W Polsce z narkotykami eksperymentuje około dwóch milionów osób
Wprowadzenie do polskiego prawa zapisu mówiącego, że posiadanie jakiejkolwiek ilości narkotyków jest karalne, to nieszczęśliwy pomysł. Oznacza bowiem generalną urawniłowkę, włożenie do jednego worka zarówno przestępców, czyli producentów, dealerów, jak i ludzi chorych, uzależnionych od narkotyków, a także osób zdrowych, na przykład młodzieży, która eksperymentuje albo nawet po raz pierwszy w życiu spróbowała narkotyku.
Jest faktem, że niektóre kraje odchodzą od liberalnego traktowania narkomanii. Być może w ich wypadku uświadamianie młodzieży i dyskusja na temat narkomanii nie przyniosły rezultatów. Jestem jednak przekonany, że w Polsce taka sytuacja nie musi się powtórzyć. Ciekawe, jak autorzy ustawy zamierzają zorganizować dziesiątki, a może i setki ośrodków odwykowych, jak zamierzają stworzyć sieć ośrodków detoksykacyjnych? Rodzi się też pytanie - w jaki sposób zamierza się resocjalizować młodych ludzi, którzy na mocy nowych przepisów trafią do więzienia? Bo przecież dealer to nie tylko przestępca sprzedający narkotyki, ale często także osoba chora. Uważam, że w więzieniach ich uzależnienie będzie się pogłębiać. Po kilku latach wyjdą w trzy razy gorszym stanie i będą stanowili trzy razy większe zagrożenie. W więzieniach może też zapanować nieprawdopodobna bonanza; korupcja i narkotykowe podziemie jeszcze większe niż teraz.
Boję się też, że będą równi i równiejsi. Ci, których będzie stać na opłacenie adwokata, wymigają się od sankcji. Reszta pójdzie siedzieć. Moim zdaniem, jest to więc ustawa źle przygotowana i nie przystająca do rzeczywistości. Posłowie poszli po linii najmniejszego oporu, zakładając, że wprowadzenie restrykcji rozwiąże problem. Uważam, że nie tędy droga. Pieniądze powinniśmy wydawać przede wszystkim na dobre programy profilaktyczne, na tworzenie właściwego klimatu w szkołach. Polskie szkoły powinny być otwarte, propagować dialog. Mogłyby się stać miejscem, gdzie młodzi ludzie rzetelnie dyskutują na temat narkomanii. Sami powinni się przekonać do idei czystości, nie zmusi ich do tego strach przed konsekwencjami. Trzeba też oczywiście tworzyć kolejne ośrodki leczenia odwykowego. Na razie leczy się nieco ponad tysiąc osób. Tymczasem wiadomo, że w Polsce jest 120-200 tys. uzależnionych, a eksperymentuje z narkotykami około 2 mln osób.
Niektórzy twierdzą, że nowe rozwiązania prawne pomogą policji w walce z narkotykowym biznesem. Jestem do tego nastawiony bardzo sceptycznie. Podstawy do ścigania dawało przecież dotychczas obowiązujące prawo. Myślę, że dobra praca operacyjna w środowisku młodzieżowym pozwoliłaby w dużej mierze kontrolować narkotykowe podziemie. Kłopoty nie wynikały dotychczas z tego, że nie chciano tego robić, ale z powodu furtki prawnej, która pozwalała dealerom mówić, że posiadają tylko niewielką ilość narkotyków na własny użytek. Tymczasem zdarzało się przecież, że tego samego człowieka łapano kilka razy dziennie w tym samym miejscu. To chyba jasne, że zajmował się handlem.
Jest faktem, że niektóre kraje odchodzą od liberalnego traktowania narkomanii. Być może w ich wypadku uświadamianie młodzieży i dyskusja na temat narkomanii nie przyniosły rezultatów. Jestem jednak przekonany, że w Polsce taka sytuacja nie musi się powtórzyć. Ciekawe, jak autorzy ustawy zamierzają zorganizować dziesiątki, a może i setki ośrodków odwykowych, jak zamierzają stworzyć sieć ośrodków detoksykacyjnych? Rodzi się też pytanie - w jaki sposób zamierza się resocjalizować młodych ludzi, którzy na mocy nowych przepisów trafią do więzienia? Bo przecież dealer to nie tylko przestępca sprzedający narkotyki, ale często także osoba chora. Uważam, że w więzieniach ich uzależnienie będzie się pogłębiać. Po kilku latach wyjdą w trzy razy gorszym stanie i będą stanowili trzy razy większe zagrożenie. W więzieniach może też zapanować nieprawdopodobna bonanza; korupcja i narkotykowe podziemie jeszcze większe niż teraz.
Boję się też, że będą równi i równiejsi. Ci, których będzie stać na opłacenie adwokata, wymigają się od sankcji. Reszta pójdzie siedzieć. Moim zdaniem, jest to więc ustawa źle przygotowana i nie przystająca do rzeczywistości. Posłowie poszli po linii najmniejszego oporu, zakładając, że wprowadzenie restrykcji rozwiąże problem. Uważam, że nie tędy droga. Pieniądze powinniśmy wydawać przede wszystkim na dobre programy profilaktyczne, na tworzenie właściwego klimatu w szkołach. Polskie szkoły powinny być otwarte, propagować dialog. Mogłyby się stać miejscem, gdzie młodzi ludzie rzetelnie dyskutują na temat narkomanii. Sami powinni się przekonać do idei czystości, nie zmusi ich do tego strach przed konsekwencjami. Trzeba też oczywiście tworzyć kolejne ośrodki leczenia odwykowego. Na razie leczy się nieco ponad tysiąc osób. Tymczasem wiadomo, że w Polsce jest 120-200 tys. uzależnionych, a eksperymentuje z narkotykami około 2 mln osób.
Niektórzy twierdzą, że nowe rozwiązania prawne pomogą policji w walce z narkotykowym biznesem. Jestem do tego nastawiony bardzo sceptycznie. Podstawy do ścigania dawało przecież dotychczas obowiązujące prawo. Myślę, że dobra praca operacyjna w środowisku młodzieżowym pozwoliłaby w dużej mierze kontrolować narkotykowe podziemie. Kłopoty nie wynikały dotychczas z tego, że nie chciano tego robić, ale z powodu furtki prawnej, która pozwalała dealerom mówić, że posiadają tylko niewielką ilość narkotyków na własny użytek. Tymczasem zdarzało się przecież, że tego samego człowieka łapano kilka razy dziennie w tym samym miejscu. To chyba jasne, że zajmował się handlem.
Więcej możesz przeczytać w 48/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.