Lekarze protestują

Lekarze protestują

Dodano:   /  Zmieniono: 
W kraju trwa protest lekarzy. Wielu z nich wzięło w piątek urlopy, szpitale pracują w systemie ostrego dyżuru, wykonywane są tylko zabiegi ratujące życie. Planowe operacje i wizyty zostały przesunięte na późniejsze terminy.
Lekarze domagają się 30-procentowych podwyżek płac jeszcze w tym roku.

Niektórzy pacjenci są zniecierpliwieni dłuższym oczekiwaniem na  wizytę lekarską, bądź koniecznością stawienia się ponownie na  zabieg w poniedziałek.

Po raz pierwszy protestują lekarze dziecięcych szpitali. Tak jest m.in. w Szpitalu Dziecięcym przy ul. Litewskiej w Warszawie, gdzie urlopy na żądanie wzięło ok. 70 proc. lekarzy - szpital pracuje tak, jak na ostrym dyżurze. Podobnie jest w innych warszawskich placówkach zdrowia.

Wszystkie szpitale i większość zakładów leczniczych przyłączyła się do protestu w Krakowie, bierze w nim udział ok. 80 proc. krakowskich lekarzy.

Do protestu przyłączyły się też wszystkie szpitale w regionie legnickim, w tym niepubliczne - Miedziowe Centrum Zdrowia. "Lekarze wzięli urlopy i dni wolne na żądanie. Placówka pracuje na  zasadach ostrego dyżuru" - poinformował PAP członek dolnośląskiego komitetu protestacyjnego lekarzy dr Ryszard Kępa.

Podobnie jest w Zielonej Górze. Tamtejszy szpital pracuje tak, jak w weekendy i święta. Planowane operacje i zabiegi przesunięto na poniedziałek. Lekarze oflagowali i oplakatowali budynek. Większość z nich wzięła tzw. urlop na żądanie.

W Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Koninie (Wielkopolska) lekarzy na oddziałach jest mniej, ale - według zapewnień ordynatorów - pacjenci mają dostateczną opiekę. Część lekarzy pracuje też w przyszpitalnych przychodniach. "Są to ci, którzy, jako zatrudnieni na podstawie umów cywilnoprawnych, nie mogli wziąć urlopu na żądanie" - wyjaśnił rzecznik prasowy konińskiego szpitala Leszek Czajor. Podobnie jest w innych placówkach służby zdrowia w tym województwie. Wszędzie lekarze powiadomiali wcześniej pacjentów o  dniu protestu i w miarę możliwości przesuwali umówione wizyty na  inne terminy. Normalnie działają przychodnie lekarzy rodzinnych.

W Pomorskiem - jak powiedział dr Andrzej Sokołowski z OZZL -  w proteście uczestniczą wszystkie szpitale. Część placówek jest oflagowana. Najmniej protestujących lekarzy jest w Akademii Medycznej w Gdańsku. We wczesnych godzinach popołudniowych pod  Urzędem Wojewódzkim w Gdańsku protestować mają studenci medycyny, którzy solidaryzują się z protestem pracowników służby zdrowia.

Protestują też lekarze w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w  Lublinie. Mają dyżury tak, jak w dzień świąteczny. Podobnie jest w większości dolnośląskich placówek służby zdrowia. Do protestu przyłączyły się tam pielęgniarki, które wzięły urlopy na żądanie. W szpitalach dyżurują jedynie nieliczni lekarze, którzy zapowiedzieli, że będą udzielać pomocy wyłącznie w  przypadkach zagrażających życiu.

W Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Kielcach (Świętokrzyskie) na  1000 pracowników, tylko 40 zażądało na piątek urlopu. Pracują wszyscy ordynatorzy i ich zastępcy, a także oddziałowe koordynatorki opieki pielęgniarskiej. Czynna jest m.in. przyszpitalna przychodnia kardiologiczna, a na izbie przyjęć dyżuruje o czterech lekarzy więcej niż zwykle.

W szpitalu klinicznym Akademii Medycznej w Białymstoku pracuje 2/3 z 300 lekarzy. Szpital ma w piątek ostry dyżur. Pracuje szpitalny oddział ratunkowy i izba przyjęć; na oddziałach są lekarze dyżurni.

Niemal wszystkie szpitale i poradnie publicznej służby zdrowia w  północnej części woj. lubuskiego pracują w piątek, jak w weekendy i święta. Większość lekarzy wzięła urlop na żądanie. W związku z  akcją protestacyjną, odwołano planowane operacje, zabiegi i wizyty u specjalistów.

Także w woj. łódzkim do protestu przystąpiły wszystkie szpitale -  około 10 tys. lekarzy wzięło urlop na żądanie. W Szczecinie do protestu służby zdrowia przystąpiły obydwa szpitale kliniczne Pomorskiej Akademii Medycznej, szpital miejski oraz szpital wojewódzki. Na Podkarpaciu protestuje prawie 3 tys. lekarzy w 23 szpitalach. W tym województwie pierwsze protesty lekarzy odbyły się już 20 lutego oraz 13 i 14 marca. W kilkunastu placówek medycznych regionu lekarze pracowali wtedy, jak w dni świąteczne.

Około 150 - 200 studentów Akademii Medycznej w  Gdańsku protestowało pod Pomorskim Urzędem Wojewódzkim. Wyrazili oni w ten sposób swoja solidarność z  protestującymi w całym kraju pracownikami służby zdrowia.

Studenci, w większości ubrani w białe fartuchy, przynieśli ze  sobą transparenty i skandowali hasła, m.in. "Dość wyzysku w  służbie zdrowia", "Chcemy leczyć w swoim kraju", "Chcemy godności, nie luksusu" czy "Dajemy najmniej na zdrowie w UE".

Delegacja pikietujących, reprezentująca zawiązany na AMG Studencki Komitet Protestacyjny na Rzecz Wzrostu Wynagrodzeń Pracowników Służby Zdrowia, spotkała się z wicewojewodą pomorskim Piotrem Karczewskim i przekazała list adresowany do premiera Kazimierza Marcinkiewicza.

"Jako przyszli medycy zdecydowanie sprzeciwiamy się bagatelizowaniu przez władze skali problemu i domagamy się ze  strony rządu niezwłocznych działań we współpracy ze środowiskami służby zdrowia, które doprowadzą do poprawy sytuacji. Wyzysk ekonomiczny pielęgniarek, lekarzy, fizjoterapeutów i innych pracowników tego strategicznego sektora, jakim jest służba zdrowia, musi się niezwłocznie zakończyć. Koszty społeczne obecnego stanu rzeczy są nie do zaakceptowania" - napisano m.in. w  liście.

Ich zdaniem nie można za złą sytuację w służbie zdrowia winić tylko miniony system. "Nakłady wyższe o kilkadziesiąt procent są w  Czechach i na Węgrzech, a przecież te państwa również, tak jak Polska, miały u siebie komunizm" - mówili.

Przyszli pracownicy służby zdrowia przekonywali, że nie chcą wyjeżdżać z Polski, aby znaleźć godne warunki pracy.

"Chcemy leczyć w Polsce, ale w tym momencie jest nam bardzo trudno. Za 900 złotych, jakie nasz rząd płaci za jeden etat, trudno jest opłacić mieszkanie, wyżywić się. Te pieniądze są śmieszne na skalę europejską" - powiedział koordynator komitetu Mikołaj Kuligowski.

Dodał, że exodus młodych lekarzy i specjalistów za granicę jest olbrzymią stratą dla państwa także ze względu na to, że  wykształcenie jednego lekarza kosztuje 250 tysięcy złotych.

Wicewojewoda pomorski zaznaczył w trakcie spotkania ze  studentami, że na przyszły rok planowana jest 30-prcentowa podwyżka płac w służbie zdrowia. "To jednak w dalszym ciągu nie będzie kwota, która przekona lekarzy do pozostania w kraju" - odpowiedział Kuligowski.

pap, ss, ab

Czytaj też: Kasa na zabieg (By wymusić większe płace, lekarze zastosują metody siłowe, takie jak górnicy pod Sejmem!)