Poinformowała także, że wśród zatrzymanych "organizatorów zamieszek jest wielu obywateli Litwy, Polski i Ukrainy". "Ambasady tych państw aktywnie działały na rzecz ich uwolnienia, z czego można wysnuć wniosek, że zamieszki na ulicach miały miejsce z polecenia obcych państw i ich misji dyplomatycznych" - sugeruje telewizja.
Białoruska telewizja nie pokazała bicia demonstrantów, nie poinformowała o rannych wśród nich. Wiele miejsca poświęciła ośmiu rannym milicjantom, przeprowadzając z nimi wywiady. Funkcjonariusze podkreślali, że tłum był agresywny. Pokazywała też ludzi potępiających demonstrację i akcentowała, że jej uczestnicy zachowywali się agresywnie, wzywając do przejęcia władzy.
Poinformowała z kolei o ataku na ekipę 1.Kanału telewizji białoruskiej. Pokazując zdenerwowanych dziennikarzy z tej ekipy, zaznaczyła, że zostali oni pobici i otrzymują SMS-y z pogróżkami. Zagraniczni dziennikarze widzieli jednak, że ekipę białoruskiej telewizji obrzucono jedynie śnieżkami, nie dopuszczając jej na miejsce, gdzie odbywał się wiec opozycji. Jego uczestnicy oskarżyli białoruską telewizję o kłamstwa i przedstawianie wykrzywionego obrazu wydarzeń.
pap, ss