Przy całym szacunku dla sportowego hartu ducha Justyny Kowalczyk, jej brązowy medal w biegu narciarskim na 30 km nie może przesłonić faktu, że występ Polaków na olimpiadzie w Turynie był jedną wielką kompromitacją.
Przed igrzyskami było wiadomo, że Kowalczyk, podobnie jak Tomasz Sikora, Adam Małysz, czy Jagna Marczułajtis, mają szansę walczyć o medal. Na wysokie miejsca mogła też liczyć Paulina Ligocka, para taneczna Zagórska-Siudek, czy sztafeta biathlonowa. Ale to wszystko - tymczasem Polska na olimpiadę wysłała 47 zawodników, z których zdecydowana większość przynosiła wstyd swoimi występami. Festiwal błędów, wpadek, pechowych wypadków, jaki przytrafiał się kolejnym naszym zawodnikom, dowodzi, że nie popełniono pojedynczych błędów, lecz cały system przygotowań olimpijskich był zły - jeśli takowy w ogóle istniał.
Polskie występy są żenujące, zwłaszcza gdy się je porówna z osiągnięciami krajów naszego regionu. Sąsiedna Słowacja zdobyła jeden srebrny medal, Czechy - złoto i dwa srebra, Ukraina - dwa brązy. A już prawdziwym powodem do wstydu dla naszego Ministerstwa Sportu powinno być porównanie z malutką Estonią, która w Turynie zdobyła trzy złote medale! To najlepszy dowód na to, że kraje o mniejszym potencjale od naszego potrafią odnosić sukcesy. Dlatego należy wyraźnie postawić pytanie: jak zostało wydane 30 mln złotych, które przeznaczono na przygotowania do zimowej olimpiady. A osoby, które za to odpowiadały, postawić przed sądem zarzucając im defraudację środków publicznych!
Agaton Koziński