Na sprzedaż Jedynki TVP magłaby zarobić nawet 5mld zł. I to może być sposób na likwidację abonamentu
Najpierw w mediach, teraz w grudniu w Sejmie - dyskusja o abonamencie trwa w najlepsze. Po tym, jak 9 września Trybunał Konstytucyjny stwierdził, iż wysokość tej opłaty musi być uregulowana w ustawie, posłowie prześcigają się w proponowaniu idealnych - ich zdaniem - rozwiązań. Żaden z czterech projektów złożonych w lasce marszałkowskiej nie zakłada jednak zasadniczych zmian w finansowaniu publicznych mediów, choć nie ustają kontrowersje wokół sposobu, w jaki pełnią one swą "misję".
Sto pięćdziesiąt procent misji
Telewizja Polska z tytułu abonamentu otrzymuje rocznie ponad 550 mln zł - to ok. 30 proc. całych jej wpływów. Widzom, którzy płacą publiczną daninę na TVP - bo za taką uznał abonament Trybunał Konstytucyjny - nie dane jest jednak dowiedzieć się, jaką dokładnie "misję" udaje się dzięki tym środkom realizować. Z prasowych deklaracji b. prezesa Roberta Kwiatkowskiego wynika jedynie, że w 2002 r. TVP wydała na owe szlachetne cele 770 mln zł, czyli 150 proc. tego, co dostała z abonamentu. Nie jest jednak jasne, co przy Woronicza rozumie się jako misję. - W wewnętrznych dokumentach TVP za programy misyjne uznaje się m.in. transmisje sportowe, rozrywkę i programy informacyjne - twierdzi Jakub Bierzyński, dyrektor zarządzający i współwłaściciel domu mediowego OMD Poland. - Akurat te ostatnie w TVN i Polsacie należą do najbardziej rentownych programów. Można odnieść wrażenie, że stacje komercyjne są lepiej przystosowane do pełnienia misji niż powołana do tego celu TVP.
Niezadowolenia z tego, jak swą misję pełni TVP, nie kryją nawet obrońcy dominującej pozycji TVP na rynku - np. były szef Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Juliusz Braun. - Do programu TVP mam wiele zastrzeżeń. Moim zdaniem, za pieniądze, którymi dysponuje TVP, można produkować bardziej wartościowe programy.
Jakub Bierzyński i Juliusz Braun mają jednak zupełnie inne zdanie na temat tego, jak problem ułomnej misyjności TVP rozwiązać. Braun chciałby szerszej kontroli nad telewizją. Bierzyński, pod auspicjami Platformy Obywatelskiej, zaproponował kilka tygodni temu zastąpienie abonamentu funduszem zasilanym m.in. z opłat koncesyjnych. Finansowałby on misyjne (niekomercyjne) przedsięwzięcia we wszystkich stacjach telewizyjnych, które miałyby ochotę takie programy wyemitować. Pomysły ekspertów PO zostały jednak błyskawicznie skrytykowane. Robert Kwiatkowski stwierdził, że bez abonamentu TVP nie przeżyje, a na pewno nie jako nadawca publiczny. Wydaje się, że Platforma Obywatelska przyjęła tę argumentację - Donald Tusk zdążył już zadeklarować, że w trakcie aktualnej dyskusji w Sejmie Platforma nie będzie proponować likwidacji abonamentu.
Czy pogodzenie obu stanowisk jest możliwe? Czy można zlikwidować abonament (czy też zredukować go do daniny wyłącznie na rzecz radia), zachowując sensowną postać telewizji publicznej? Klucz do tej zagadki tkwi w jej wartości.
Telewizja jak żona
Wyceną wartości rynkowej TVP nie dysponują ani Ministerstwo Skarbu, ani sama telewizja. Najostrożniejsi eksperci - zastrzegając, że to dość pobieżne analizy - mówią o co najmniej 6 mld złotych. Tego zdania jest m.in. Andrzej Szymański, analityk z biura maklerskiego CA IB. Zastrzega jednocześnie, że potencjał stacji jest ogromny i gdyby był właściwie wykorzystany, suma byłaby wyższa. - Problemy TVP to przerost liczby pracowników i silne związki zawodowe, które blokują restrukturyzację - mówi Szymański.
Dużo wyżej wartość TVP ocenia Bogusław Chrabota, redaktor naczelny Polsatu. Jego zdaniem, telewizja publiczna może być warta nawet do 20 mld zł. - Po pierwsze, TVP jest w stanie zaspokoić 90 proc. potrzeb polskiego rynku reklamowego w jego segmencie telewizyjnym. To gigantyczny potencjał, nieporównywalny z potencjałem żadnej innej stacji w Polsce. Po drugie, olbrzymią wartością jest marka - zarówno samej telewizji publicznej, jak i co najmniej kilkunastu programów, do których widzowie przyzwyczajeni są od lat. Po trzecie, telewizja publiczna ma przebogate aktywa programowe, dzięki którym mogłaby tanim kosztem uruchamiać kanały tematyczne. No i oczywiście do tego dochodzą jeszcze aktywa trwałe - wozy transmisyjne, nadajniki, studia, nieruchomości. Inni to wynajmują, TVP to ma.
Chrabota twierdzi, że w TVP możliwe jest zdecydowane ograniczenie kosztów, bez szczególnego uszczerbku dla produktu finalnego. - Na razie z telewizją publiczną jest jak z dobrze zarabiającą żoną. Co z tego, że ma apanaże w wysokości 50 tys. zł miesięcznie, skoro 48 tys. wydaje na dobra luksusowe - mówi redaktor naczelny Polsatu. I powtarza słowa znane od lat - TVP powinna jak najszybciej się pozbyć kilkuset pracowników. - Skoro istnieją tak duże kontrowersje wokół finansowania TVP, powinna ona przesunąć się w stronę innego modelu funkcjonowania - nie kumulować majątku, tylko korzystać z zewnętrznych usługodawców - w większym stopniu, niż dzieje się to dziś. Chrabota dodaje: - Skoro pan pyta o sposoby zmniejszenia kosztów, to powiem tak: z miejsca sprzedałbym ośrodek TVP przy placu Powstańców. Za biurowiec w centrum Warszawy można dostać grube miliony. Jestem też przekonany, że po restrukturyzacji Telewizji Polskiej wystarczyłby co czwarty z budynków, które dziś wykorzystuje przy Woronicza.
Szymański potwierdza: - Gdyby TVP udało się zmniejszyć koszty, jej wycena byłaby wyższa.
Jedynka w prywatne ręce
Co wspólnego z abonamentem ma wartość TVP? Gdyby znalazł się odważny do spieniężenia któregoś z kanałów telewizji publicznej, uzyskane środki mogłyby zapracować na utrzymanie pozostałych. Pierwsze ruchy w tym kierunku spaliły na panewce. Idea Polskiej Telewizji Regionalnej - spółki stworzonej z regionalnych ośrodków TVP - upadła razem z całym projektem nowelizacji ustawy o RTV po aferze Rywina. Pomysł jednak wydawał się ciekawy. - Myślę, że dziś za podobną instytucję TVP jest w stanie dostać przynajmniej kilka miliardów złotych - mówi Chrabota. - Na programach lokalnych można zaś oprzeć TVP 2, zostawiając w największych miastach lokalne programy informacyjne, elementarny marketing i biura reklamy, by kreować lokalne rynki - dodaje.
Z punktu widzenia spodziewanych przychodów, do sprzedaży najlepiej jednak nadaje się TVP 1, która ma największe udziały w rynku telewizyjnym. Dwójce natomiast bliżej do kanału publicznego z prawdziwego zdarzenia - bo już teraz w jej ramówce jest więcej programów o profilu kulturalnym. Jakub Bierzyński szacuje wartość TVP 1 na 4,3--5 mld zł (1-1,3 mld euro). Argumentuje następująco: jeśli wartość TVN wynosi ok. 2,8 mld zł, a jej średnie udziały w rynku (według AGB) to 15-16 proc., to przyjmując proporcje między udziałami TVN a jej wartością za podstawę do wyceny, można oszacować, że TVP 1, którą ogląda średnio 23-24 proc. widzów, jest warta 4-4,2 mld zł. Bezwzględnie TVN jest firmą lepiej zarządzaną i zorganizowaną, co działa na niekorzyść wyceny TVP 1, ale największą wartością publicznego kanału są widzowie. - Inwestor, który kupiłby Jedynkę, przejąłby tym samym jedną czwartą polskiego rynku telewizyjnego i musiałby za to zapłacić znaczącą premię - mówi Bierzyński.
Co można zrobić z 5 miliardami złotych? Powierzyć je specjalistom od pomnażania gotówki. Dobry fundusz inwestycyjny byłby w stanie co roku przynosić 10-proc. zysk. To dałoby 500 mln złotych, dzięki czemu telewizja publiczna, składająca się z Dwójki i Trójki, mogłaby obyć się bez abonamentu. Mogłaby wówczas realizować swą misję po swojemu, bo robiłaby to za "nieco mniej publiczne" pieniądze.
Kanał czy częstotliwości?
Czy realizacja tak rewolucyjnych pomysłów jest możliwa? Danuta Waniek, jak wiadomo, jest gotowa oddać życie za utrzymanie status quo. Jej adwersarz w KRRiT Juliusz Braun również jednak nie jest zachwycony pomysłem. - Częściowa prywatyzacja TVP wiązałaby się z wejściem potężnego inwestora zagranicznego, który zaburzyłby równowagę na polskim rynku medialnym - twierdzi były szef Rady.
Dyrektor biura analiz KRRiT Karol Jakubowicz zwraca uwagę na inny problem. Jego zdaniem, sprzedanie Jedynki lub Dwójki byłoby trudne do zrealizowania ze względów technicznych. Rzeczywiście podział majątku byłby kłopotliwy - choćby ze względu na to, że TVP 1 i TVP 2 mają wspólne studia, jedną agencję informacyjną i wspólne prawa do transmisji telewizyjnych. - Moim zdaniem, jeżeli już TVP miałaby zostać sprywatyzowana, to jeden z kanałów powinien zostać zlikwidowany, a częstotliwości w pakiecie wystawione na sprzedaż - mówi Jakubowicz.
Niekoniecznie. Sprzedaż TVP 1 można sobie wyobrazić jako transakcję obejmującą częstotliwości, prawa do marki, część sprzętu, ludzi i wydzieloną część praw do transmisji. To, że taki wariant jest możliwy, potwierdza przykład Francji, która w latach 80. XX wieku sprzedała jeden z trzech kanałów telewizji publicznej, aby stworzyć warunki do rozwoju konkurencji. - Oczywiście można by ograniczyć działalność TVP do jednego kanału, stricte misyjnego. Ale to ograniczyłoby zasięg mediów publicznych do wąskiej grupy odbiorców, a nie o to przecież chodzi - mówi Jakubowicz.
Lepiej szybciej
Z punktu widzenia Skarbu Państwa, właściciela 100 proc. akcji TVP, najlepszy okres do sprzedaży jej części jest właśnie dziś. Od 1 maja 2004 roku polski rynek telewizyjny jest otwarty na inwestorów z Unii Europejskiej (wcześniej mogli nabywać do 33 proc. udziałów w spółkach nadawczych). Za kilkanaście miesięcy tak dobrze już nie będzie. Właśnie ruszają prace projektowe nad siecią nadajników naziemnej telewizji cyfrowej. Wprowadzenie tego standardu umożliwi nadawanie czterech programów na jednym kanale zamiast jednego - jak obecnie. Liczba ogólnokrajowych i ponadregionalnych kanałów telewizyjnych wzrośnie tym samym z siedmiu do minimum dwudziestu. Rynek się rozdrobni i najprawdopodobniej wszystkie największe stacje stracą część udziałów w rynku. - Niestety, trzeba się liczyć ze spadkiem rynkowej wartości TVP - przyznaje Juliusz Braun.
Sto pięćdziesiąt procent misji
Telewizja Polska z tytułu abonamentu otrzymuje rocznie ponad 550 mln zł - to ok. 30 proc. całych jej wpływów. Widzom, którzy płacą publiczną daninę na TVP - bo za taką uznał abonament Trybunał Konstytucyjny - nie dane jest jednak dowiedzieć się, jaką dokładnie "misję" udaje się dzięki tym środkom realizować. Z prasowych deklaracji b. prezesa Roberta Kwiatkowskiego wynika jedynie, że w 2002 r. TVP wydała na owe szlachetne cele 770 mln zł, czyli 150 proc. tego, co dostała z abonamentu. Nie jest jednak jasne, co przy Woronicza rozumie się jako misję. - W wewnętrznych dokumentach TVP za programy misyjne uznaje się m.in. transmisje sportowe, rozrywkę i programy informacyjne - twierdzi Jakub Bierzyński, dyrektor zarządzający i współwłaściciel domu mediowego OMD Poland. - Akurat te ostatnie w TVN i Polsacie należą do najbardziej rentownych programów. Można odnieść wrażenie, że stacje komercyjne są lepiej przystosowane do pełnienia misji niż powołana do tego celu TVP.
Niezadowolenia z tego, jak swą misję pełni TVP, nie kryją nawet obrońcy dominującej pozycji TVP na rynku - np. były szef Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Juliusz Braun. - Do programu TVP mam wiele zastrzeżeń. Moim zdaniem, za pieniądze, którymi dysponuje TVP, można produkować bardziej wartościowe programy.
Jakub Bierzyński i Juliusz Braun mają jednak zupełnie inne zdanie na temat tego, jak problem ułomnej misyjności TVP rozwiązać. Braun chciałby szerszej kontroli nad telewizją. Bierzyński, pod auspicjami Platformy Obywatelskiej, zaproponował kilka tygodni temu zastąpienie abonamentu funduszem zasilanym m.in. z opłat koncesyjnych. Finansowałby on misyjne (niekomercyjne) przedsięwzięcia we wszystkich stacjach telewizyjnych, które miałyby ochotę takie programy wyemitować. Pomysły ekspertów PO zostały jednak błyskawicznie skrytykowane. Robert Kwiatkowski stwierdził, że bez abonamentu TVP nie przeżyje, a na pewno nie jako nadawca publiczny. Wydaje się, że Platforma Obywatelska przyjęła tę argumentację - Donald Tusk zdążył już zadeklarować, że w trakcie aktualnej dyskusji w Sejmie Platforma nie będzie proponować likwidacji abonamentu.
Czy pogodzenie obu stanowisk jest możliwe? Czy można zlikwidować abonament (czy też zredukować go do daniny wyłącznie na rzecz radia), zachowując sensowną postać telewizji publicznej? Klucz do tej zagadki tkwi w jej wartości.
Telewizja jak żona
Wyceną wartości rynkowej TVP nie dysponują ani Ministerstwo Skarbu, ani sama telewizja. Najostrożniejsi eksperci - zastrzegając, że to dość pobieżne analizy - mówią o co najmniej 6 mld złotych. Tego zdania jest m.in. Andrzej Szymański, analityk z biura maklerskiego CA IB. Zastrzega jednocześnie, że potencjał stacji jest ogromny i gdyby był właściwie wykorzystany, suma byłaby wyższa. - Problemy TVP to przerost liczby pracowników i silne związki zawodowe, które blokują restrukturyzację - mówi Szymański.
Dużo wyżej wartość TVP ocenia Bogusław Chrabota, redaktor naczelny Polsatu. Jego zdaniem, telewizja publiczna może być warta nawet do 20 mld zł. - Po pierwsze, TVP jest w stanie zaspokoić 90 proc. potrzeb polskiego rynku reklamowego w jego segmencie telewizyjnym. To gigantyczny potencjał, nieporównywalny z potencjałem żadnej innej stacji w Polsce. Po drugie, olbrzymią wartością jest marka - zarówno samej telewizji publicznej, jak i co najmniej kilkunastu programów, do których widzowie przyzwyczajeni są od lat. Po trzecie, telewizja publiczna ma przebogate aktywa programowe, dzięki którym mogłaby tanim kosztem uruchamiać kanały tematyczne. No i oczywiście do tego dochodzą jeszcze aktywa trwałe - wozy transmisyjne, nadajniki, studia, nieruchomości. Inni to wynajmują, TVP to ma.
Chrabota twierdzi, że w TVP możliwe jest zdecydowane ograniczenie kosztów, bez szczególnego uszczerbku dla produktu finalnego. - Na razie z telewizją publiczną jest jak z dobrze zarabiającą żoną. Co z tego, że ma apanaże w wysokości 50 tys. zł miesięcznie, skoro 48 tys. wydaje na dobra luksusowe - mówi redaktor naczelny Polsatu. I powtarza słowa znane od lat - TVP powinna jak najszybciej się pozbyć kilkuset pracowników. - Skoro istnieją tak duże kontrowersje wokół finansowania TVP, powinna ona przesunąć się w stronę innego modelu funkcjonowania - nie kumulować majątku, tylko korzystać z zewnętrznych usługodawców - w większym stopniu, niż dzieje się to dziś. Chrabota dodaje: - Skoro pan pyta o sposoby zmniejszenia kosztów, to powiem tak: z miejsca sprzedałbym ośrodek TVP przy placu Powstańców. Za biurowiec w centrum Warszawy można dostać grube miliony. Jestem też przekonany, że po restrukturyzacji Telewizji Polskiej wystarczyłby co czwarty z budynków, które dziś wykorzystuje przy Woronicza.
Szymański potwierdza: - Gdyby TVP udało się zmniejszyć koszty, jej wycena byłaby wyższa.
Jedynka w prywatne ręce
Co wspólnego z abonamentem ma wartość TVP? Gdyby znalazł się odważny do spieniężenia któregoś z kanałów telewizji publicznej, uzyskane środki mogłyby zapracować na utrzymanie pozostałych. Pierwsze ruchy w tym kierunku spaliły na panewce. Idea Polskiej Telewizji Regionalnej - spółki stworzonej z regionalnych ośrodków TVP - upadła razem z całym projektem nowelizacji ustawy o RTV po aferze Rywina. Pomysł jednak wydawał się ciekawy. - Myślę, że dziś za podobną instytucję TVP jest w stanie dostać przynajmniej kilka miliardów złotych - mówi Chrabota. - Na programach lokalnych można zaś oprzeć TVP 2, zostawiając w największych miastach lokalne programy informacyjne, elementarny marketing i biura reklamy, by kreować lokalne rynki - dodaje.
Z punktu widzenia spodziewanych przychodów, do sprzedaży najlepiej jednak nadaje się TVP 1, która ma największe udziały w rynku telewizyjnym. Dwójce natomiast bliżej do kanału publicznego z prawdziwego zdarzenia - bo już teraz w jej ramówce jest więcej programów o profilu kulturalnym. Jakub Bierzyński szacuje wartość TVP 1 na 4,3--5 mld zł (1-1,3 mld euro). Argumentuje następująco: jeśli wartość TVN wynosi ok. 2,8 mld zł, a jej średnie udziały w rynku (według AGB) to 15-16 proc., to przyjmując proporcje między udziałami TVN a jej wartością za podstawę do wyceny, można oszacować, że TVP 1, którą ogląda średnio 23-24 proc. widzów, jest warta 4-4,2 mld zł. Bezwzględnie TVN jest firmą lepiej zarządzaną i zorganizowaną, co działa na niekorzyść wyceny TVP 1, ale największą wartością publicznego kanału są widzowie. - Inwestor, który kupiłby Jedynkę, przejąłby tym samym jedną czwartą polskiego rynku telewizyjnego i musiałby za to zapłacić znaczącą premię - mówi Bierzyński.
Co można zrobić z 5 miliardami złotych? Powierzyć je specjalistom od pomnażania gotówki. Dobry fundusz inwestycyjny byłby w stanie co roku przynosić 10-proc. zysk. To dałoby 500 mln złotych, dzięki czemu telewizja publiczna, składająca się z Dwójki i Trójki, mogłaby obyć się bez abonamentu. Mogłaby wówczas realizować swą misję po swojemu, bo robiłaby to za "nieco mniej publiczne" pieniądze.
Kanał czy częstotliwości?
Czy realizacja tak rewolucyjnych pomysłów jest możliwa? Danuta Waniek, jak wiadomo, jest gotowa oddać życie za utrzymanie status quo. Jej adwersarz w KRRiT Juliusz Braun również jednak nie jest zachwycony pomysłem. - Częściowa prywatyzacja TVP wiązałaby się z wejściem potężnego inwestora zagranicznego, który zaburzyłby równowagę na polskim rynku medialnym - twierdzi były szef Rady.
Dyrektor biura analiz KRRiT Karol Jakubowicz zwraca uwagę na inny problem. Jego zdaniem, sprzedanie Jedynki lub Dwójki byłoby trudne do zrealizowania ze względów technicznych. Rzeczywiście podział majątku byłby kłopotliwy - choćby ze względu na to, że TVP 1 i TVP 2 mają wspólne studia, jedną agencję informacyjną i wspólne prawa do transmisji telewizyjnych. - Moim zdaniem, jeżeli już TVP miałaby zostać sprywatyzowana, to jeden z kanałów powinien zostać zlikwidowany, a częstotliwości w pakiecie wystawione na sprzedaż - mówi Jakubowicz.
Niekoniecznie. Sprzedaż TVP 1 można sobie wyobrazić jako transakcję obejmującą częstotliwości, prawa do marki, część sprzętu, ludzi i wydzieloną część praw do transmisji. To, że taki wariant jest możliwy, potwierdza przykład Francji, która w latach 80. XX wieku sprzedała jeden z trzech kanałów telewizji publicznej, aby stworzyć warunki do rozwoju konkurencji. - Oczywiście można by ograniczyć działalność TVP do jednego kanału, stricte misyjnego. Ale to ograniczyłoby zasięg mediów publicznych do wąskiej grupy odbiorców, a nie o to przecież chodzi - mówi Jakubowicz.
Lepiej szybciej
Z punktu widzenia Skarbu Państwa, właściciela 100 proc. akcji TVP, najlepszy okres do sprzedaży jej części jest właśnie dziś. Od 1 maja 2004 roku polski rynek telewizyjny jest otwarty na inwestorów z Unii Europejskiej (wcześniej mogli nabywać do 33 proc. udziałów w spółkach nadawczych). Za kilkanaście miesięcy tak dobrze już nie będzie. Właśnie ruszają prace projektowe nad siecią nadajników naziemnej telewizji cyfrowej. Wprowadzenie tego standardu umożliwi nadawanie czterech programów na jednym kanale zamiast jednego - jak obecnie. Liczba ogólnokrajowych i ponadregionalnych kanałów telewizyjnych wzrośnie tym samym z siedmiu do minimum dwudziestu. Rynek się rozdrobni i najprawdopodobniej wszystkie największe stacje stracą część udziałów w rynku. - Niestety, trzeba się liczyć ze spadkiem rynkowej wartości TVP - przyznaje Juliusz Braun.