Fuzja wypaliła

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nieczęsto się zdarza, by dwóch zaciekłych dotąd antagonistów dochodziło do porozumienia, które obaj uznają za swe zwycięstwo oraz wzajemnie się komplementowało. A właśnie taki spektakl odegrali na oczach Polaków przedstawiciele naszego rządu i włoskiej grupy finansowej UniCredit.
Wymuszając na Włochach pewne ustępstwa (niezależnie od ich sensowności), premier Kazimierz Marcinkiewicz zapracował na kolejne punkty poparcia w rankingach popularności. Zapewnił przy tym pracę przyszłym adeptom socjologii, którzy za kilka dekad będą głowili się w jaki sposób były nauczyciel matematyki i fizyki z Gorzowa Wielkopolskiego, nie robiąc niemal nic, mógł zbudować wizerunek zapracowanego, kompetentnego męża stanu.

Co z tego będzie miał Kowalski? "Okres ochronny" zyskało około 2000 pracowników BPH i Pekao SA, bo mniej więcej tyle osób inwestor planował zwolnić po połączeniu obu banków. Teraz, na mocy porozumienia z Ministerstwem Skarbu, przez dwa lata Włosi nie będą mogli tego zrobić. Klienci banków, muszą zadowolić się świadomością, że rywalizacja instytucji finansowych o ich względy nie osłabnie tak bardzo, jak stałoby się to, gdyby UniCredit nie zgodził się sprzedać 200 z 480 przejmowanych oddziałów BPH i marki tego ostatniego. Powstałby wówczas drugi, a może nawet pierwszy co do wielkości bank w Polsce, o udziale w rynku w wysokości około 30 proc. Dla Włochów to dobry biznes, bo część przejętych oddziałów zapewne by zamknęli, a tak zarobią jeszcze na ich sprzedaży. Mimo wszystko, z punktu widzenia konkurencyjności rynku, jest różnica między likwidacją kilkuset placówek bankowych (bo po co je sprzedawać, choćby z dużym zyskiem, skoro wzmocni się w ten sposób konkurentów) a ich sprzedażą innemu podmiotowi. Zwłaszcza, gdyby nabywcą wspomnianych oddziałów BPH okazał się nowy gracz na polskim rynku albo któryś ze średniej wielkości banków (jak choćby Getin Bank), "podgryzających" te największe. Może to przyczynić się do większej rywalizacji w sektorze bankowym i podtrzymania trwającej na nim od niedawna "wojny cenowej".

Krzysztof Trębski