Każdy zastrzelony przez kolegów jest znanym policji gangsterem. Takich znajomych nie ma co łapać. Można czekać, aż złapią się sami
Daje się zauważyć nasilone objawy społecznej gorączki, które być może należy wiązać ze zbliżającym się końcem wieku i tysiąclecia. Na koniec świata wprawdzie się nie zanosi, ale mnożą się zdarzenia nieoczekiwane i niezrozumiałe. Nie chcę nikogo straszyć, ale czuję się ostatnio nadmiernie bombardowany bzdurą i nonsensem. Jak przetrwać do nowego roku?
Zacięła się wychwalana pod niebiosa, wzorowa dla świata demokracja amerykańska. W kraju podbijającym kosmos, dysponującym największymi na świecie pieniędzmi i najnowocześniejszymi technologiami są kłopoty z policzeniem głosów wyborców. Ujawniła się nagle jakaś kosmiczna bzdura i Amerykanie zaczęli brnąć w otchłań kosmosu. Naród to jednak praktyczny i wierzę, że w pewnej chwili utnie całą sprawę. Na razie świat patrzy na Stany Zjednoczone z rozdziawioną gębą i przerażeniem w oczach. Czym to się wszystko skończy? Stokroć jednak wolę nasze rodzime, miejscowe, siermiężne i zacofane bzdury niż niebezpieczne światowe. Nie trzeba ich się tak bardzo bać, ale też psują sporo nerwów.
Różne bzdury, małe i duże, trzymając się za rączki, tańczą sobie wokół ogniska rozpalonego przez politykę i pieniądze. Mówiąc bardziej bełkotliwie i naukowo, można rzec, że to właśnie polityka i pieniądze generują najwięcej zjawisk mętnych, dziwnych i trudnych do pojęcia.
Nie jestem pewien, czy polska opinia publiczna rozumie cokolwiek z tego, co dzieje się w AWS. Uczestnicy tego kontre-dansu oczywiście wiedzą, o co tańczą, ale prawdy nie ujawniają na zewnątrz. Od czasu do czasu bąkną coś publice o zatroskaniu i woli naprawy. I gra muzyka. Podobny taniec, choć bardziej gwałtowny, odbywa się w PZU. Tam wszystko leci szybciej, jak boogie-woogie z figurami. I nawet prezydencki doradca ekonomiczny wyznaje w radiu, że nie wie, o co chodzi. Wszyscy natomiast widzą, że chodzi o pieniądze, i czekają na finał konkursu tańca. Ciekawe, kto dotrwa do końca?
Bzdury mniejsze również tęgo wywijają. Profesor prawa pracy ogłasza krucjatę przeciw przestępczości, a rycerzy udających się na bój oklaskują tłumy. Wątpiących nikt nie słucha, muszą położyć uszy po sobie. Ma być sukces i wielkie zwycięstwo! Zobaczymy. Najkrótszą, rysunkową recenzję reformy Kaczyńskiego dał w ubiegłym tygodniu we "Wprost" niezawodny Henryk Sawka. Oprych mówi do powalonego gościa: "Nie pobiję cię ze skutkiem śmiertelnym, ponieważ nowy kodeks przewiduje za ten czyn nie 11, ale aż 12 lat!".
W innym miejscu nasz ulubiony tygod-nik dmie jednakże w trąby na rozprawę z mafią: "Wielką akcję przeciwko polskiej mafii przeprowadzą wkrótce Centralne Biuro Śledcze, UOP, Interpol". W bliźniaczej "Polityce" również sygnał nagonki: "Adwokaci diabłów". W obydwu tekstach mielona jest, nie wiem już który raz, powszechnie znana, banalna opowiastka, upstrzona skrótami nazwisk i pseudonimami. Życzę jak najlepiej połączonym siłom aparatu ścigania, ale mam wątpliwości. Bo nasza kochana policja najlepszym ścigaczem nie jest. Gdy goni tygrysa, zabija weterynarza, gdy goni łosia, zwierzę musi w końcu zabić leśnik, nie uszkadzając żadnego policjanta. Gonić człowieka policja potrafi tak dobrze, że goniony w końcu zabija sam siebie. Policja jednych ściga, a innych nie. Ostatnio jestem wręcz zadziwiony, że niemal każdy zastrzelony przez kolegów jest znanym policji gangsterem. Takich znajomych nie ma co łapać. Można spokojnie czekać, aż złapią się sami.
Ponura bzdura tańczy cały czas wokół lustracji. Rzecznik Nizieński skarży się prasie wielokrotnie (ostatnio "Gazecie Polskiej"), że ma 125 potencjalnych klientów, których nie może postawić przed sądem, choć bardzo by chciał, bo jest przekonany, iż na to zasłużyli. Pewnie w związku z tym nie zamierza kończyć wlokącego się podejrzanie procesu Janusza Tomaszewskiego, zapowiadając powołanie kolejnych świadków. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.
Puchnie mi łeb od nadmiaru bredni, hucpy i bełkotu. I chyba nie tylko mnie jednemu. Dotrwajmy jednak spokojnie do przyszłego tysiąclecia.
Zacięła się wychwalana pod niebiosa, wzorowa dla świata demokracja amerykańska. W kraju podbijającym kosmos, dysponującym największymi na świecie pieniędzmi i najnowocześniejszymi technologiami są kłopoty z policzeniem głosów wyborców. Ujawniła się nagle jakaś kosmiczna bzdura i Amerykanie zaczęli brnąć w otchłań kosmosu. Naród to jednak praktyczny i wierzę, że w pewnej chwili utnie całą sprawę. Na razie świat patrzy na Stany Zjednoczone z rozdziawioną gębą i przerażeniem w oczach. Czym to się wszystko skończy? Stokroć jednak wolę nasze rodzime, miejscowe, siermiężne i zacofane bzdury niż niebezpieczne światowe. Nie trzeba ich się tak bardzo bać, ale też psują sporo nerwów.
Różne bzdury, małe i duże, trzymając się za rączki, tańczą sobie wokół ogniska rozpalonego przez politykę i pieniądze. Mówiąc bardziej bełkotliwie i naukowo, można rzec, że to właśnie polityka i pieniądze generują najwięcej zjawisk mętnych, dziwnych i trudnych do pojęcia.
Nie jestem pewien, czy polska opinia publiczna rozumie cokolwiek z tego, co dzieje się w AWS. Uczestnicy tego kontre-dansu oczywiście wiedzą, o co tańczą, ale prawdy nie ujawniają na zewnątrz. Od czasu do czasu bąkną coś publice o zatroskaniu i woli naprawy. I gra muzyka. Podobny taniec, choć bardziej gwałtowny, odbywa się w PZU. Tam wszystko leci szybciej, jak boogie-woogie z figurami. I nawet prezydencki doradca ekonomiczny wyznaje w radiu, że nie wie, o co chodzi. Wszyscy natomiast widzą, że chodzi o pieniądze, i czekają na finał konkursu tańca. Ciekawe, kto dotrwa do końca?
Bzdury mniejsze również tęgo wywijają. Profesor prawa pracy ogłasza krucjatę przeciw przestępczości, a rycerzy udających się na bój oklaskują tłumy. Wątpiących nikt nie słucha, muszą położyć uszy po sobie. Ma być sukces i wielkie zwycięstwo! Zobaczymy. Najkrótszą, rysunkową recenzję reformy Kaczyńskiego dał w ubiegłym tygodniu we "Wprost" niezawodny Henryk Sawka. Oprych mówi do powalonego gościa: "Nie pobiję cię ze skutkiem śmiertelnym, ponieważ nowy kodeks przewiduje za ten czyn nie 11, ale aż 12 lat!".
W innym miejscu nasz ulubiony tygod-nik dmie jednakże w trąby na rozprawę z mafią: "Wielką akcję przeciwko polskiej mafii przeprowadzą wkrótce Centralne Biuro Śledcze, UOP, Interpol". W bliźniaczej "Polityce" również sygnał nagonki: "Adwokaci diabłów". W obydwu tekstach mielona jest, nie wiem już który raz, powszechnie znana, banalna opowiastka, upstrzona skrótami nazwisk i pseudonimami. Życzę jak najlepiej połączonym siłom aparatu ścigania, ale mam wątpliwości. Bo nasza kochana policja najlepszym ścigaczem nie jest. Gdy goni tygrysa, zabija weterynarza, gdy goni łosia, zwierzę musi w końcu zabić leśnik, nie uszkadzając żadnego policjanta. Gonić człowieka policja potrafi tak dobrze, że goniony w końcu zabija sam siebie. Policja jednych ściga, a innych nie. Ostatnio jestem wręcz zadziwiony, że niemal każdy zastrzelony przez kolegów jest znanym policji gangsterem. Takich znajomych nie ma co łapać. Można spokojnie czekać, aż złapią się sami.
Ponura bzdura tańczy cały czas wokół lustracji. Rzecznik Nizieński skarży się prasie wielokrotnie (ostatnio "Gazecie Polskiej"), że ma 125 potencjalnych klientów, których nie może postawić przed sądem, choć bardzo by chciał, bo jest przekonany, iż na to zasłużyli. Pewnie w związku z tym nie zamierza kończyć wlokącego się podejrzanie procesu Janusza Tomaszewskiego, zapowiadając powołanie kolejnych świadków. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.
Puchnie mi łeb od nadmiaru bredni, hucpy i bełkotu. I chyba nie tylko mnie jednemu. Dotrwajmy jednak spokojnie do przyszłego tysiąclecia.
Więcej możesz przeczytać w 48/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.