Znacznie lepiej rysowałby się sojusz z Partią Regionów Janukowycza. Z kilku powodów. Po pierwsze udałoby się osłabić wyraźny podział na wschodnią i zachodnią Ukrainę. Zarówno BJT jak i Nasza Ukraina swoją przewagę uzyskały na zachodzie kraju. Po drugie dzięki takiemu sojuszowi Partia Regionów na pewno złagodziłaby swoje oblicze (każdy radykał kiedy wchodzi do rządu, staje się potulny jak baranek). Po trzecie - na pewno polepszyłyby się stosunki z Moskwą, a tym samym oddaliłoby się widmo kolejnego kryzysu gazowego. Sojusz taki musiały być obwarowany pewnymi warunkami: Partia Regionów musiałaby zrezygnować z wprowadzenia urzędowego rosyjskiego, zrezygnować z antyeuropejskiej retoryki i wystawić na premiera kogoś innego niż notowanego za przestępstwa Wiktora Janukowycza.
Na Ukrainie możemy więc obserwować koalicyjne podchody, całkiem podobne do tych które były w Polsce. Różnica polega jednak na tym, że jeśli nie uda się w ciągu 60 dni sformować koalicji, prezydent Juszczenko może rozwiązać niedawno wybrany parlament.
Grzegorz Sadowski