"Pan Sakiewicz w swoich zeznaniach wskazuje na szereg nieprawidłowości w zarządzaniu funduszami celowymi Komitetu ds. Młodzieży i Kultury Fizycznej i w tej sytuacji zachodzi konieczność weryfikacji procesowej informacji, przekazanych przez pana Sakiewicza, co wymaga wszczęcia i przeprowadzenia postępowania przygotowawczego" - powiedziała rzeczniczka Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie Ewa Piotrowska.
Śledztwo zostało wszczęte w kierunku karalnej niegospodarności, przestępstwa opisanego w art. 296 par. 3 Kodeksu karnego. "Prokuratura Apelacyjna stoi na stanowisku, że nie ma przedawnienia" - dodała Piotrowska. Nie wiadomo jeszcze, czy i kiedy będzie przesłuchiwany były prezydent.
W marcu redaktor naczelny "GP" zawiadomił prokuratora generalnego o nadużyciach w kierowanym w latach 80. przez Kwaśniewskiego Komitecie ds. Młodzieży i Kultury Fizycznej, w wyniku których Skarb Państwa miał stracić ok. 100 mln dolarów. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro przekazał sprawę lubelskiej prokuraturze apelacyjnej.
Przesłuchanie Sakiewicza trwało pięć godzin. Po jego zakończeniu redaktor naczelny "GP" powiedział dziennikarzom, że złożył w prokuraturze kilkaset dokumentów, które zgromadził podczas prowadzenia przez sześć lat dziennikarskiego śledztwa w tej sprawie. Zaznaczył, że są to głównie dokumenty "wytworzone w czasach, kiedy funkcjonował Komitet ds. Młodzieży", a część z nich jest podpisana przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Jak dodał, uzyskał je m.in. od byłych pracowników Komitetu, z NIK-u oraz z różnych spółek, które "czerpały pieniądze z Komitetu ds. Młodzieży".
Sakiewicz zgłosił też kilku świadków, którzy byli jego informatorami. Dziennikarzom ujawnił nazwisko jednego - Michała Bidasa, byłego przewodniczącego Komitetu ds. Młodzieży, który pełnił tę funkcję pół roku później po Aleksandrze Kwaśniewskim. "Innym ze świadków będzie człowiek ze strony, która brała pieniądze. Niedawno się do mnie zgłosił, a dysponuje wiedzą na temat tego, co się stało z częścią pieniędzy już wyprowadzonych z Komitetu. Będą to też dziennikarze, którzy zajmowali się tą sprawą" - powiedział naczelny "GP".
Według niego, "jest oczywiste, że Kwaśniewski, który kierował Komitetem w latach 1987-1990, dopuścił się przestępstwa. Było ok. 100 mln dolarów i tych pieniędzy nie ma. Pieniądze wzięli sobie ludzie, którzy byli bardzo blisko związani z Aleksandrem Kwaśniewskim np. spółki, w których był Marek Ungier, były pracownik Komitetu ds. Młodzieży pan Drożdż" - powiedział Sakiewicz.
"Jest oczywiste, że to był układ przestępczy i nieprzypadkowo te pieniądze zniknęły. One potem zasilały pośrednio duże spółki, jak Polisa. Po części śladów tych pieniędzy można szukać w BIG-u, czyli w tym, co nazwał w swoim czasie Wieczerzak 'klubem Krakowskiego Przedmieścia'" - dodał.
W opinii Sakiewicza, Kwaśniewski "przynajmniej z jednego z funduszy" nie mógł przeznaczać pieniędzy na organizacje, tylko na konkretne cele. Miał też pożyczać pieniądze bez zabezpieczeń. "Wtedy się zakłada, że one mogą nie wrócić" - zaznaczył Sakiewicz.
Naczelny "GP" uważa, że Kwaśniewski przeprowadził fikcyjną operację podwyżki kapitału Banku Turystyki. "Samo stworzenie tego banku było poza granicami prawa; powstał za wcześnie, kiedy ustawa na to jeszcze nie pozwalała. A na samo tylko fikcyjne podniesienie kapitału potrzeba było ponad milion dolarów na opłaty notarialne i skarbowe" - powiedział.
"Utworzyła się grupa przestępcza, na której czele stał Aleksander Kwaśniewski, a której głównym celem było wyprowadzenie ogromnych kwot publicznych pieniędzy i na tej bazie stworzenie spółek i biznesów, które potem procentowały w życiu tzw. lewicy postkomunistycznej" - dodał.
Według Sakiewicza, sposób wyprowadzania pieniędzy był zawsze ten sam. "Pieniądze szły do spółek półpaństwowych-półprywatnych. Spółki prywatyzowano i natychmiast bankrutowały, a potem ich majątek znajdował się już w tej właściwej spółce zaufanego, odpowiedniego człowieka. Bardzo często na czele tych spółek albo ich właścicielami były osoby, które wcześniej pracowały z Kwaśniewskim" - powiedział.
Według Aleksandra Kwaśniewskiego, śledztwo w sprawie kierowanego przez niego Komitetu ds. Młodzieży i Kultury Fizycznej można określić jako "element politycznej gry albo wręcz zemstę".
Komentując we wtorkowej rozmowie zapowiedź wszczęcia tego śledztwa, były prezydent powiedział: "To są historie sprzed 20 lat, które były przez prokuraturę rozpatrywane. To było umorzone, były kierowane ponownie. Ówczesny minister sprawiedliwości a dzisiejszy prezydent Lech Kaczyński tego nie podejmował. Ja to traktuję jako element politycznej gry albo wręcz politycznej zemsty. Tylko tyle. Ale, o czym tu mówić: będą sprawy biegły, zobaczymy, co się zdarzy".
pap, ab