Zygmunt Solorz-Żak, właściciel Polsatu, wyjawił BW, co już zrobił i co jeszcze zamierza uczynić jako inwestor.
Szef jest bardzo zajęty, będzie miał dla panów tylko 40 minut - mówiła przed spotkaniem rzecznik Zygmunta Solorza-Żaka. Gdy chwilę później usiedliśmy przy stole, okazało się, że o inwestycjach jednego z najbogatszych Polaków można rozmawiać godzinami. O Polsacie, bardzo dobrym funduszu emerytalnym i banku, o który walczy poprzedni właściciel. I o tym, czy nie żal inwestycji w Elektrim, która na razie przynosi same kłopoty. Zygmunt Solorz-Żak jest tak zapracowany, że z niejakim trudem przypominał sobie nazwy spółek wchodzących w skład jego konglomeratu. Nie można mieć jednak wątpliwości - wciąż nad wszystkim panuje. Wyszliśmy od niego po prawie dwóch godzinach
Jak Pan ocenia siebie jako szefa konglomeratu? Osiągnął Pan sukces?
Jeśli firmy odnotowują zyski, to znaczy, że osiągnęły sukces.
Zarabia z pewnością telewizja Polsat, choć miała trzy lata chude. Z pozostałymi firmami jest gorzej.
Invest Bank jest na plusie, PTE Polsat, które przejęło zarządzanie OFE Kredyt Banku, też przynosi zyski. Mam nadzieję, że Polisa Życie na początku przyszłego roku również wyjdzie z deficytu.
Jak bardzo zadłużona jest Pańska grupa kapitałowa?
W ogóle nie jest zadłużona. Nie zaciągałem kredytów.
Jack Welch, były szef konglomeratu General Electric i legenda wśród menedżerów, twierdził, że jeśli firma należąca do konglomeratu nie jest liderem rynku ani numerem dwa na nim, trzeba ją natychmiast sprzedać. A Pan nie rezygnuje ze swych inwestycji, choć zarówno bank, jak i towarzystwo emerytalne to gracze drugoligowi.
Nie zawsze da się być najlepszym. Potężne inwestycje wymagają potężnych kredytów, a ja, powtarzam, nigdy ich nie brałem. Od początku wolałem się uczyć na mniejszych przedsięwzięciach, powoli, bez ryzyka i zależności od instytucji finansowych. Pracuję wyłącznie na kapitale krajowym. Jeśli chodzi o sprzedaż aktywów, proszę zwrócić uwagę, że to, co mógłbym sprzedać, rozwija się. Może nie są to instytucje największe, ale kiedyś przynosiły duże straty, a teraz wyszły na plus. To duży sukces.
Zasada zarządzania konglomeratem na świecie jest taka, że ze względu na dużą dywersyfikację działań, poszczególne organizacje mają dużą swobodę. Pan jest znany z ręcznego sterowania. Jest Pan już psychicznie gotów oddać władzę w swych spółkach?
Nadal czuwam nad spółkami, ale nie muszę się już bezpośrednio angażować w zarządzanie. Mogę powierzyć to innym.
Skupmy się przez chwilę na pańskich inwestycjach finansowych. Powiedział Pan w jednym z wywiadów, że być może za dziesięć lat będzie już tylko inwestorem finansowym, a nie - tak jak dziś - postacią kojarzoną z telewizją.
Człowiek jest tak skonstruowany, że ciągle stawia przed sobą kolejne wyzwania.
Z inwestycji w sektorze finansowym najważniejsze jest towarzystwo emerytalne. Jak Pan widzi jego przyszłość?
Dalszy, spokojny rozwój, zgodnie z moją filozofią. Nawet po wspomnianej fuzji jesteśmy jednym z najmniejszych funduszy, ale mimo to po okresie strat związanych z naborem klientów udało nam się wypracować zyski. Wszystko dzięki najlepszej na rynku towarzystw polityce kosztów.
Z ograniczania kosztów jest Pan znany. Ale czy to wystarczy do rozwoju?
Oczywiście, że nie. Mamy dla klientów funduszu także inną jego wartość - to fundusz, który najwięcej zarabia dla swoich klientów.
Skąd Pan miał środki na przejęcie OFE Kredyt Banku?
Jak to skąd? To są moje własne środki, wypracowane przez wiele lat w różnych przedsięwzięciach gospodarczych.
Czy nie jest tak, że jedyne prawdziwe pieniądze zarobił Pan na Polsacie w latach 90?
Nie, proszę pana. Duże pieniądze zarobiłem, zanim powstał Polsat - w latach 1990-1992.
Mówi się, że po fali konsolidacji instytucji finansowych na rynku zostanie tylko kilka największych. Te, które znajdą się poza pierwszą piątką, nie przetrwają.
Przetrwają, moje przetrwają! Życie byłoby za proste, gdyby było trzech liderów, a reszta musiałaby pozamykać swoje interesy. Jeżeli będzie trzeba, będziemy konsolidować. W przypadku PTE Polsat myślimy o dalszych przejęciach. Podobnie wygląda sytuacja Polisy Życie - zastanawiamy się nad uczestnictwem w konsolidacjach na rynku.
Nie chce się Pan jej pozbyć?
PTE też chcieliśmy się pozbyć - było dobre, ale małe, więc miało się sprzedać dużemu. Teraz okazuje się, że samo kupuje większych od siebie.
Jak Pan ocenia zaangażowanie w Invest Bank? Stracił Pan 100 mln zł, które wydają się niemożliwe do odzyskania.
Są do odzyskania, choć może nie tak szybko. Perspektywy Invest Banku są bardzo dobre, musimy tylko poradzić sobie z zamieszaniem spowodowanym próbami wprowadzenia do obrotu fałszywych weksli przez pana Bykowskiego. Ale dajemy sobie radę.
Zainwestowałby Pan w Invest Bank, gdyby pięć lat temu wiedział, co nastąpi?
Pięć lat temu na pewno nie. Kupiłem akcje Invest Banku, bo miał być niezbędny do zarządzania funduszem emerytalnym. Okazuje się, że te założenia były błędne. Ale trudno...
Jedną z wielkich umiejętności inwestora-finansisty jest umiejętność wycofania się z inwestycji w idealnym momencie.
Absolutnie się zgadzam.
Przejdźmy do Pana przedsięwzięć telewizyjnych. Ogłasza Pan, że chciałby sprzedać na giełdzie 20-30 proc. akcji Polsatu. Jak rozumiem, spodziewa się Pan ok. 500 mln zł?
Zobaczymy, rynek wyceni.
Co Pan chce zrobić z tymi pieniędzmi?
Na początku zadali panowie pytanie, czy nie chciałbym być inwestorem finansowym. Więc to może jest ten kierunek.
Polsat jest dziś zyskownym przedsięwzięciem. W 2003 roku zanotował 145 mln zł zysku netto. W latach 1999-2002 przyniósł jednak ponad 200 mln zł straty.
To prawda, ale trzeba pamiętać, skąd wzięła się część tych strat - Polsat był większościowym akcjonariuszem Polisy, PTE czy Invest Banku. Wszystkie te przedsięwzięcia przeżywały istotne zmiany w swojej działalności. PTE rozpoczęło działalność, pozostałe podmioty w istotny sposób restrukturyzowały się. Powodowało to znaczne koszty, a więc i straty. Dlatego trzeba było tworzyć rezerwy na ich pokrycie.
Kiepskie były nie tylko wyniki netto, ale i przychody. W 1999 roku wyniosły 880 mln zł, w 2001 - 620 mln.
No właśnie. W takiej sytuacji były dwa wyjścia: zadłużać się - ale każdy wie, jak trudno dostać w banku pieniądze na hasło "jest mi trudno" - albo zmniejszać wydatki. Zrobiliśmy to drugie. W sytuacji 30-proc. spadku przychodów udało się nam tak zrestrukturyzować firmę, by mogła funkcjonować.
Dziś wyniki finansowe są lepsze, ale Polsat stracił pozycję lidera rynku telewizyjnego. Ma w nim 16-17 proc. i przegrywa z kanałami TVP.
Musieli wziąć panowie dane z ostatniego tygodnia w grupie 4+ (wszyscy powyżej 4. roku życia). Zazwyczaj sprawdzamy wyniki w grupie 16-49, która jest bliższa reklamodawcom. W tej grupie mamy ok. 19-20 proc.
Czy zatrudnienie Tomasza Lisa i zmiany w ramówce oznaczają obronę udziałów w rynku, czy to już przejście do ataku?
I jedno, i drugie. Żeby przejść do ataku, najpierw trzeba się obronić. Dziś nasza pozycja pozwala na większe inwestycje.
Jaki będzie wynik finansowy w tym roku?
Dużo lepszy niż w ubiegłym.
A przychody wrócą do najwyższego poziomu - ok. 850 mln zł?
Być może... Będziemy inwestować nie tylko w poprawę oglądalności, ale i wizerunku. Odzyskiwanie rynku potrwa długo, ale wszystko idzie w dobrą stronę.
Polsat jest niewątpliwie sukcesem, ale Platforma Cyfrowa przynosi straty.
To długoterminowe przedsięwzięcie. Proszę sobie przypomnieć naszą sytuację: wchodziliśmy na rynek jako ostatni, gdy istniały już dwie duże platformy, które wkrótce się połączyły. A ja działałem powoli, ale dzisiaj mówię krótko - mam 400 tysięcy klientów i uważam to za bardzo duży sukces. A konkurencja, która miała mieć ponad milion, ma 600 tysięcy.
Pan chyba jest cierpliwym człowiekiem.
Nie, nie jestem cierpliwy, ale wiem, że pewne rzeczy wymagają dużo pracy.
Przejdźmy do Elektrimu. Gdyby mógł Pan cofnąć czas, wszedłby Pan w ten interes?
Zacząłem kupować akcje Elektrimu od BRE Banku w szczególnych okolicznościach. Wcześniej podpisałem list intencyjny z Vivendi na kupno 49 proc. udziałów w Elektrimie Telekomunikacji, który kontroluje Polską Telefonię Cyfrową. Kupno Elektrimu dawałoby mi 100 proc. akcji w ET. Gdy zacząłem realizować interes z BRE Bankiem, wycofał się partner do transakcji z VivendiÉ
Mówi Pan o funduszu Eastbridge?
Trafili panowie.
Gazety pisały, że w transakcji z Vivendi miała też uczestniczyć spółka J&S. Pan nie prostował tych informacji.
Gdybym miał prostować wszystkie głupoty, które się wypisuje...
Próbowaliśmy wyliczyć ścieżkę wyjścia z inwestycji w Elektrim. Długi konglomeratu wynoszą prawie pół miliarda euro, za sprzedaż PTC można dostać 1,3 mld, ale większość weźmie Vivendi. Jak Pan sobie wyobraża zyskanie na tej inwestycji?
Z Vivendi mieliśmy prostą umowę - jeśli DT kupiłoby PTC za 1,3 mld euro, 800 mln weźmie Vivendi, a reszta dla nas.
Za te 500 mln mógłby Pan spłacić obligatariuszy Elektrimu. Ale zapomniał Pan o długu Elektrimu Telekomunikacji wobec Vivendi i Elektrimu. Mówi się o ok. 570 mln euro.
Nie zapomniałem. Po pierwsze, ten dług jest dużo mniejszy, a po drugie, zostanie rozliczony przy finalizowaniu transakcji sprzedaży PTC.
Próbuje Pan to zrobić od półtora roku i efektów nie widać.
Bo to trudne interesy. Sukces zależy od postawy wielu firm i ludzi.
Proszę się nie obrazić, ale z Panem jest trochę jak z socjalizmem - w wielkich męczarniach rozwiązuje Pan problemy, które sam stworzył: Invest Bank, Elektrim...
Na pewno jest w tym trochę prawdy, ale każdy się uczy, ja też. Zacząłem inwestycje poza Polsatem, bo wydawało mi się, że trzeba zacząć budować tzw. drugą nogę.
Jeśli przez półtora roku nie udało się zrealizować optymalnej ścieżki wyjścia z Elektrimu, to możliwe, że zrealizowana zostanie ścieżka dużo gorsza.
A dlaczego? A może dużo lepsza? Pierwsza oferta Deutsche Telekomu za PTC była warta miliard euro. Druga 1,1 mld. A potem 1,3 mld! To jest to, o czym mówiłem, wchodząc do Elektrimu: wartość jego aktywów będzie rosła! Widzieli państwo wyniki PTC?
Elektrim to nie tylko PTC, to także PAK. Czy to prawda, że chce Pan wziąć kredyt na dokończenie budowy Pątnowa II pod zastaw akcji Polsatu?
Konstrukcja jest nieco inna: zamierzam wziąć kredyt, dzięki któremu mógłbym wycofać z różnych przedsięwzięć część moich własnych pieniędzy i przeznaczyć je na inwestycje w PAK-u. Bank chce mieć coś w zastaw, więc niewykluczone, że byłyby to moje akcje Polsatu.
Czy decyzja o kredycie oznacza zmianę strategii? Z ostrożnej na bardziej ofensywną?
Tak. Skoro prawie wszystkie moje spółki przynoszą już dochody, mogę przestać się martwić o ich finansowanie i zaangażować swe pieniądze gdzie indziej. Biznes jest w tym momencie na tyle duży, że warto wziąć kredyt.
Zastaw na akcjach obniży jednak wartość oferty publicznej Polsatu.
To prawda, ale proszę zwrócić uwagę, jakie obciążenia finansowe ma TVN.
Jakie ma Pan plany wobec PAK-u? Ma Pan ochotę dołączyć do niego Eneę?
Jeżeli skarb państwa planuje pionową konsolidację w energetyce - połączenie kopalni, producentów energii i dystrybutorów - PAK też powinien w tym uczestniczyć. Na pewno trzeba będzie go połączyć z kopalniami. A Enea? Jeżeli państwo podtrzyma koncepcję konsolidacji pionowej, być może do Enei wejdziemy przez giełdę.
Na koniec pytania o politykę. Co Pan myśli, słysząc o kłopotach Jana Kulczyka?
Nie wiem, jakie są to kłopoty, bo nie mam czasu na czytanie prasy.
Patrząc na kłopoty Kulczyka, Chodorkowskiego, mowy Wassermanna, nie ma Pan ochoty tego wszystkiego sprzedać?
Mam. Niech panowie wierzą, nie robię tego wszystkiego dla siebie.
Jak Pan ocenia siebie jako szefa konglomeratu? Osiągnął Pan sukces?
Jeśli firmy odnotowują zyski, to znaczy, że osiągnęły sukces.
Zarabia z pewnością telewizja Polsat, choć miała trzy lata chude. Z pozostałymi firmami jest gorzej.
Invest Bank jest na plusie, PTE Polsat, które przejęło zarządzanie OFE Kredyt Banku, też przynosi zyski. Mam nadzieję, że Polisa Życie na początku przyszłego roku również wyjdzie z deficytu.
Jak bardzo zadłużona jest Pańska grupa kapitałowa?
W ogóle nie jest zadłużona. Nie zaciągałem kredytów.
Jack Welch, były szef konglomeratu General Electric i legenda wśród menedżerów, twierdził, że jeśli firma należąca do konglomeratu nie jest liderem rynku ani numerem dwa na nim, trzeba ją natychmiast sprzedać. A Pan nie rezygnuje ze swych inwestycji, choć zarówno bank, jak i towarzystwo emerytalne to gracze drugoligowi.
Nie zawsze da się być najlepszym. Potężne inwestycje wymagają potężnych kredytów, a ja, powtarzam, nigdy ich nie brałem. Od początku wolałem się uczyć na mniejszych przedsięwzięciach, powoli, bez ryzyka i zależności od instytucji finansowych. Pracuję wyłącznie na kapitale krajowym. Jeśli chodzi o sprzedaż aktywów, proszę zwrócić uwagę, że to, co mógłbym sprzedać, rozwija się. Może nie są to instytucje największe, ale kiedyś przynosiły duże straty, a teraz wyszły na plus. To duży sukces.
Zasada zarządzania konglomeratem na świecie jest taka, że ze względu na dużą dywersyfikację działań, poszczególne organizacje mają dużą swobodę. Pan jest znany z ręcznego sterowania. Jest Pan już psychicznie gotów oddać władzę w swych spółkach?
Nadal czuwam nad spółkami, ale nie muszę się już bezpośrednio angażować w zarządzanie. Mogę powierzyć to innym.
Skupmy się przez chwilę na pańskich inwestycjach finansowych. Powiedział Pan w jednym z wywiadów, że być może za dziesięć lat będzie już tylko inwestorem finansowym, a nie - tak jak dziś - postacią kojarzoną z telewizją.
Człowiek jest tak skonstruowany, że ciągle stawia przed sobą kolejne wyzwania.
Z inwestycji w sektorze finansowym najważniejsze jest towarzystwo emerytalne. Jak Pan widzi jego przyszłość?
Dalszy, spokojny rozwój, zgodnie z moją filozofią. Nawet po wspomnianej fuzji jesteśmy jednym z najmniejszych funduszy, ale mimo to po okresie strat związanych z naborem klientów udało nam się wypracować zyski. Wszystko dzięki najlepszej na rynku towarzystw polityce kosztów.
Z ograniczania kosztów jest Pan znany. Ale czy to wystarczy do rozwoju?
Oczywiście, że nie. Mamy dla klientów funduszu także inną jego wartość - to fundusz, który najwięcej zarabia dla swoich klientów.
Skąd Pan miał środki na przejęcie OFE Kredyt Banku?
Jak to skąd? To są moje własne środki, wypracowane przez wiele lat w różnych przedsięwzięciach gospodarczych.
Czy nie jest tak, że jedyne prawdziwe pieniądze zarobił Pan na Polsacie w latach 90?
Nie, proszę pana. Duże pieniądze zarobiłem, zanim powstał Polsat - w latach 1990-1992.
Mówi się, że po fali konsolidacji instytucji finansowych na rynku zostanie tylko kilka największych. Te, które znajdą się poza pierwszą piątką, nie przetrwają.
Przetrwają, moje przetrwają! Życie byłoby za proste, gdyby było trzech liderów, a reszta musiałaby pozamykać swoje interesy. Jeżeli będzie trzeba, będziemy konsolidować. W przypadku PTE Polsat myślimy o dalszych przejęciach. Podobnie wygląda sytuacja Polisy Życie - zastanawiamy się nad uczestnictwem w konsolidacjach na rynku.
Nie chce się Pan jej pozbyć?
PTE też chcieliśmy się pozbyć - było dobre, ale małe, więc miało się sprzedać dużemu. Teraz okazuje się, że samo kupuje większych od siebie.
Jak Pan ocenia zaangażowanie w Invest Bank? Stracił Pan 100 mln zł, które wydają się niemożliwe do odzyskania.
Są do odzyskania, choć może nie tak szybko. Perspektywy Invest Banku są bardzo dobre, musimy tylko poradzić sobie z zamieszaniem spowodowanym próbami wprowadzenia do obrotu fałszywych weksli przez pana Bykowskiego. Ale dajemy sobie radę.
Zainwestowałby Pan w Invest Bank, gdyby pięć lat temu wiedział, co nastąpi?
Pięć lat temu na pewno nie. Kupiłem akcje Invest Banku, bo miał być niezbędny do zarządzania funduszem emerytalnym. Okazuje się, że te założenia były błędne. Ale trudno...
Jedną z wielkich umiejętności inwestora-finansisty jest umiejętność wycofania się z inwestycji w idealnym momencie.
Absolutnie się zgadzam.
Przejdźmy do Pana przedsięwzięć telewizyjnych. Ogłasza Pan, że chciałby sprzedać na giełdzie 20-30 proc. akcji Polsatu. Jak rozumiem, spodziewa się Pan ok. 500 mln zł?
Zobaczymy, rynek wyceni.
Co Pan chce zrobić z tymi pieniędzmi?
Na początku zadali panowie pytanie, czy nie chciałbym być inwestorem finansowym. Więc to może jest ten kierunek.
Polsat jest dziś zyskownym przedsięwzięciem. W 2003 roku zanotował 145 mln zł zysku netto. W latach 1999-2002 przyniósł jednak ponad 200 mln zł straty.
To prawda, ale trzeba pamiętać, skąd wzięła się część tych strat - Polsat był większościowym akcjonariuszem Polisy, PTE czy Invest Banku. Wszystkie te przedsięwzięcia przeżywały istotne zmiany w swojej działalności. PTE rozpoczęło działalność, pozostałe podmioty w istotny sposób restrukturyzowały się. Powodowało to znaczne koszty, a więc i straty. Dlatego trzeba było tworzyć rezerwy na ich pokrycie.
Kiepskie były nie tylko wyniki netto, ale i przychody. W 1999 roku wyniosły 880 mln zł, w 2001 - 620 mln.
No właśnie. W takiej sytuacji były dwa wyjścia: zadłużać się - ale każdy wie, jak trudno dostać w banku pieniądze na hasło "jest mi trudno" - albo zmniejszać wydatki. Zrobiliśmy to drugie. W sytuacji 30-proc. spadku przychodów udało się nam tak zrestrukturyzować firmę, by mogła funkcjonować.
Dziś wyniki finansowe są lepsze, ale Polsat stracił pozycję lidera rynku telewizyjnego. Ma w nim 16-17 proc. i przegrywa z kanałami TVP.
Musieli wziąć panowie dane z ostatniego tygodnia w grupie 4+ (wszyscy powyżej 4. roku życia). Zazwyczaj sprawdzamy wyniki w grupie 16-49, która jest bliższa reklamodawcom. W tej grupie mamy ok. 19-20 proc.
Czy zatrudnienie Tomasza Lisa i zmiany w ramówce oznaczają obronę udziałów w rynku, czy to już przejście do ataku?
I jedno, i drugie. Żeby przejść do ataku, najpierw trzeba się obronić. Dziś nasza pozycja pozwala na większe inwestycje.
Jaki będzie wynik finansowy w tym roku?
Dużo lepszy niż w ubiegłym.
A przychody wrócą do najwyższego poziomu - ok. 850 mln zł?
Być może... Będziemy inwestować nie tylko w poprawę oglądalności, ale i wizerunku. Odzyskiwanie rynku potrwa długo, ale wszystko idzie w dobrą stronę.
Polsat jest niewątpliwie sukcesem, ale Platforma Cyfrowa przynosi straty.
To długoterminowe przedsięwzięcie. Proszę sobie przypomnieć naszą sytuację: wchodziliśmy na rynek jako ostatni, gdy istniały już dwie duże platformy, które wkrótce się połączyły. A ja działałem powoli, ale dzisiaj mówię krótko - mam 400 tysięcy klientów i uważam to za bardzo duży sukces. A konkurencja, która miała mieć ponad milion, ma 600 tysięcy.
Pan chyba jest cierpliwym człowiekiem.
Nie, nie jestem cierpliwy, ale wiem, że pewne rzeczy wymagają dużo pracy.
Przejdźmy do Elektrimu. Gdyby mógł Pan cofnąć czas, wszedłby Pan w ten interes?
Zacząłem kupować akcje Elektrimu od BRE Banku w szczególnych okolicznościach. Wcześniej podpisałem list intencyjny z Vivendi na kupno 49 proc. udziałów w Elektrimie Telekomunikacji, który kontroluje Polską Telefonię Cyfrową. Kupno Elektrimu dawałoby mi 100 proc. akcji w ET. Gdy zacząłem realizować interes z BRE Bankiem, wycofał się partner do transakcji z VivendiÉ
Mówi Pan o funduszu Eastbridge?
Trafili panowie.
Gazety pisały, że w transakcji z Vivendi miała też uczestniczyć spółka J&S. Pan nie prostował tych informacji.
Gdybym miał prostować wszystkie głupoty, które się wypisuje...
Próbowaliśmy wyliczyć ścieżkę wyjścia z inwestycji w Elektrim. Długi konglomeratu wynoszą prawie pół miliarda euro, za sprzedaż PTC można dostać 1,3 mld, ale większość weźmie Vivendi. Jak Pan sobie wyobraża zyskanie na tej inwestycji?
Z Vivendi mieliśmy prostą umowę - jeśli DT kupiłoby PTC za 1,3 mld euro, 800 mln weźmie Vivendi, a reszta dla nas.
Za te 500 mln mógłby Pan spłacić obligatariuszy Elektrimu. Ale zapomniał Pan o długu Elektrimu Telekomunikacji wobec Vivendi i Elektrimu. Mówi się o ok. 570 mln euro.
Nie zapomniałem. Po pierwsze, ten dług jest dużo mniejszy, a po drugie, zostanie rozliczony przy finalizowaniu transakcji sprzedaży PTC.
Próbuje Pan to zrobić od półtora roku i efektów nie widać.
Bo to trudne interesy. Sukces zależy od postawy wielu firm i ludzi.
Proszę się nie obrazić, ale z Panem jest trochę jak z socjalizmem - w wielkich męczarniach rozwiązuje Pan problemy, które sam stworzył: Invest Bank, Elektrim...
Na pewno jest w tym trochę prawdy, ale każdy się uczy, ja też. Zacząłem inwestycje poza Polsatem, bo wydawało mi się, że trzeba zacząć budować tzw. drugą nogę.
Jeśli przez półtora roku nie udało się zrealizować optymalnej ścieżki wyjścia z Elektrimu, to możliwe, że zrealizowana zostanie ścieżka dużo gorsza.
A dlaczego? A może dużo lepsza? Pierwsza oferta Deutsche Telekomu za PTC była warta miliard euro. Druga 1,1 mld. A potem 1,3 mld! To jest to, o czym mówiłem, wchodząc do Elektrimu: wartość jego aktywów będzie rosła! Widzieli państwo wyniki PTC?
Elektrim to nie tylko PTC, to także PAK. Czy to prawda, że chce Pan wziąć kredyt na dokończenie budowy Pątnowa II pod zastaw akcji Polsatu?
Konstrukcja jest nieco inna: zamierzam wziąć kredyt, dzięki któremu mógłbym wycofać z różnych przedsięwzięć część moich własnych pieniędzy i przeznaczyć je na inwestycje w PAK-u. Bank chce mieć coś w zastaw, więc niewykluczone, że byłyby to moje akcje Polsatu.
Czy decyzja o kredycie oznacza zmianę strategii? Z ostrożnej na bardziej ofensywną?
Tak. Skoro prawie wszystkie moje spółki przynoszą już dochody, mogę przestać się martwić o ich finansowanie i zaangażować swe pieniądze gdzie indziej. Biznes jest w tym momencie na tyle duży, że warto wziąć kredyt.
Zastaw na akcjach obniży jednak wartość oferty publicznej Polsatu.
To prawda, ale proszę zwrócić uwagę, jakie obciążenia finansowe ma TVN.
Jakie ma Pan plany wobec PAK-u? Ma Pan ochotę dołączyć do niego Eneę?
Jeżeli skarb państwa planuje pionową konsolidację w energetyce - połączenie kopalni, producentów energii i dystrybutorów - PAK też powinien w tym uczestniczyć. Na pewno trzeba będzie go połączyć z kopalniami. A Enea? Jeżeli państwo podtrzyma koncepcję konsolidacji pionowej, być może do Enei wejdziemy przez giełdę.
Na koniec pytania o politykę. Co Pan myśli, słysząc o kłopotach Jana Kulczyka?
Nie wiem, jakie są to kłopoty, bo nie mam czasu na czytanie prasy.
Patrząc na kłopoty Kulczyka, Chodorkowskiego, mowy Wassermanna, nie ma Pan ochoty tego wszystkiego sprzedać?
Mam. Niech panowie wierzą, nie robię tego wszystkiego dla siebie.