Przynajmniej po kilku tygodniach ciszy w eterze milczenie przerwał wreszcie niedawno, na jednej z radiowych anten, prezydent Aleksander Kwaśniewski, wyrażając dobitnie swoje zaniepokojenie
Cóż tak nagle zaniepokoiło głowę państwa polskiego? Otóż prezydent III RP zatroszczył się o "bezpieczeństwo ekonomiczne Polski", wyrażając wątpliwości co do... struktury własnościowej pewnego średniej wielkości, nawet jak na nasze standardy, prywatnego w dodatku, banku.
Rzecz może nie byłaby warta wspomnienia, bo przecież pan prezydent ma święte prawo wypowiadać się na każdy temat, gdyby nie fakt, że kwestia zmian w akcjonariacie BIG Banku Gdańskiego Spółce Akcyjnej - bo o nim mowa - od tygodni nie schodząca z czołówek gazet, powoduje coraz większe emocje w gronie polityków i zarazem coraz większą dezorientację opinii publicznej. O co tak naprawdę chodzi? Próbuje w tym numerze odpowiedzieć na to pytanie Leszek Balcerowicz ("Bitwa modeli"): "Zdziwienie powinny budzić protesty polityków, szczególnie z SLD, które stwarzały wrażenie, że służą polskiej racji stanu (...), a były chyba w istocie obroną określonego układu personalnego w prywatnym banku". W tym momencie warto sięgnąć do historii.
Jest rok 1989. Bogusław Kott, były dyrektor departamentu handlu zagranicznego w Ministerstwie Finansów, oraz szerzej znani Mieczysław F. Rakowski i Aleksander Kwaśniewski zakładają Fundację Rozwoju Żeglarstwa. Wkrótce fundacja owa staje się jednym z założycieli spółki Interster. Interster uzyskuje dostęp do kredytów przydzielanych przez Urząd Kultury Fizycznej i Sportu (szefem urzędu jest Aleksander Kwaśniewski). Trzy dni po miażdżącej porażce PZPR w wyborach parlamentarnych wymienieni wyżej (pod szyldem Intersteru) do spółki z szefami wielkich przedsiębiorstw państwowych (m.in. PZU i Poczty Polskiej) zakładają Bank Inicjatyw Gospodarczych ze skromnym kapitałem założycielskim miliarda starych złotych. Kolejne emisje akcji sprawiają, że "prywatny" BIG dosłownie puchnie w oczach; tylko w 1995 r. państwowe przedsiębiorstwa inwestują weń prawie 400 miliardów starych złotych. Co najdziwniejsze, uzyskiwane przez nie z tego tytułu dywidendy - na co później zwrócili uwagę autorzy raportu NIK - były znacząco niższe od odsetek bankowych, jakie firmy te mogłyby otrzymać. Następnie BIG z pomocą kontrolowanej przez siebie spółki - w atmosferze skandalu, który, o dziwo, umyka jakoś uwadze nadzoru bankowego - przejmuje znacznie od siebie zasobniejszy kapitałowo Bank Gdański, co dowodzi, że w okolicach Gdańska rekin może połknąć wieloryba. I tak oto rodzi się najgłośniejszy ostatnio bohater mediów i przedmiot najwyższej troski polityków - BIG BG SA.
Przedstawiam w największym skrócie z pewnością nieznane bliżej wielu czytelnikom dzieje pewnego banku nie dlatego, że zamierzam się doszukiwać drugiego dna w oficjalnych wypowiedziach naczelnych autorytetów państwa. Przypominam przeszłość BIG BG SA, bowiem i jego historia, i wszystko, co wokół niego dzieje się obecnie, idealnie wręcz ilustruje okładkowy temat tego numeru - "Partiotyzm". Najprecyzyjniej bodajże definiuje to pojęcie prof. Lena Kolarska-Bobińska, dyrektor Instytutu Spraw Publicznych, powiadając: "Wraz z umacnianiem się demokracji nie postępuje coraz bardziej rygorystyczne przestrzeganie jej reguł. Mamy za to partyjne targi o media publiczne, o kontrolę nad pewnymi sektorami, instytucjami finansowymi. Te targi są coraz jawniejsze, coraz bardziej otwarte, a nawet w pewnym sensie są one legitymizowane".
Oczywiście, że partiotyzm nie jest polskim wynalazkiem, o czym przekonuje choćby lektura "Niemieckiego trójkąta bermudzkiego". Daleki też jestem od poglądu, że po prawej stronie polskiej sceny politycznej mamy wyłącznie żarliwych patriotów, a po lewej - cynicznych partiotów. Jeśli jednak wskazywać na szczepionkę na to wyjątkowo zaraźliwe schorzenie - a najskuteczniejszą pozostaje bez cienia wątpliwości, przynajmniej w naszych warunkach, szybka prywatyzacja majątku państwowego, przecinająca powiązania nomenklaturowe i osłabiająca mechanizmy korupcji - to warto zwrócić uwagę, jak na tak zaproponowaną formę terapii reagują potencjalni pacjenci. Warto też pamiętać - a winni to mieć na uwadze w szczególności beneficjenci polskiej transformacji, których przybywa ("Chór optymistów") i którzy pragną czytelnych zasad gry rynkowej - że u nas wirus partiotyzmu pojawił się w czasach, gdy trzech miłośników żeglarstwa z powodzeniem spróbowało, na kruchej łupinie i nie za swoje pieniądze, wypłynąć na szersze wody.
Rzecz może nie byłaby warta wspomnienia, bo przecież pan prezydent ma święte prawo wypowiadać się na każdy temat, gdyby nie fakt, że kwestia zmian w akcjonariacie BIG Banku Gdańskiego Spółce Akcyjnej - bo o nim mowa - od tygodni nie schodząca z czołówek gazet, powoduje coraz większe emocje w gronie polityków i zarazem coraz większą dezorientację opinii publicznej. O co tak naprawdę chodzi? Próbuje w tym numerze odpowiedzieć na to pytanie Leszek Balcerowicz ("Bitwa modeli"): "Zdziwienie powinny budzić protesty polityków, szczególnie z SLD, które stwarzały wrażenie, że służą polskiej racji stanu (...), a były chyba w istocie obroną określonego układu personalnego w prywatnym banku". W tym momencie warto sięgnąć do historii.
Jest rok 1989. Bogusław Kott, były dyrektor departamentu handlu zagranicznego w Ministerstwie Finansów, oraz szerzej znani Mieczysław F. Rakowski i Aleksander Kwaśniewski zakładają Fundację Rozwoju Żeglarstwa. Wkrótce fundacja owa staje się jednym z założycieli spółki Interster. Interster uzyskuje dostęp do kredytów przydzielanych przez Urząd Kultury Fizycznej i Sportu (szefem urzędu jest Aleksander Kwaśniewski). Trzy dni po miażdżącej porażce PZPR w wyborach parlamentarnych wymienieni wyżej (pod szyldem Intersteru) do spółki z szefami wielkich przedsiębiorstw państwowych (m.in. PZU i Poczty Polskiej) zakładają Bank Inicjatyw Gospodarczych ze skromnym kapitałem założycielskim miliarda starych złotych. Kolejne emisje akcji sprawiają, że "prywatny" BIG dosłownie puchnie w oczach; tylko w 1995 r. państwowe przedsiębiorstwa inwestują weń prawie 400 miliardów starych złotych. Co najdziwniejsze, uzyskiwane przez nie z tego tytułu dywidendy - na co później zwrócili uwagę autorzy raportu NIK - były znacząco niższe od odsetek bankowych, jakie firmy te mogłyby otrzymać. Następnie BIG z pomocą kontrolowanej przez siebie spółki - w atmosferze skandalu, który, o dziwo, umyka jakoś uwadze nadzoru bankowego - przejmuje znacznie od siebie zasobniejszy kapitałowo Bank Gdański, co dowodzi, że w okolicach Gdańska rekin może połknąć wieloryba. I tak oto rodzi się najgłośniejszy ostatnio bohater mediów i przedmiot najwyższej troski polityków - BIG BG SA.
Przedstawiam w największym skrócie z pewnością nieznane bliżej wielu czytelnikom dzieje pewnego banku nie dlatego, że zamierzam się doszukiwać drugiego dna w oficjalnych wypowiedziach naczelnych autorytetów państwa. Przypominam przeszłość BIG BG SA, bowiem i jego historia, i wszystko, co wokół niego dzieje się obecnie, idealnie wręcz ilustruje okładkowy temat tego numeru - "Partiotyzm". Najprecyzyjniej bodajże definiuje to pojęcie prof. Lena Kolarska-Bobińska, dyrektor Instytutu Spraw Publicznych, powiadając: "Wraz z umacnianiem się demokracji nie postępuje coraz bardziej rygorystyczne przestrzeganie jej reguł. Mamy za to partyjne targi o media publiczne, o kontrolę nad pewnymi sektorami, instytucjami finansowymi. Te targi są coraz jawniejsze, coraz bardziej otwarte, a nawet w pewnym sensie są one legitymizowane".
Oczywiście, że partiotyzm nie jest polskim wynalazkiem, o czym przekonuje choćby lektura "Niemieckiego trójkąta bermudzkiego". Daleki też jestem od poglądu, że po prawej stronie polskiej sceny politycznej mamy wyłącznie żarliwych patriotów, a po lewej - cynicznych partiotów. Jeśli jednak wskazywać na szczepionkę na to wyjątkowo zaraźliwe schorzenie - a najskuteczniejszą pozostaje bez cienia wątpliwości, przynajmniej w naszych warunkach, szybka prywatyzacja majątku państwowego, przecinająca powiązania nomenklaturowe i osłabiająca mechanizmy korupcji - to warto zwrócić uwagę, jak na tak zaproponowaną formę terapii reagują potencjalni pacjenci. Warto też pamiętać - a winni to mieć na uwadze w szczególności beneficjenci polskiej transformacji, których przybywa ("Chór optymistów") i którzy pragną czytelnych zasad gry rynkowej - że u nas wirus partiotyzmu pojawił się w czasach, gdy trzech miłośników żeglarstwa z powodzeniem spróbowało, na kruchej łupinie i nie za swoje pieniądze, wypłynąć na szersze wody.
Więcej możesz przeczytać w 9/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.