Najważniejszym kapitałem firmy ubezpieczeniowej jest zaufanie jej klientów. Tymczasem to, co dzieje się w PZU, największej polskiej firmie ubezpieczeniowej, jest serią kompromitacji.
PZU intensywnie pracuje więc nie na kapitał zaufania, lecz na wotum nieufności. Zdezorientowani klienci nie tylko niewiele z tego rozumieją, ale nawet nie wiedzą, kto jest prezesem PZU Życie, spółki zależnej PZU, której powierzyli swoje pieniądze. Słyszą natomiast, że jeden prezes oskarża drugiego o instalowanie podsłuchów, kupowanych w dodatku za pieniądze firmy. Gdyby PZU był przedsiębiorstwem prywatnym, oglądany w ostatnich tygodniach spektakl nie mógłby się w ogóle wydarzyć, bo akcjonariusze straciliby majątek, a członkowie rady nadzorczej i zarządu zostaliby wyrzuceni z posad. W PZU 57 proc. udziałów ma skarb państwa i mimo to, a może właśnie dlatego, nie ma realnego wpływu na spółkę.
Na szczęście dla klientów, PZU nie jest monopolistą, choć ma sześćdziesięcioprocentowy udział w rynku ubezpieczeń. Działa konkurencja, działa też jednak siła przyzwyczajenia. Tymczasem dla większości polskich kierowców i innych ubezpieczonych w PZU, a także dla dwóch milionów przyszłych emerytów odprowadzających składki do należącego do PZU Życie funduszu emerytalnego Złota Jesień, paraliż zakładu oznacza same kłopoty. Przecież zarządy zajęte eliminowaniem konkurencji nie mają czasu na dbanie o interesy firmy. To między innymi dlatego stopa zwrotu osiągnięta od jesieni 1999 r. przez PTE PZU nie przekracza 70 proc. średniej rynkowej. Grupa PZU boryka się z zaszłościami z czasów komunistycznych, z masą nieopłacalnych ubezpieczeń komunikacyjnych. Firma pilnie potrzebuje też restrukturyzacji.
Wojna domowa
Prawie przez rok PZU SA nie miał faktycznej kontroli nad żadną z firm zależnych, które w ostatnim czasie prowadziły własną politykę, na przykład na rynku NFI. Wojna trwa właściwie od początku roku, a nasiliła się, gdy cztery miesiące temu ministrem skarbu został Andrzej Chronowski. Sednem obecnego sporu jest kształt umowy prywatyzacyjnej sprzed roku. Władysław Jamroży, zawieszony w styczniu tego roku prezes PZU, a obecnie szef Totalizatora Sportowego, oraz Grzegorz Wieczerzak, przywrócony wyrokiem sądu szef PZU Życie, starają się udowodnić, że umowa z Eureko i BIG Bankiem Gdańskim jest szkodliwa dla państwa i samego PZU. "Skarb państwa podejmie wszelkie kroki prawne, by odzyskać kontrolę nad PZU" - zapowiedział minister Chronowski. I słowa dotrzymał. Skierował sprawę do sądu, który ma rozstrzygnąć sporne kwestie.Gdyby sąd podzielił podejrzenia ministra, prywatyzację PZU należałoby zacząć na nowo, lecz zająłby się tym dopiero nowy rząd, wyłoniony po przyszłorocznych wyborach. Kilku posłów AWS przyznaje, że pat w PZU zdenerwował Mariana Krzaklewskiego, który miał zagrozić, że jeśli ten stan będzie się przedłużał, zażąda odwołania ministra Chronowskiego.
Wojna w PZU właściwie zaczęła się już pod koniec października ubiegłego roku, gdy próbowano podważać wiarygodność sprzymierzonego z Eureko polskiego inwestora w PZU, czyli BIG Banku Gdańskiego. Także w październiku w otoczeniu Grzegorza Wieczerzaka sugerowano, że przeciwnikiem Eureko w walce o PZU jest nadal monachijski Allianz, który wcześniej był zainteresowany inwestycją w PZU, ale się wycofał. Później mówiono o zamiarze utrzymania polskiego charakteru PZU, gdyby udało się wyeliminować z gry Eureko.
Wybór właściciela
Choć skarb państwa ma więcej akcji PZU SA niż konsorcjum Eureko oraz BIG Bank Gdański, w radzie nadzorczej spółki zasiada - zgodnie z umową prywatyzacyjną sprzed roku - po czterech przedstawicieli skarbu państwa i konsorcjum. To sprawia, że od miesięcy nie udaje się wybrać przewodniczącego rady. Konsorcjum nie ustępuje, bo choć na razie posiada 30 proc. akcji PZU SA, liczy na to, że wkrótce stanie się większościowym udziałowcem (sprzedaż dodatkowych 20-25 proc. akcji obiecywał Emil Wąsacz, poprzedni minister skarbu).
Aby firma nie traciła na wartości i nie odwracali się od niej klienci, zarząd PZU i inwestor branżowy muszą wreszcie mieć realną kontrolę nad grupą. Tylko w ten sposób mogą zaprowadzić w niej porządek, zakończyć prywatyzację i zaproponować klientom niskie ceny polis z dobrą obsługą. Taki jest jedyny sensowny cel prywatyzacji, niezależnie od sympatii i antypatii zwalczających się stron. Gdyby jednak konflikt o grupę PZU nadal był podsycany, przeciwnicy muszą mieć świadomość, że kwestionowanie i odwlekanie prywatyzacji oznacza oddanie PZU nie w ręce firmy Allianz czy Eureko, lecz swojskiemu i sprawdzonemu SLD. I być może o to chodzi w przewlekaniu konfliktu.
Na szczęście dla klientów, PZU nie jest monopolistą, choć ma sześćdziesięcioprocentowy udział w rynku ubezpieczeń. Działa konkurencja, działa też jednak siła przyzwyczajenia. Tymczasem dla większości polskich kierowców i innych ubezpieczonych w PZU, a także dla dwóch milionów przyszłych emerytów odprowadzających składki do należącego do PZU Życie funduszu emerytalnego Złota Jesień, paraliż zakładu oznacza same kłopoty. Przecież zarządy zajęte eliminowaniem konkurencji nie mają czasu na dbanie o interesy firmy. To między innymi dlatego stopa zwrotu osiągnięta od jesieni 1999 r. przez PTE PZU nie przekracza 70 proc. średniej rynkowej. Grupa PZU boryka się z zaszłościami z czasów komunistycznych, z masą nieopłacalnych ubezpieczeń komunikacyjnych. Firma pilnie potrzebuje też restrukturyzacji.
Wojna domowa
Prawie przez rok PZU SA nie miał faktycznej kontroli nad żadną z firm zależnych, które w ostatnim czasie prowadziły własną politykę, na przykład na rynku NFI. Wojna trwa właściwie od początku roku, a nasiliła się, gdy cztery miesiące temu ministrem skarbu został Andrzej Chronowski. Sednem obecnego sporu jest kształt umowy prywatyzacyjnej sprzed roku. Władysław Jamroży, zawieszony w styczniu tego roku prezes PZU, a obecnie szef Totalizatora Sportowego, oraz Grzegorz Wieczerzak, przywrócony wyrokiem sądu szef PZU Życie, starają się udowodnić, że umowa z Eureko i BIG Bankiem Gdańskim jest szkodliwa dla państwa i samego PZU. "Skarb państwa podejmie wszelkie kroki prawne, by odzyskać kontrolę nad PZU" - zapowiedział minister Chronowski. I słowa dotrzymał. Skierował sprawę do sądu, który ma rozstrzygnąć sporne kwestie.Gdyby sąd podzielił podejrzenia ministra, prywatyzację PZU należałoby zacząć na nowo, lecz zająłby się tym dopiero nowy rząd, wyłoniony po przyszłorocznych wyborach. Kilku posłów AWS przyznaje, że pat w PZU zdenerwował Mariana Krzaklewskiego, który miał zagrozić, że jeśli ten stan będzie się przedłużał, zażąda odwołania ministra Chronowskiego.
Wojna w PZU właściwie zaczęła się już pod koniec października ubiegłego roku, gdy próbowano podważać wiarygodność sprzymierzonego z Eureko polskiego inwestora w PZU, czyli BIG Banku Gdańskiego. Także w październiku w otoczeniu Grzegorza Wieczerzaka sugerowano, że przeciwnikiem Eureko w walce o PZU jest nadal monachijski Allianz, który wcześniej był zainteresowany inwestycją w PZU, ale się wycofał. Później mówiono o zamiarze utrzymania polskiego charakteru PZU, gdyby udało się wyeliminować z gry Eureko.
Wybór właściciela
Choć skarb państwa ma więcej akcji PZU SA niż konsorcjum Eureko oraz BIG Bank Gdański, w radzie nadzorczej spółki zasiada - zgodnie z umową prywatyzacyjną sprzed roku - po czterech przedstawicieli skarbu państwa i konsorcjum. To sprawia, że od miesięcy nie udaje się wybrać przewodniczącego rady. Konsorcjum nie ustępuje, bo choć na razie posiada 30 proc. akcji PZU SA, liczy na to, że wkrótce stanie się większościowym udziałowcem (sprzedaż dodatkowych 20-25 proc. akcji obiecywał Emil Wąsacz, poprzedni minister skarbu).
Aby firma nie traciła na wartości i nie odwracali się od niej klienci, zarząd PZU i inwestor branżowy muszą wreszcie mieć realną kontrolę nad grupą. Tylko w ten sposób mogą zaprowadzić w niej porządek, zakończyć prywatyzację i zaproponować klientom niskie ceny polis z dobrą obsługą. Taki jest jedyny sensowny cel prywatyzacji, niezależnie od sympatii i antypatii zwalczających się stron. Gdyby jednak konflikt o grupę PZU nadal był podsycany, przeciwnicy muszą mieć świadomość, że kwestionowanie i odwlekanie prywatyzacji oznacza oddanie PZU nie w ręce firmy Allianz czy Eureko, lecz swojskiemu i sprawdzonemu SLD. I być może o to chodzi w przewlekaniu konfliktu.
Więcej możesz przeczytać w 47/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.