Lech Wałęsa nie powinien odchodzić na polityczną emeryturę.
W każdym demokratycznym kraju osoba o takim autorytecie byłaby wykorzystywana w misjach pokojowych, negocjacjach, działaniach rozjemczych, dyplomacji. Lech Wałęsa mógłby odgrywać w polityce światowej podobną rolę jak Jimmy Carter, Henry Kissinger, Helmut Schmidt, Carl Bildt czy Valery Giscard d’Estaing. Musiałby jednak zrezygnować z bezpośredniego angażowania się w polską politykę. Umożliwiłoby to finansowanie przez państwo instytutu jego imienia oraz misji byłego prezydenta.
- Nie mogę się wypowiadać we własnej sprawie. Posłucham głosu narodu - mówi Lech Wałęsa.
- Lech Wałęsa mógłby zostać senatorem mianowanym - uważa Marek Karpiński, wicedyrektor Instytutu Lecha Wałęsy. - Tak honorowano wybitnych polityków przed wojną. Tradycja ta sięga zresztą czasów rzymskich. Odwołują się do niej także inne państwa. Mógłby też zostać ambasadorem ad personam - dodaje Karpiński. Bronisław Geremek uważa, że powinno się wykorzystać talent byłego prezydenta do mówienia do kamery oraz umiejętność oddziaływania na ludzi Zachodu. Aleksander Kwaśniewski przyznał: "Jeśli chodzi o polityczne czucie, to człowiek o wielu talentach". Andrzej Olechowski jest pewien, że w podręcznikach historii może zabraknąć miejsca dla Kopernika i Chopina, ale nie zabraknie go dla Wałęsy. Olechowski nazwał byłego prezydenta polską coca-colą.
Lech Wałęsa nie musiałby się wcale przygotowywać do nowej roli. Właściwie nawet już w niej zadebiutował, odgrywając podczas niedawnego moskiewskiego Światowego Forum Intelektualistów rolę nieformalnego konsultanta Igora Iwanowa, ministra spraw zagranicznych Rosji, a przez niego także prezydenta Władimira Putina. W 1998 r. Wałęsa odbył szesnaście zagranicznych podróży. W 1999 r. odwiedził siedemnaście państw Europy, Afryki i obu Ameryk. Za granicą spędził aż 112 dni (nie licząc urlopu w Kenii i na Seszelach, podczas którego także miał oficjalne spotkania).
Tegoroczny kalendarz przewiduje osiemnaście wizyt zagranicznych. Kiedy w USA trwała poprzednia kampania prezydencka, Bill Clinton najpierw spotkał się z Lechem Wałęsą, a dopiero potem z Aleksandrem Kwaśniewskim. - Rozmawiali o wejściu Polski do NATO. Temat ten Wałęsa poruszał też podczas spotkań z Bobem Dole’em. Problematykę naszego członkostwa w sojuszu po prostu "wrzucił" w ich kampanię prezydencką. Wstąpienie Polski do NATO to nie tylko zasługa jego prezydentury, ale także efekt działań podejmowanych po złożeniu przez niego urzędu - mówi Marek Karpiński.
Wałęsa świetnie wypada w kontaktach bezpośrednich. "Związki zawodowe muszą się zachowywać jak mądra bakteria. Nie wolno im niszczyć organizmu, na którym pasożytują" - uczył argentyńskich związkowców w Rosario. Mówiąc o polskich reformach, stwierdził: "Z akwarium łatwo jest zrobić zupę rybną - wystarczy podgrzać. Natomiast z zupy rybnej zrobić na powrót akwarium - oto zadanie, przed którym stajemy". Bronił nawet SLD, tłumacząc, że postkomuniści nie mają żadnego interesu, by zawrócić kraj z drogi, którą podąża. Wystąpienie w Karlsruhe z okazji 150-lecia Wiosny Ludów rozpoczął od refleksji: "Jaki powinien być rewolucjonista przyszłości? Otóż powinno go nie być". "Jestem amerykańskim Wałęsą" - mówił Ross Perot, amerykański miliarder, który osiem lat temu walczył o prezydenturę z George’em Bushem i Billem Clintonem.
Na Zachodzie były prezydent RP nie jest postrzegany jako osoba generująca konflikty. Wręcz przeciwnie - podkreśla się jego dyplomatyczne talenty. W działaniach międzynarodowych mógłby z pewnością liczyć na poparcie amerykańskich polityków, ma bowiem wielu sympatyków wśród członków Izby Reprezentantów i Senatu. Kilku zachodnich polityków, na przykład Margaret Thatcher (mówiła o tym podczas ostatniej wizyty w naszym kraju), nie potrafi zrozumieć, dlaczego w Polsce były prezydent postrzegany jest odmiennie.
Byli prezydenci USA zajmują się głównie utrwalaniem własnego miejsca w historii (między innymi poprzez budowę bibliotek, gdzie przechowują materiały związane z okresem swojego urzędowania), niemniej jednak niektórzy - jak Richard Nixon, Gerald Ford i Jimmy Carter - wypełniali ważne misje dyplomatyczne i mediacyjne: w Kambodży, Etiopii, Somalii, Panamie, Sudanie, byłej Jugosławii. Jimmy Carter często na własną rę-kę angażował się w rozwiązywanie konfliktów w różnych regionach świata. Dla Richarda Nixona, który złożył urząd w wyniku skandalu Watergate, misje mediacyj-ne były okazją do odkupienia win. Kiedy 20 stycznia 2001 r. skończy się prezydentura Clintona, będzie on miał 55 lat i duże wpływy. Jego najbliżsi doradcy nie wątpią, że również zajmie się dyplomacją i mediacjami (szczególnie na Bliskim Wschodzie i w Irlandii Północnej, gdzie ma wielu przyjaciół).
Byli prezydenci Izraela w każdej chwili mogą poprosić o czas antenowy w publicznych mediach i zabrać głos w sprawie, która budzi emocje. We Włoszech podczas powoływania nowych rządów byli prezydenci odgrywają rolę konsultantów - gwarantuje im to konstytucja. Przed dwoma laty Francesco Cossiga założył Unię Demokratyczną na rzecz Republiki, partię o profilu chrześcijańsko-demokratycznym. Przyczynił się między innymi do obrony przed obaleniem dwóch rządów postkomunistów.
Francuscy eksprezydenci po złożeniu urzędu mają zagwarantowane miejsce w Radzie Konstytucyjnej, będącej odpowiednikiem polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Valery Giscard d’Estaing jest działaczem partii centrowej UDF, formalnie nadal pozostaje deputowanym, jest też członkiem lokalnych władz w Owernii. W Parlamencie Europejskim apelował, by nie zostawiać euro "na pastwę rynkowego losu". Zasłynął też z inicjatywy skrócenia kadencji prezydenta Francji z siedmiu do pięciu lat. Przeprowadzono w tej sprawie referendum i wniosek przeszedł.
Publiczne działania Lecha Wałęsy po odejściu z urzędu ograniczały się głównie do jego instytutu, choć w ostatnich latach próbował także patronować Chrześcijańskiej Demokracji III RP. Instytut jest prywatną fundacją, utrzymywaną z honorariów, jakie były prezydent otrzymuje za prelekcje i wykłady. Podobne do Lecha Wałęsy kłopoty ma w swoim kraju Michaił Gorbaczow, który cieszy się wielką popularnością na Zachodzie, lecz w wyborach prezydenckich poparło go 0,5 proc. wyborców. Aby zaspokoić finansowe potrzeby swej fundacji (sam wynajem budynku sięga 250 tys. USD rocznie), Gorbaczow wystąpił w reklamie Pizza Hut. Podobne propozycje składano też Lechowi Wałęsie, lecz odmawiał.
W polskim parlamencie tylko kilku polityków, na przykład prof. Bronisław Geremek, Stanisław Iwanicki czy Konstanty Miodowicz, publicznie zastanawiało się, jak wykorzystać zagraniczną popularność i autorytet Lecha Wałęsy. Parlamentarzyści nie próbowali jednak rozwiązać tej sprawy systemowo.
A dobrym wyjściem mogło-by być tworzenie dla byłych prezydentów finansowanych przez państwo instytutów. Pełniłyby one równocześnie funkcje archiwów prezydenckich oraz biur. Nawet polityczni przeciwnicy Lecha Wałęsy przyznają, że osobistości tego kalibru nie powinno się pozwolić na odgrywanie jedynie roli wykładowcy. Teraz chodzi tylko o to, by sam Lech Wałęsa uznał, że chce tego, choć nie musi.
- Nie mogę się wypowiadać we własnej sprawie. Posłucham głosu narodu - mówi Lech Wałęsa.
- Lech Wałęsa mógłby zostać senatorem mianowanym - uważa Marek Karpiński, wicedyrektor Instytutu Lecha Wałęsy. - Tak honorowano wybitnych polityków przed wojną. Tradycja ta sięga zresztą czasów rzymskich. Odwołują się do niej także inne państwa. Mógłby też zostać ambasadorem ad personam - dodaje Karpiński. Bronisław Geremek uważa, że powinno się wykorzystać talent byłego prezydenta do mówienia do kamery oraz umiejętność oddziaływania na ludzi Zachodu. Aleksander Kwaśniewski przyznał: "Jeśli chodzi o polityczne czucie, to człowiek o wielu talentach". Andrzej Olechowski jest pewien, że w podręcznikach historii może zabraknąć miejsca dla Kopernika i Chopina, ale nie zabraknie go dla Wałęsy. Olechowski nazwał byłego prezydenta polską coca-colą.
Lech Wałęsa nie musiałby się wcale przygotowywać do nowej roli. Właściwie nawet już w niej zadebiutował, odgrywając podczas niedawnego moskiewskiego Światowego Forum Intelektualistów rolę nieformalnego konsultanta Igora Iwanowa, ministra spraw zagranicznych Rosji, a przez niego także prezydenta Władimira Putina. W 1998 r. Wałęsa odbył szesnaście zagranicznych podróży. W 1999 r. odwiedził siedemnaście państw Europy, Afryki i obu Ameryk. Za granicą spędził aż 112 dni (nie licząc urlopu w Kenii i na Seszelach, podczas którego także miał oficjalne spotkania).
Tegoroczny kalendarz przewiduje osiemnaście wizyt zagranicznych. Kiedy w USA trwała poprzednia kampania prezydencka, Bill Clinton najpierw spotkał się z Lechem Wałęsą, a dopiero potem z Aleksandrem Kwaśniewskim. - Rozmawiali o wejściu Polski do NATO. Temat ten Wałęsa poruszał też podczas spotkań z Bobem Dole’em. Problematykę naszego członkostwa w sojuszu po prostu "wrzucił" w ich kampanię prezydencką. Wstąpienie Polski do NATO to nie tylko zasługa jego prezydentury, ale także efekt działań podejmowanych po złożeniu przez niego urzędu - mówi Marek Karpiński.
Wałęsa świetnie wypada w kontaktach bezpośrednich. "Związki zawodowe muszą się zachowywać jak mądra bakteria. Nie wolno im niszczyć organizmu, na którym pasożytują" - uczył argentyńskich związkowców w Rosario. Mówiąc o polskich reformach, stwierdził: "Z akwarium łatwo jest zrobić zupę rybną - wystarczy podgrzać. Natomiast z zupy rybnej zrobić na powrót akwarium - oto zadanie, przed którym stajemy". Bronił nawet SLD, tłumacząc, że postkomuniści nie mają żadnego interesu, by zawrócić kraj z drogi, którą podąża. Wystąpienie w Karlsruhe z okazji 150-lecia Wiosny Ludów rozpoczął od refleksji: "Jaki powinien być rewolucjonista przyszłości? Otóż powinno go nie być". "Jestem amerykańskim Wałęsą" - mówił Ross Perot, amerykański miliarder, który osiem lat temu walczył o prezydenturę z George’em Bushem i Billem Clintonem.
Na Zachodzie były prezydent RP nie jest postrzegany jako osoba generująca konflikty. Wręcz przeciwnie - podkreśla się jego dyplomatyczne talenty. W działaniach międzynarodowych mógłby z pewnością liczyć na poparcie amerykańskich polityków, ma bowiem wielu sympatyków wśród członków Izby Reprezentantów i Senatu. Kilku zachodnich polityków, na przykład Margaret Thatcher (mówiła o tym podczas ostatniej wizyty w naszym kraju), nie potrafi zrozumieć, dlaczego w Polsce były prezydent postrzegany jest odmiennie.
Byli prezydenci USA zajmują się głównie utrwalaniem własnego miejsca w historii (między innymi poprzez budowę bibliotek, gdzie przechowują materiały związane z okresem swojego urzędowania), niemniej jednak niektórzy - jak Richard Nixon, Gerald Ford i Jimmy Carter - wypełniali ważne misje dyplomatyczne i mediacyjne: w Kambodży, Etiopii, Somalii, Panamie, Sudanie, byłej Jugosławii. Jimmy Carter często na własną rę-kę angażował się w rozwiązywanie konfliktów w różnych regionach świata. Dla Richarda Nixona, który złożył urząd w wyniku skandalu Watergate, misje mediacyj-ne były okazją do odkupienia win. Kiedy 20 stycznia 2001 r. skończy się prezydentura Clintona, będzie on miał 55 lat i duże wpływy. Jego najbliżsi doradcy nie wątpią, że również zajmie się dyplomacją i mediacjami (szczególnie na Bliskim Wschodzie i w Irlandii Północnej, gdzie ma wielu przyjaciół).
Byli prezydenci Izraela w każdej chwili mogą poprosić o czas antenowy w publicznych mediach i zabrać głos w sprawie, która budzi emocje. We Włoszech podczas powoływania nowych rządów byli prezydenci odgrywają rolę konsultantów - gwarantuje im to konstytucja. Przed dwoma laty Francesco Cossiga założył Unię Demokratyczną na rzecz Republiki, partię o profilu chrześcijańsko-demokratycznym. Przyczynił się między innymi do obrony przed obaleniem dwóch rządów postkomunistów.
Francuscy eksprezydenci po złożeniu urzędu mają zagwarantowane miejsce w Radzie Konstytucyjnej, będącej odpowiednikiem polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Valery Giscard d’Estaing jest działaczem partii centrowej UDF, formalnie nadal pozostaje deputowanym, jest też członkiem lokalnych władz w Owernii. W Parlamencie Europejskim apelował, by nie zostawiać euro "na pastwę rynkowego losu". Zasłynął też z inicjatywy skrócenia kadencji prezydenta Francji z siedmiu do pięciu lat. Przeprowadzono w tej sprawie referendum i wniosek przeszedł.
Publiczne działania Lecha Wałęsy po odejściu z urzędu ograniczały się głównie do jego instytutu, choć w ostatnich latach próbował także patronować Chrześcijańskiej Demokracji III RP. Instytut jest prywatną fundacją, utrzymywaną z honorariów, jakie były prezydent otrzymuje za prelekcje i wykłady. Podobne do Lecha Wałęsy kłopoty ma w swoim kraju Michaił Gorbaczow, który cieszy się wielką popularnością na Zachodzie, lecz w wyborach prezydenckich poparło go 0,5 proc. wyborców. Aby zaspokoić finansowe potrzeby swej fundacji (sam wynajem budynku sięga 250 tys. USD rocznie), Gorbaczow wystąpił w reklamie Pizza Hut. Podobne propozycje składano też Lechowi Wałęsie, lecz odmawiał.
W polskim parlamencie tylko kilku polityków, na przykład prof. Bronisław Geremek, Stanisław Iwanicki czy Konstanty Miodowicz, publicznie zastanawiało się, jak wykorzystać zagraniczną popularność i autorytet Lecha Wałęsy. Parlamentarzyści nie próbowali jednak rozwiązać tej sprawy systemowo.
A dobrym wyjściem mogło-by być tworzenie dla byłych prezydentów finansowanych przez państwo instytutów. Pełniłyby one równocześnie funkcje archiwów prezydenckich oraz biur. Nawet polityczni przeciwnicy Lecha Wałęsy przyznają, że osobistości tego kalibru nie powinno się pozwolić na odgrywanie jedynie roli wykładowcy. Teraz chodzi tylko o to, by sam Lech Wałęsa uznał, że chce tego, choć nie musi.
Więcej możesz przeczytać w 47/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.