Sytuacja stała się dziś bardzo ciekawa. Z politycznej arytmetyki wynika, że wpływy Władimira Putina w Europie osłabły. W Niemczech na polityczną emeryturę odszedł jego przyjaciel Gerhard Schroeder. Fotel premiera stracił Silvio Berlusconi, a Jacques Chirac zajęty jest kłopotami wewnętrznymi i próbuje ratować resztki swojej prezydentury. W dodatku coraz częstsze są głosy - także z USA - podające w wątpliwość członkostwo Rosji w grupie G8. No i dochodzi jeszcze sprawa zbytniego uzależnienia Europy od rosyjskich paliw, o czym mówi niemal każdy europejski polityk. Tymczasem Władimir Putin zachowuje się tak, jakby to on miał wszystkie asy w rękawie. Szantażuje Europę "zwróceniem się na wschód", jeśli ta nie otworzy swoich rynków dla przejęć Gazpromu i Transnieftu. Co więcej, dokonując owego szantażu Putin jednocześnie zapewnia, że nigdy wobec Europy nie zastosuje energetycznego szantażu. To tak jak zapewniać kogoś, że się nie będzie kradło wyciągając mu jednocześnie z kieszeni portfel.
Rząd w Berlinie zapewne liczy, że dzięki takim bliskim kontaktom uda się załatwić wiele kontraktów gospodarczych na których zarobi niemiecki przemysł. I z pewnością ma rację. Rosjanie jednak za te gospodarcze interesy wystawią kiedyś polityczny rachunek.
Grzegorz Sadowski