"Swoimi akcjami zniszczymy ten reżim. Rozpoczniemy procedurę impeachmentu" (prezydenta Alaksandra Łukaszenki) - oznajmił. "Nie zamierzamy czekać do 2011 roku. To będzie za rok, dwa, trzy. Wszystko zależy od nas" - dodał.
Milinkiewicz wezwał swych zwolenników, by zapisywali się do tworzonego przez demokratyczną opozycję ruchu obywatelskiego "O wolność", którego trzonem mają być działacze zaangażowani w kampanię w czasie marcowych wyborów prezydenckich.
"Wiem, że nie jesteśmy na razie większością, ale będzie nas coraz więcej. Gdy będziemy razem, to zwyciężymy. Naszą bronią jest prawda" - podkreślił.
Zapowiedział, że ruch, do którego chętni zapisywali się podczas manifestacji, będzie prowadził "wielkie kampanie" i codzienną żmudną pracę, by przełamać blokadę informacyjną nałożoną przez władze.
Milinkiewicz odrzucił stawiany przez władze zarzut, że opozycja upolitycznia rocznicę tragedii czarnobylskiej. "U nas wszystko jest polityką: gdy upominasz się o prawa człowieka i gdy chcesz żyć w wolności - to też polityka" - powiedział.
Podkreślił, że należy się przeciwstawić nie tylko skutkom prawdziwego Czarnobyla, lecz także "Czarnobyla duchowego i politycznego" w kraju.
Podziękował krajom demokratycznym za wsparcie. Na manifestacje przybyli przedstawiciele placówek dyplomatycznych niektórych państw UE, m.in. Wielkiej Brytanii, Czech i Łotwy.
Manifestacja rozpoczęła się w miejscu wyznaczonym w ostatniej chwili przez stołeczne władze - pod Akademią Nauk. Część uczestników zebrała się wokół Placu Październikowego, z którego pierwotnie miał wyruszyć pochód. Plac, na którym odbywały się protesty po marcowych wyborach prezydenckich, został jednak zablokowany przez milicję.
Milinkiewicz czekał na gromadzących się ludzi na obrzeżu placu i wraz z kilkutysięcznym tłumem przeszedł ulicami pod Akademię Nauk. Stamtąd pochód ruszył pod oddaloną o ok. 3 km prawosławną kaplicę czarnobylską.
Manifestacja zakończyła się wspólną modlitwą i przyjęciem rezolucji w sprawie likwidacji skutków wybuchu w Czarnobylu, w której zaproponowano m.in. stworzenie społecznego ruchu ofiar tej tragedii w celu obrony ich praw.
Demonstranci rozeszli się w spokoju. Milicja, która przez cały pochód towarzyszyła manifestantom, nie interweniowała.
Po manifestacji aresztowano jednak co najmniej 12 osób, wśród nich lidera Białoruskiego Frontu Narodowego Wincuka Wiaczorkę i trzech lub czterech obywateli Ukrainy - poinformował rzecznik sztabu Milinkiewicza, Pawał Mażejka.
Według nieoficjalnych informacji, jeszcze przed manifestacją nieznani osobnicy pobili i wywieźli na obrzeża miasta lidera Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Anatolija Lebiedźkę.
pap, ab