czuję satysfakcję, że mogłam wspierać sztukę i występować w jej obronie, gdy była zagrożona. Jestem dumna, że mogłam nieść nasze przesłanie demokracji i wolności ludziom w tylu krajach.
- Pani poglądy na sprawy międzynarodowe są między innymi rezultatem doświadczeń wyniesionych z wizyt w 77 krajach. Czy pani podróże miały znaczenie dla dyplomacji Stanów Zjednoczonych?
- Mam nadzieję, że gdziekolwiek podróżowałam, dobrze reprezentowałam Stany Zjednoczone. Jestem szczególnie zadowolona z możliwości odwiedzenia krajów nowych demokracji w Europie, Azji, Afryce i Ameryce Łacińskiej, gdzie próbowałam zaprezentować te wartości, które zdały egzamin w USA. Starałam się promować wolny rynek i obywatelskie zaangażowanie zarówno indywidualnych osób, jak i organizacji pozarządowych. Opowiadałam się za prawami kobiet, opieką zdrowotną i poprawą sytuacji ekonomicznej kobiet i dzieci. Starałam się reprezentować wartości, które nie są jedynie amerykańskie, ale uniwersalne.
- Które z podróży zapamiętała pani najlepiej?
- Między innymi podróż do RPA na inaugurację prezydentury Nelsona Mandeli, pierwszego czarnego prezydenta Afryki Południowej, w maju 1994 r. Druga - zaledwie miesiąc później - to wspólna z prezydentem podróż do Włoch, Francji i Anglii na obchody 50. rocznicy alianckiej inwazji, która wyzwoliła Europę spod nazistowskiej okupacji. W moim odczuciu był to właściwy czas dla Ameryki, by się zatrzymać i zastanowić nad tamtymi krytycznymi dniami i by oddać honor weteranom, którzy ocalili demokrację.
- Podczas pobytu w Warszawie w październiku ubiegłego roku wzięła pani udział w "okrągłym stole" polskich bizneswoman. Sądzi pani, że mieszkanki Europy Środkowej mogą w znaczący sposób wspierać proces transformacji gospodarczej?
- Pamiętam, że odsetek Polek zarządzających firmami wzrósł bardzo wyraźnie. Tendencja ta pojawiła się także w Ameryce - liczba przedsięwzięć kierowanych przez kobiety rośnie błyskawicznie. Wyzwania, którym muszą sprostać, i sukcesy, jakie odnoszą, to dowód, że dzięki wierze w siebie i optymizmowi przyczyniają się do sukcesów polskiej gospodarki. To jeden z przykładów, jak zmienia się na świecie sytuacja kobiet...
- W Warszawie spotkała się pani także z polską społecznością żydowską.
- Tak, odwiedziłam warszawską The Lauder-Morasha School. Byłam zadowolona, widząc, jak społeczność Żydów w Polsce odradza się poprzez dzieci.
- Z czego wynika pani wyraźne zainteresowanie sprawami istotnymi dla Amerykanów pochodzenia żydowskiego, a także Izraelem i państwami Bliskiego Wschodu?
- Zawsze interesowałam się amerykańską społecznością żydowską, jej działalnością, a także wkładem w życie polityczne i społeczne. Wygłaszałam przemówienia przed różnymi grupami narodowymi na długo przed moją decyzją o kandydowaniu do Senatu. Do Izraela po raz pierwszy pojechaliśmy z mężem ponad osiemnaście lat temu. Jako zwykli obywatele przez trzy dni przemierzyliśmy cały kraj. Od czasu gdy mąż został prezydentem Stanów Zjednoczonych, odwiedziłam Izrael jeszcze cztery razy, w tym dwa razy z córką Chelsea, na której duże wrażenie zrobiła tamtejsza młodzież. Młodzi ludzie opowiadali o swoich nadziejach, o wolnej od przemocy ojczyźnie żyjącej w pokoju z sąsiadami.
- Jakie są pani plany w razie niepowodzenia w wyborach do Senatu?
- Nie zamierzam przegrywać.
- Jeśli jednak tak się stanie?
- Zawsze będę broniła moich zasad. Mam nadzieję czynić to w Senacie. Jeśli jednak zdarzy się inaczej, to niezależnie od tego, gdzie jestem, będę pracowała na rzecz poprawy życia rodzin tu i na całym świecie. Patrząc na świat, widzę, że jedyną drogą do zbudowania lepszej przyszłości jest wyobraźnia i nadzieja, ale także realizm i praktyczne podejście. Jeśli Ameryka ma nadal odgrywać przywódczą rolę, musimy sięgać dalej, podejmować ryzyko dla pokoju, mieć wolę wspierania tych, którzy występują w obronie praw człowieka i tolerancji.
Więcej możesz przeczytać w 46/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.