Jest takie miejsce, gdzie SLD, PSL, AWS i UW potrafią działać zgodnie. To rady nadzorcze
Zwalczają się w parlamencie i w mediach, ale zadziwiająco zgodnie współpracują w biznesie. Okazuje się, że politycy SLD i AWS, PSL i UW potrafią być niezwykle solidarni, gdy zagrożone są ich interesy. Dla jednych to forma politycznej emerytury, dla innych sposób na przeczekanie politycznej dekoniunktury. Prywatnym przedsiębiorstwom mają zapewnić polityczną osłonę i lobbing przy zawieraniu kontraktów ze skarbem państwa. Partiom - kontrolę nad znaczną częścią polskiej gospodarki.
- To specyficzny spryt akcjonariuszy. W Polsce wiele decyzji jest uznaniowych, więc rady nadzorcze są pluralistyczne, by zapewnić firmie bezpieczeństwo ze wszystkich stron - mówi Janusz Lewandowski, poseł UW. Czasem nie wystarczy, że w radzie zasiadają przedstawiciele wszystkich partii - trzeba jeszcze podzielić krzesła między poszczególne frakcje w partiach. Albo zastąpić w radach nadzorczych spółek skarbu państwa jedną opcję AWS inną opcją (tak stało się m.in. w KGHM i PKN Orlen). Oso-by wyznaczone przez Andrzeja Chronowskiego, ministra skarbu państwa, zastępują desygnowanych przez Emila Wąsacza. - To już nie partyjne, lecz frakcyjne walki o kość - komentuje prof. Jan Winiecki z Uniwersytetu Europejskiego we Frankfurcie.
Opinia publiczna jest przekonana, że w radach dominują przedstawiciele aktualnie rządzącego układu. To tylko pół prawdy. Obserwujemy "wycinanie" ludzi z opozycji, by zrobić miejsce dla swoich, ale równocześnie widać intrygujące zjawisko - w imię dziwnie pojętej solidarności politycy formują biznesowe superkoalicje. Dotyczy to głównie największych banków i prywatnych spółek, ale ostatnio też spółek komunalnych i rad kas chorych. Część miejsc dob-rowolnie oddaje się stronie przeciwnej w przekonaniu, że kiedy zmieni się układ sił w parlamencie, SLD nie zapomni o kolegach z AWS. Tylko w gminie Kraków działa 20 spółek, w których udziały ma gmina. W ich radach nadzorczych zasiedli przedstawiciele różnych opcji. Zdominowana przez koalicję SLD-PSL lubuska rada kasy chorych zaproponowała podział miejsc: 12 dla koalicji, 5 dla opozycyjnych AWS i UW. "Mieliśmy do wyboru albo się obrazić, albo się pogodzić" - skomentowała to Elżbieta Drewka-Doberstein, radna AWS. Takie układy oznaczają sankcjonowanie podziału łupów, utrudniają też kontrolę rozparcelowanych między różne partie spółek i instytucji.
Zwolennicy upolitycznienia rad nadzorczych twierdzą, że miało to zapewnić zrównoważoną kontrolę nad spółkami skarbu państwa. Nie zapewniło. Spółki stały się synekurami dla "spadochroniarzy" z parlamentu i urzędów państwowych. Sprzyja temu ustawa o komercjalizacji przedsiębiorstw, która miała poprzedzać prywatyzację. Zwykle na komercjalizacji się jednak kończy. Liczba skomercjalizowanych przedsiębiorstw rośnie znacznie szybciej niż liczba prywatyzacji: pod koniec 1994 r. były 723 skomercjonalizowane firmy, w październiku 2000 r. - już 1498. Umieszczenie choćby trzech, czterech działaczy w radzie każdej z 1498 spółek z udziałem skarbu państwa daje zabezpieczenie finansowe pięciu tysiącom "swoich".
Polskim, a właściwie wschod-nioeuropejskim, fenomenem jest to, że do klubu działającego pod hasłem "posada dla polityka" należy też wiele prywatnych firm. O wpływowych protektorów zabiegają przede wszystkim właściciele firm budowlanych (zwłaszcza budujących drogi), internetowych i banków. Wielopartyjna koalicja rządzi na przykład radą nadzorczą BIG Banku. Oprócz prof. Marka Belki, byłego wicepremiera i ministra finansów w rządzie SLD-PSL, a teraz doradcy prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, w radzie tego banku zasiada kojarzony z AWS Władysław Jamroży, były szef PZU. Znaleźli się tam ponadto Maciej Bednarkiewicz, były poseł OKP, związana z Unią Wolności Anna Fornalczyk, była szefowa Urzędu Antymonopolowego, oraz Ryszard Pospieszyński, minister transportu i żeglugi morskiej w czasach PRL. - To jest kapitalizm "przypaństwowy", który powstał dzięki decyzjom politycznym i teraz ubezpiecza się na wszystkie azymuty, by uzyskać pomoc w czasie kryzysu - uważa prof. Winiecki. Pomocy ma oczywiście udzielić państwo, gdyż nadal jest ono głównym partnerem gospodarczym - na interesach z nim można najwięcej zarobić.
Z wielką koalicją mamy również do czynienia w radzie nadzorczej Pekpolu, powstałego w wyniku przekształcenia Zrzeszenia Przedsiębiorstw Przemysłu Mięsnego. W radzie tej firmy znaleźli się Wiesław Kaczmarek, poseł SLD, były minister gospodarki, Andrzej Arendarski, minister współpracy gospodarczej z zagranicą w rządzie Hanny Suchockiej, oraz Michał Boni, polityk Unii Wolności, minister pracy w gabinecie Jana Krzysztofa Bieleckiego. W BRE Banku pracę znalazł Maciej Leśny, wiceminister współpracy gospodarczej z zagranicą w rządzie SLD-PSL. Członkiem rady tego banku jest Jan Szomburg, doradca premiera Jerzego Buzka.
Wynagrodzenie brutto członków rad jednoosobowych spółek skarbu państwa nie może przekraczać 2 tys. zł miesięcznie. Trudno jednak oszacować inne korzyści z tego tytułu, głównie zawarte w tym czasie znajomości oraz wyjazdy zagraniczne.
Zgodnie z ustawą o wykonywaniu mandatu posła i senatora parlamentarzyści nie mogą zasiadać w radach nadzorczych firm, w których udziały ma skarb państwa lub samorząd. Trwa bój o miejsca w radach dużych spółek giełdowych i banków. Dochody z pracy w sprywatyzowanych firmach nie są symboliczne: w ubiegłym roku na pięciu członków rady nadzorczej Pekpolu wydano 266 tys. zł, w Prokomie suma ta wyniosła 337 tys. zł, a w Softbanku - ponad 288 tys. zł.
Dużą grupę polityków różnych opcji zatrudnił w swych firmach Sobiesław Zasada. Pracowali dla niego Mieczysław Wachowski, minister w kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy, admirał Marek Toczek, szef Nadwiślańskich Jednostek MSW, Gromosław Czempiński, były szef UOP, Józef Klasa, były I sekretarz KW PZPR w Krakowie, Franciszek Gaik, szef Centralnego Urzędu Planowania w 1989 r., Andrzej Pęczak, poseł SLD, były wiceminister skarbu państwa, Edward Nowak, były działacz "Solidarności", wiceminister gospodarki. W spółkach Zasady nadal pracują Mieczysław Wachowski i Józef Klasa.
W Euro Agro Centrum SA Jana Kulczyka pracę znaleźli m.in. Krzysztof Kacała, wiceminister rolnictwa w czasach PRL, Krzysztof Białowolski - jeden z założycieli BBWR, partii popierającej Lecha Wałęsę - Andrzej Malinowski, były poseł PSL i wiceminister gospodarki w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza, a także Antoni Furtak, były poseł OKP, były szef sejmowej Komisji Rolnictwa. Ryszard Krauze, właściciel Prokomu, zatrudnił m.in. Krzysztofa Żabińskiego, szefa URM za rządów Jana Krzysztofa Bieleckiego, i Krzysztofa Pusza, sekretarza stanu w kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy. Politycy różnych opcji pracowali też w spółkach poznańskich biznesmenów Piotra Bykowskiego i Mariusza Świtalskiego oraz w firmach Janusza Stajszczaka z Bydgoszczy.
Specyficzne układy powstają też tam, gdzie można mieć wpływ na kształtowanie wizerunku polityków. Superkoalicje sprawują nadzór nad regionalnymi rozgłośniami radia publicznego, przed kilku laty zamienionymi w pozornie samodzielne spółki akcyjne. W ich radach nadzorczych zazwyczaj zasiadają osoby popierane przez UW, SLD i PSL. Przy kolejnych zmianach zarządów nie rozpisuje się z reguły konkursów na menedżerów. Wybory przebiegają zazwyczaj wed-ług schematu: partie mające przedstawicieli w radach nadzorczych regionalnych rozgłośni typują swojego człowieka do zarządu.
- Koalicja, która wygrywa, najczęściej odwołuje starych i mianuje swoich. To chora sytuacja: partie traktują rady nadzorcze jak obszary wpływów - uważa Ryszard Czarnecki, poseł AWS, polityk ZChN. Partia ta działa dokładnie wedle schematu, który krytykuje Czarnecki - choćby w przedsiębiorstwie Poczta Polska. Wyjście jest proste - jak najszybsza prywatyzacja. Problem polega na tym, że system zmienić mogą tylko politycy.
Więcej możesz przeczytać w 1/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.