Ale dramat i typowa dla Napoleona nonszalancja jest w nadmiarze. Na spotkaniu z amerykańskimi przedsiębiorcami Berlusconi mówi, że we Włoszech trzeba inwestować, bo "są piękne sekretarki". Spotykając się z Tarją Halonen, prezydent Finlandii mówi, że fińska kuchnia jest do niczego, a Finowie nawet "nie wiedzą co to prosciuto". Martin Schulz, lewicowy niemiecki europarlamentarzysta to "strażnik z obozu koncentracyjnego". Przy tym playboy Berlusconi robi sobie liposukcję i zarzeka się, że do wyborów nie będzie uprawiał seksu, by potem stwierdzić, że "jedno się mówi, a co innego się robi".
W tym właśnie tkwi największy problem Italii. Jedno się mówi, a nic się nie robi. Taką politykę można uprawiać, jak się ma za dużo pieniędzy - tak jak właśnie ma pan premier. Kłopot w tym, że większość Włochów nie ma ich tyle, ile by chcieli mieć i tyle, ile mają mieszkańcy zachodniej Europy. Kraj potrzebuje natychmiastowych i głębokich reform gospodarczych. Berlusconi się na razie nie sprawdził. Być może czeka go już tylko jego własne Waterloo.
Grzegorz Sadowski