Groźnych przestępców należy izolować, żeby nie mogli popełnić kolejnego przestępstwa
- Jak pokazują wyniki badań opinii publicznej, polityka prowadzona przez ministra Lecha Kaczyńskiego cieszy się dużym poparciem społecznym. Nie poparcie jest jednak głównym powodem proponowanych zmian w kodeksach karnych, które właśnie przyjął rząd.
Zmiany wynikają z wieloletniej obserwacji polityki karnej prowadzonej w latach 90. Po represyjnym systemie PRL nastąpiło wahnięcie w drugą stronę. Troska o prawa przestępców doprowadziła do znacznego złagodzenia kar. Równocześnie coraz rzadziej prokuratorzy występowali o areszt tymczasowy, a praktyka udzielania przepustek z więzień sięgnęła absurdu - zdarzali się skazani, którzy ponad 100 dni w roku przebywali na przepustkach. Taka polityka nie doprowadziła do zmniejszenia przestępczości, lecz nie martwi to twórców poprzedniego prawa. A przecież w latach 90. stale wzrastała przestępczość, a wraz z nią strach społeczeństwa.
Postępowała również demoralizacja aparatu ścigania: prokuratorzy nauczeni przez sądy, jakich wyroków można żądać, zaczęli odstępować od zaciekłego ścigania przestępców stwarzających realne zagrożenie dla życia i zdrowia obywateli. Dopiero zdecydowane działanie ministra Kaczyńskiego przywróciło hierarchię celów w działalności prokuratorów.
Nowelizacja zmierza do tego, by brutalni przestępcy musieli się liczyć z długoterminowymi karami izolacji. Nie uważam, że pobyt w więzieniu może kogoś zresocjalizować - zwłaszcza jeżeli on sam tego nie chce. Groźnych przestępców należy izolować, aby nie mieli okazji popełnić kolejnego przestępstwa. Nie stać nas na pobłażliwość. Jeżeli waga czynu to uzasadnia, izolacja powinna być dożywotnia. Oczywiście, musi się również zmienić polityka wydawania przepustek. Przeprowadzone kilka lat temu badania pokazały, że na przepustki najczęściej wychodzili gwałciciele.
Istotne jest nie tylko podniesienie dolnej i górnej granicy kary. Przecież dla opinii publicznej podniesienie dolnej granicy kary z roku do dwóch niewiele zmienia. Równie ważne są proponowane zmiany w części ogólnej kodeksu, regulujące zasady wymierzania kar, w tym obostrzenia przy wymierzaniu kar warunkowo zawieszanych. Stanowią one ponad 60 proc. wszystkich orzekanych kar, co w praktyce oznacza po prostu bezkarność sprawców. Dość powiedzieć, że w 1999 r. 40 proc. gwałcicieli otrzymało wyroki w zawieszeniu, w tym co piąty skazany za gwałt ze szczególnym okrucieństwem lub gwałt zbiorowy.
Obowiązujący kodeks traktuje karę bezwzględnego pozbawienia wolności jako ultima ratio - środek ostateczny. Tymczasem wychodzimy z założenia, że niektóre kategorie sprawców na więzienie po prostu zasługują i łagodniejsze kary byłyby wręcz obrazą dla ofiar. W latach 90. przestępczość wzrastała, a coraz mniej osób trafiało do więzienia. To był ewidentny sygnał dla przestępców, że mogą się czuć bezkarni.
Chociaż zaostrzenie kar nie oznacza natychmiastowego spadku przestępczości, będzie to krok do skończenia z pobłażliwością wobec zła.
Zmiany wynikają z wieloletniej obserwacji polityki karnej prowadzonej w latach 90. Po represyjnym systemie PRL nastąpiło wahnięcie w drugą stronę. Troska o prawa przestępców doprowadziła do znacznego złagodzenia kar. Równocześnie coraz rzadziej prokuratorzy występowali o areszt tymczasowy, a praktyka udzielania przepustek z więzień sięgnęła absurdu - zdarzali się skazani, którzy ponad 100 dni w roku przebywali na przepustkach. Taka polityka nie doprowadziła do zmniejszenia przestępczości, lecz nie martwi to twórców poprzedniego prawa. A przecież w latach 90. stale wzrastała przestępczość, a wraz z nią strach społeczeństwa.
Postępowała również demoralizacja aparatu ścigania: prokuratorzy nauczeni przez sądy, jakich wyroków można żądać, zaczęli odstępować od zaciekłego ścigania przestępców stwarzających realne zagrożenie dla życia i zdrowia obywateli. Dopiero zdecydowane działanie ministra Kaczyńskiego przywróciło hierarchię celów w działalności prokuratorów.
Nowelizacja zmierza do tego, by brutalni przestępcy musieli się liczyć z długoterminowymi karami izolacji. Nie uważam, że pobyt w więzieniu może kogoś zresocjalizować - zwłaszcza jeżeli on sam tego nie chce. Groźnych przestępców należy izolować, aby nie mieli okazji popełnić kolejnego przestępstwa. Nie stać nas na pobłażliwość. Jeżeli waga czynu to uzasadnia, izolacja powinna być dożywotnia. Oczywiście, musi się również zmienić polityka wydawania przepustek. Przeprowadzone kilka lat temu badania pokazały, że na przepustki najczęściej wychodzili gwałciciele.
Istotne jest nie tylko podniesienie dolnej i górnej granicy kary. Przecież dla opinii publicznej podniesienie dolnej granicy kary z roku do dwóch niewiele zmienia. Równie ważne są proponowane zmiany w części ogólnej kodeksu, regulujące zasady wymierzania kar, w tym obostrzenia przy wymierzaniu kar warunkowo zawieszanych. Stanowią one ponad 60 proc. wszystkich orzekanych kar, co w praktyce oznacza po prostu bezkarność sprawców. Dość powiedzieć, że w 1999 r. 40 proc. gwałcicieli otrzymało wyroki w zawieszeniu, w tym co piąty skazany za gwałt ze szczególnym okrucieństwem lub gwałt zbiorowy.
Obowiązujący kodeks traktuje karę bezwzględnego pozbawienia wolności jako ultima ratio - środek ostateczny. Tymczasem wychodzimy z założenia, że niektóre kategorie sprawców na więzienie po prostu zasługują i łagodniejsze kary byłyby wręcz obrazą dla ofiar. W latach 90. przestępczość wzrastała, a coraz mniej osób trafiało do więzienia. To był ewidentny sygnał dla przestępców, że mogą się czuć bezkarni.
Chociaż zaostrzenie kar nie oznacza natychmiastowego spadku przestępczości, będzie to krok do skończenia z pobłażliwością wobec zła.
Więcej możesz przeczytać w 51/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.