Jeżeli praktyka nie przystaje do teorii, to tym gorzej dla praktyki - mawiano w czasach, gdy wbrew teorii Polska nie chciała, mimo dziesiątków plenów partyjnych z najambitniejszymi zapowiedziami w uchwałach, rosnąć w siłę, a ludziom wcale nie żyło się dostatniej.
Mawiano też wtedy, że "założenia są słuszne", ale ciemny naród nie chce ich pojąć i zrealizować, dlatego mnożą się problemy. Wniosek: należałoby zmienić... naród.
Wracam do tych zamierzchłych czasów nie po to, by skonstatować oczywisty fakt, że przez dziesiątki lat historii najnowszej to nie społeczeństwo było chore, lecz chore były owe "założenia" i chora była władza. Nie kto inny zresztą jak sam Josif Wissarionowicz Stalin rzekł był: "Wprowadzać komunizm w Polsce to tak, jak siodłać krowę". Wracam do tych dziesiątków straconych lat, bowiem odnoszę wrażenie, że gdy społeczeństwo, nawet jeśli cokolwiek zainfekowane przez budowniczych najsprawiedliwszego z ustrojów, zdrowieje w naprawdę imponującym tempie, to władza wciąż nękana jest rozlicznymi schorzeniami i wciąż na swój sposób usiłuje "osiodłać krowę".
W ubiegłym tygodniu rząd szumnie ogłosił program "pomocy dla małych i średnich przedsiębiorstw" na rok 2001. Pięknie, w końcu małe i średnie przedsiębiorstwa tworzą dziś ponad 50 proc PKB . Tylko co z tego wynika? Ano czytam w opasłym opracowaniu: "Należy podjąć kroki mające na celu..." itp., itd. Poetyka wprost z najbardziej kwiecistych dokumentów KC PZPR. Jedyny konkret to obietnica przyznania tym przedsiębiorstwom kilkudziesięciu milionów złotych. Podzieliłem i wyszło mi, że jednej firmie skapnie maksimum trzy złote. Równocześnie Business Centre Club wylicza, że w roku następnym fiskus zabierze nam z każdej złotówki aż 48 groszy, o 2 grosze więcej niż w tym roku. Wniosek stary jak PRL: niech rządzący nie tyle "pomagają", ile raczej niech nie przeszkadzają, w tym zaś wypadku - niech nie dławią przedsiębiorczości.
Kolejny przykład: lobbing. Od dziesięciu lat nie udaje się parlamentowi rozwiązać problemu nieformalnych wpływów różnych grup nacisku na organy wykonawcze i ustawodawcze, co nie znaczy, że to z amerykańska brzmiące pojęcie jest posłom obce. Od wielu tygodni w Sejmie stosuje się prawdziwie profesjonalny lobbing przeciw ustawowemu uregulowaniu... lobbingu. Wniosek może być tożsamy z tytułem artykułu pomieszczonego w tym numerze: "Zaproszenie do korupcji".
Dolegliwości, przypadłości, ułomności i zwyrodnienia współczesnej władzy - bardzo często mutacje chorób z lat tak zwanej minionej epoki - można by długo wyliczać (polecam w tym kontekście tekst Michała Zielińskiego "Budżet widmo"). Na szczęście dany nam został - lub raczej sami go zdobyliśmy - lek uniwersalny: demokracja. Pozwala ona co jakiś czas wysyłać pierwszą i drugą władzę - żeby sięgnąć do Monteskiusza - na kilkuletnią kurację. Niestety, nie jest to specyfik cudowny. Niemal w pełni odporna jest nań na przykład trzecia władza, która pozostawiona samej sobie także może podlegać degeneracji (vide: "Sądy Kalego").
Najważniejsze jednak, abyśmy zdrowi byli. A jesteśmy bądź przynajmniej dzielnie zmagamy się z tak zwanym syndromem egalitarno-reglamentacyjnym - zatruwającym umysł i skazującym na wegetację wirusem wyhodowanym przez ekipy Bieruta, Gomułki i Gierka. "Zamożność staje się wartością cenioną na równi z rodziną, rozwojem osobistym czy uczestnictwem w kulturze" - czytam w materiale "Pogoda dla bogaczy?". Kupując pod choinkę dobra trwałego użytku, zachowujemy się racjonalnie - to z kolei puenta "Świątecznego przewodnika 'Wprost'". Oznacza to, że - jak słusznie przewidywał Stalin - Polska nigdy nie będzie "osiodłaną krową", nie będzie podatna na skrajne ideologie.
To krzepiące, zwłaszcza w sytuacji, gdy normalnej, stuprocentowo zdrowej krowy szukać dziś trzeba w Europie ze świecą.
Wracam do tych zamierzchłych czasów nie po to, by skonstatować oczywisty fakt, że przez dziesiątki lat historii najnowszej to nie społeczeństwo było chore, lecz chore były owe "założenia" i chora była władza. Nie kto inny zresztą jak sam Josif Wissarionowicz Stalin rzekł był: "Wprowadzać komunizm w Polsce to tak, jak siodłać krowę". Wracam do tych dziesiątków straconych lat, bowiem odnoszę wrażenie, że gdy społeczeństwo, nawet jeśli cokolwiek zainfekowane przez budowniczych najsprawiedliwszego z ustrojów, zdrowieje w naprawdę imponującym tempie, to władza wciąż nękana jest rozlicznymi schorzeniami i wciąż na swój sposób usiłuje "osiodłać krowę".
W ubiegłym tygodniu rząd szumnie ogłosił program "pomocy dla małych i średnich przedsiębiorstw" na rok 2001. Pięknie, w końcu małe i średnie przedsiębiorstwa tworzą dziś ponad 50 proc PKB . Tylko co z tego wynika? Ano czytam w opasłym opracowaniu: "Należy podjąć kroki mające na celu..." itp., itd. Poetyka wprost z najbardziej kwiecistych dokumentów KC PZPR. Jedyny konkret to obietnica przyznania tym przedsiębiorstwom kilkudziesięciu milionów złotych. Podzieliłem i wyszło mi, że jednej firmie skapnie maksimum trzy złote. Równocześnie Business Centre Club wylicza, że w roku następnym fiskus zabierze nam z każdej złotówki aż 48 groszy, o 2 grosze więcej niż w tym roku. Wniosek stary jak PRL: niech rządzący nie tyle "pomagają", ile raczej niech nie przeszkadzają, w tym zaś wypadku - niech nie dławią przedsiębiorczości.
Kolejny przykład: lobbing. Od dziesięciu lat nie udaje się parlamentowi rozwiązać problemu nieformalnych wpływów różnych grup nacisku na organy wykonawcze i ustawodawcze, co nie znaczy, że to z amerykańska brzmiące pojęcie jest posłom obce. Od wielu tygodni w Sejmie stosuje się prawdziwie profesjonalny lobbing przeciw ustawowemu uregulowaniu... lobbingu. Wniosek może być tożsamy z tytułem artykułu pomieszczonego w tym numerze: "Zaproszenie do korupcji".
Dolegliwości, przypadłości, ułomności i zwyrodnienia współczesnej władzy - bardzo często mutacje chorób z lat tak zwanej minionej epoki - można by długo wyliczać (polecam w tym kontekście tekst Michała Zielińskiego "Budżet widmo"). Na szczęście dany nam został - lub raczej sami go zdobyliśmy - lek uniwersalny: demokracja. Pozwala ona co jakiś czas wysyłać pierwszą i drugą władzę - żeby sięgnąć do Monteskiusza - na kilkuletnią kurację. Niestety, nie jest to specyfik cudowny. Niemal w pełni odporna jest nań na przykład trzecia władza, która pozostawiona samej sobie także może podlegać degeneracji (vide: "Sądy Kalego").
Najważniejsze jednak, abyśmy zdrowi byli. A jesteśmy bądź przynajmniej dzielnie zmagamy się z tak zwanym syndromem egalitarno-reglamentacyjnym - zatruwającym umysł i skazującym na wegetację wirusem wyhodowanym przez ekipy Bieruta, Gomułki i Gierka. "Zamożność staje się wartością cenioną na równi z rodziną, rozwojem osobistym czy uczestnictwem w kulturze" - czytam w materiale "Pogoda dla bogaczy?". Kupując pod choinkę dobra trwałego użytku, zachowujemy się racjonalnie - to z kolei puenta "Świątecznego przewodnika 'Wprost'". Oznacza to, że - jak słusznie przewidywał Stalin - Polska nigdy nie będzie "osiodłaną krową", nie będzie podatna na skrajne ideologie.
To krzepiące, zwłaszcza w sytuacji, gdy normalnej, stuprocentowo zdrowej krowy szukać dziś trzeba w Europie ze świecą.
Więcej możesz przeczytać w 49/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.