Poprosiłem Helmuta Kohla, żeby znów brał udział w naszych posiedzeniach.
On tę prośbę przyjął, co mnie ucieszyło - powiedział szef frakcji CDU/CSU w Bundestagu, Friedrich Merz. Z Kohlem źle, ale bez Kohla jeszcze gorzej. Dwa lata po wyborczej klęsce chadecy nie zdołali się wydobyć z kryzysu i nie mogą znaleźć nowego lidera.
Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna otworzyła nową centralę partyjną w Berlinie i to - z grubsza biorąc - wszystko, co można powiedzieć o historii CDU pod nowym kierownictwem. Próba nabrania dystansu do Kohla i jego ekipy się nie powiodła. Były kanclerz jest jedyną postacią, którą Niemcy mogą postawić na cokole za dzieło zjednoczenia, a więc jego ochrona stała się wręcz racją stanu partii. Związki między politykami a biznesmenami zamieszanymi w Kohlgate zapewne nie zostaną wyjaśnione. W samej CDU frustracja po utracie znaczenia partii zmieszała się z dezorientacją i brakiem jednolitej linii politycznej jej nowych przywódców. Niektórzy znów chcieliby zobaczyć Kohla na mównicy. Fakt, że to on przyczynił się do najgłębszego kryzysu w dziejach CDU, poszedł w zapomnienie. W tej sytuacji nowa przewodnicząca Angela Merkel postanowiła wystąpić obok Kohla na partyjnej akademii i wygłosić słowo wstępne podczas prezentacji książki, której autorem jest Wolfgang Schäuble, choć cała trójka nie może na siebie patrzeć. Był to tani spektakl pojednania, który uzmysłowił, że obecnego szefostwa chadeków nie stać na gruntowną odnowę.
Przed wyborami w 1998 r. chadekom zabrakło odwagi, by wysłać Helmuta Kohla na zasłużoną emeryturę. Poszli za nim w samobójczym marszu lemingów. Bezrobocie biło w Niemczech nie notowane od wojny rekordy, przez kraj przelewała się fala strajków. Trudno zwyciężyć z przywódcą, którego manifestanci nazywali "ojcem długów, bezrobocia i biedy". To, co wydarzyło się potem, już po obsadzeniu urzędów przez SPD i odkryciu kulisów sprawowania władzy przez byłego szefa państwa i partii, było już raczej skutkiem, a nie przyczyną kryzysu CDU. Niestety, mimo zapowiedzi "końca ery Kohla" chadecy nie zdołali wyłonić nikogo, kto umiałby poprowadzić ich w nowej roli: silnej, zdyscyplinowanej opozycji.
Wybór nowej przewodniczącej Angeli Merkel był kompromisem. Po "patriarsze" Kohlu chadecy bali się powierzyć tę funkcję silnej osobowości. Przeciw kandydaturze "bezbarwnej" Merkel oponował szef CSU, Edmund Stoiber, którego faworytem był Friedrich Merz, młody polityk o wyraźniejszym prawicowym profilu. Merz pasowany został na przewodniczącego frakcji CDU/CSU w Bundestagu. Na efekty tego rozwiązania nie trzeba było długo czekać. Chadecy zostali skazani na rządy królewskiej trójcy, w której każdy mówi innym głosem. Nie ma mowy o zapowiadanym ataku na koalicję SPD/Zielonych, a członkowie partii i wyborcy nie mają pojęcia, za czym i przeciw czemu jest unia.
Niemożność pokonania wewnątrzpartyjnych problemów zdecydowanie zmniejsza szanse wyborcze CDU w 2002 r. Według sondaży Instytutu Wahlen w Mannheim, za partią kanclerza Gerharda Schrödera opowiada się 41 proc. Niemców, a za CDU tylko 17 proc. Różowo-zielona ekipa ma powody do zadowolenia: po okresie marazmu tempo rozwoju gospodarczego Niemiec znów sięgnęło 3 proc. PKB, bezrobocie spadło do 8,9 proc., eksporterzy meldują o rekordach sprzedaży, a popularność Gerharda Schrödera i Joschki Fischera wzrasta.
CDU sama przyczyniła się do tego, że konkurencja uzyskała tak dobre wyniki. Oczywiście, koalicja SPD/Zielonych korzysta z mechanizmów tworzonych niegdyś przez chadeków, ale niewielu obywateli o tym pamięta. Dziś CDU nie potrafi nawet się skupić na problemach, na których mogłaby zbić wyborczy kapitał. Koronnym przykładem jest kwestia przyszłości Europy - głównego tematu Kohla wizjonera. Dla jego następców sprawa ta nie ma tak dużego znaczenia, mimo że Niemcy żywo interesują się przyszłym kształtem unii, a także perspektywą jej rozszerzenia. Również w polityce wewnętrznej SPD przejęła dziedziny, które kiedyś były domeną chadeków, jak konsolidacja budżetu, polityka podatkowa czy emerytalna.
Zamiast inicjowania merytorycznych debat nowi szefowie CDU poruszają tematy obliczone na doraźny zysk. Jednym z nich był postulat Friedricha Merza, że obcokrajowcy powinni się dostosować do "niemieckiej kultury przewodniej". Pominąwszy fakt, że w kontekście ksenofobicznych ekscesów zdanie to nie brzmi najlepiej oraz to, że Merz z nikim nie uzgodnił swego stanowiska, w samej CDU nie ma zgodności, w którą stronę mają podążać Niemcy. Młodzi zafascynowani są multikulturowym bogactwem Stanów Zjednoczonych, starsi z rezerwą odnoszą się do "multikulti", ale nie chcą też popaść w prawicową skrajność. Samowolne wystąpienie Merza w imieniu partii ostro skrytykował były sekretarz generalny CDU, 70-letni Heiner Geißler.
Według sondaży opinii publicznej, Niemców najbardziej zajmują trzy tematy: zatrudnienie, problem neonazizmu i ceny energii. W pierwszej z tych spraw CDU nie może zabierać głosu, gdyż w połowie kadencji obecny rząd zmniejszył bezrobocie do poziomu z 1995 r. Na temat zagrożenia ze strony neofaszystów chadecy nie mają wspólnego zdania. Wypowiedź Friedricha Merza o "niemieckiej kulturze przewodniej" spowodowała tyle, że jego nazwisko pojawiło się na transparentach w czasie niedawnej manifestacji w Berlinie z okazji rocznicy Nocy Kryształowej...
Gdy przed ośmioma miesiącami Merz obejmował funkcję szefa frakcji CDU/CSU, jej członkowie przyjęli go z entuzjazmem. Dziś nadzieja chadeków potyka się o własne nogi, a entuzjazm zamienił się w apatię. Ten 44-letni polityk okazał się mało doświadczony, mówi szybciej niż myśli, a co gorsza, zabiera głos w sprawach, które nie należą do jego kompetencji. Merz zaledwie po kilku miesiącach nazywany jest mistrzem wpadek.
Lista spraw, na których temat chadecy nie mogą uzgodnić wspólnego zdania, jest długa. Przewodnicząca CDU Angela Merkel zapowiada, że unia nie ustanie w zwalczaniu ekopodatku (podwyżki cen paliw) ani poprawianiu reformy podatkowej, która "uderza w klasę średnią", że przedstawi koncepcję reformy opieki zdrowotnej i emerytalnej - nic jednak z tego jeszcze nie wynikło. Po ataku chadeków na kanclerza Schrödera za ogłoszenie zamiaru sprowadzenia do Niemiec 20 tys. zagranicznych informatyków dziś CDU przyznaje, że Niemcy nie unikną importu mózgów. Z kolei koncepcja polityki zagranicznej partii ma zostać przedstawiona pod koniec roku. Opracowuje ją Volker Rühe, były minister obrony w rządzie Kohla, jeden z "uśpionych" pretendentów do fotela szefa CDU. Do końca roku ma być też przedstawiona koncepcja chadeków w sprawie imigracji. Gremium, które miało się tym zająć, nie zdołało jednak się nawet ukonstytuować.
Ostatnią nadzieją CDU jest Laurenz Meyer, desygnowany przez Merkel na sekretarza generalnego. 52-letni Meyer znany jest z woli walki, agresywności i gotowości podejmowania ryzyka. Jego kwalifikacje muszą jednak potwierdzić wyborcy. Pierwsze sprawdziany czekają chadeków już w przyszłym roku, w wyborach w Nadrenii-Palatynatu i Badenii-Wirtembergii. Desygnowany sekretarz, bez czekania na oficjalną nominację, ogłosił program uzdrowienia sytuacji CDU. Jak stwierdził, "decydujące jest to, by CDU docierała do obywateli". Tego, z czym partia ta chce dotrzeć do obywateli, Laurenz Meyer jeszcze nie powiedział.
Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna otworzyła nową centralę partyjną w Berlinie i to - z grubsza biorąc - wszystko, co można powiedzieć o historii CDU pod nowym kierownictwem. Próba nabrania dystansu do Kohla i jego ekipy się nie powiodła. Były kanclerz jest jedyną postacią, którą Niemcy mogą postawić na cokole za dzieło zjednoczenia, a więc jego ochrona stała się wręcz racją stanu partii. Związki między politykami a biznesmenami zamieszanymi w Kohlgate zapewne nie zostaną wyjaśnione. W samej CDU frustracja po utracie znaczenia partii zmieszała się z dezorientacją i brakiem jednolitej linii politycznej jej nowych przywódców. Niektórzy znów chcieliby zobaczyć Kohla na mównicy. Fakt, że to on przyczynił się do najgłębszego kryzysu w dziejach CDU, poszedł w zapomnienie. W tej sytuacji nowa przewodnicząca Angela Merkel postanowiła wystąpić obok Kohla na partyjnej akademii i wygłosić słowo wstępne podczas prezentacji książki, której autorem jest Wolfgang Schäuble, choć cała trójka nie może na siebie patrzeć. Był to tani spektakl pojednania, który uzmysłowił, że obecnego szefostwa chadeków nie stać na gruntowną odnowę.
Przed wyborami w 1998 r. chadekom zabrakło odwagi, by wysłać Helmuta Kohla na zasłużoną emeryturę. Poszli za nim w samobójczym marszu lemingów. Bezrobocie biło w Niemczech nie notowane od wojny rekordy, przez kraj przelewała się fala strajków. Trudno zwyciężyć z przywódcą, którego manifestanci nazywali "ojcem długów, bezrobocia i biedy". To, co wydarzyło się potem, już po obsadzeniu urzędów przez SPD i odkryciu kulisów sprawowania władzy przez byłego szefa państwa i partii, było już raczej skutkiem, a nie przyczyną kryzysu CDU. Niestety, mimo zapowiedzi "końca ery Kohla" chadecy nie zdołali wyłonić nikogo, kto umiałby poprowadzić ich w nowej roli: silnej, zdyscyplinowanej opozycji.
Wybór nowej przewodniczącej Angeli Merkel był kompromisem. Po "patriarsze" Kohlu chadecy bali się powierzyć tę funkcję silnej osobowości. Przeciw kandydaturze "bezbarwnej" Merkel oponował szef CSU, Edmund Stoiber, którego faworytem był Friedrich Merz, młody polityk o wyraźniejszym prawicowym profilu. Merz pasowany został na przewodniczącego frakcji CDU/CSU w Bundestagu. Na efekty tego rozwiązania nie trzeba było długo czekać. Chadecy zostali skazani na rządy królewskiej trójcy, w której każdy mówi innym głosem. Nie ma mowy o zapowiadanym ataku na koalicję SPD/Zielonych, a członkowie partii i wyborcy nie mają pojęcia, za czym i przeciw czemu jest unia.
Niemożność pokonania wewnątrzpartyjnych problemów zdecydowanie zmniejsza szanse wyborcze CDU w 2002 r. Według sondaży Instytutu Wahlen w Mannheim, za partią kanclerza Gerharda Schrödera opowiada się 41 proc. Niemców, a za CDU tylko 17 proc. Różowo-zielona ekipa ma powody do zadowolenia: po okresie marazmu tempo rozwoju gospodarczego Niemiec znów sięgnęło 3 proc. PKB, bezrobocie spadło do 8,9 proc., eksporterzy meldują o rekordach sprzedaży, a popularność Gerharda Schrödera i Joschki Fischera wzrasta.
CDU sama przyczyniła się do tego, że konkurencja uzyskała tak dobre wyniki. Oczywiście, koalicja SPD/Zielonych korzysta z mechanizmów tworzonych niegdyś przez chadeków, ale niewielu obywateli o tym pamięta. Dziś CDU nie potrafi nawet się skupić na problemach, na których mogłaby zbić wyborczy kapitał. Koronnym przykładem jest kwestia przyszłości Europy - głównego tematu Kohla wizjonera. Dla jego następców sprawa ta nie ma tak dużego znaczenia, mimo że Niemcy żywo interesują się przyszłym kształtem unii, a także perspektywą jej rozszerzenia. Również w polityce wewnętrznej SPD przejęła dziedziny, które kiedyś były domeną chadeków, jak konsolidacja budżetu, polityka podatkowa czy emerytalna.
Zamiast inicjowania merytorycznych debat nowi szefowie CDU poruszają tematy obliczone na doraźny zysk. Jednym z nich był postulat Friedricha Merza, że obcokrajowcy powinni się dostosować do "niemieckiej kultury przewodniej". Pominąwszy fakt, że w kontekście ksenofobicznych ekscesów zdanie to nie brzmi najlepiej oraz to, że Merz z nikim nie uzgodnił swego stanowiska, w samej CDU nie ma zgodności, w którą stronę mają podążać Niemcy. Młodzi zafascynowani są multikulturowym bogactwem Stanów Zjednoczonych, starsi z rezerwą odnoszą się do "multikulti", ale nie chcą też popaść w prawicową skrajność. Samowolne wystąpienie Merza w imieniu partii ostro skrytykował były sekretarz generalny CDU, 70-letni Heiner Geißler.
Według sondaży opinii publicznej, Niemców najbardziej zajmują trzy tematy: zatrudnienie, problem neonazizmu i ceny energii. W pierwszej z tych spraw CDU nie może zabierać głosu, gdyż w połowie kadencji obecny rząd zmniejszył bezrobocie do poziomu z 1995 r. Na temat zagrożenia ze strony neofaszystów chadecy nie mają wspólnego zdania. Wypowiedź Friedricha Merza o "niemieckiej kulturze przewodniej" spowodowała tyle, że jego nazwisko pojawiło się na transparentach w czasie niedawnej manifestacji w Berlinie z okazji rocznicy Nocy Kryształowej...
Gdy przed ośmioma miesiącami Merz obejmował funkcję szefa frakcji CDU/CSU, jej członkowie przyjęli go z entuzjazmem. Dziś nadzieja chadeków potyka się o własne nogi, a entuzjazm zamienił się w apatię. Ten 44-letni polityk okazał się mało doświadczony, mówi szybciej niż myśli, a co gorsza, zabiera głos w sprawach, które nie należą do jego kompetencji. Merz zaledwie po kilku miesiącach nazywany jest mistrzem wpadek.
Lista spraw, na których temat chadecy nie mogą uzgodnić wspólnego zdania, jest długa. Przewodnicząca CDU Angela Merkel zapowiada, że unia nie ustanie w zwalczaniu ekopodatku (podwyżki cen paliw) ani poprawianiu reformy podatkowej, która "uderza w klasę średnią", że przedstawi koncepcję reformy opieki zdrowotnej i emerytalnej - nic jednak z tego jeszcze nie wynikło. Po ataku chadeków na kanclerza Schrödera za ogłoszenie zamiaru sprowadzenia do Niemiec 20 tys. zagranicznych informatyków dziś CDU przyznaje, że Niemcy nie unikną importu mózgów. Z kolei koncepcja polityki zagranicznej partii ma zostać przedstawiona pod koniec roku. Opracowuje ją Volker Rühe, były minister obrony w rządzie Kohla, jeden z "uśpionych" pretendentów do fotela szefa CDU. Do końca roku ma być też przedstawiona koncepcja chadeków w sprawie imigracji. Gremium, które miało się tym zająć, nie zdołało jednak się nawet ukonstytuować.
Ostatnią nadzieją CDU jest Laurenz Meyer, desygnowany przez Merkel na sekretarza generalnego. 52-letni Meyer znany jest z woli walki, agresywności i gotowości podejmowania ryzyka. Jego kwalifikacje muszą jednak potwierdzić wyborcy. Pierwsze sprawdziany czekają chadeków już w przyszłym roku, w wyborach w Nadrenii-Palatynatu i Badenii-Wirtembergii. Desygnowany sekretarz, bez czekania na oficjalną nominację, ogłosił program uzdrowienia sytuacji CDU. Jak stwierdził, "decydujące jest to, by CDU docierała do obywateli". Tego, z czym partia ta chce dotrzeć do obywateli, Laurenz Meyer jeszcze nie powiedział.
Więcej możesz przeczytać w 47/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.