SLD zarzucało Urzędowi Ochrony Państwa, który wyjaśniał sprawę, polityczne zaangażowanie przeciw opozycji. Śledztwo prokuratury umorzono po zwycięstwie wyborczym SLD w 1993 r. W 1995 r. minister sprawiedliwości Jerzy Jaskiernia (SLD) ostatecznie podtrzymał tę decyzję. Sprawa jest już przedawniona. Do dziś nie wiadomo, na co wydano pieniądze. Media przez ostatnie lata często opisywały szczegóły całej sprawy.
Ujawniając w sobotę formalnie akta sprawy, Ziobro powiedział, że pokazują one kulisy rodzenia się postkomunistycznej lewicy w III RP. "Przecież sprawa nie wiąże się z Marsjanami, tylko z SLD" - ironicznie odniósł się do komentarzy ludzi SLD o ujawnieniu akt.
Według Ziobry, w tej sprawie po raz pierwszy w III RP zadziałał ochronny "parasol polityczny", a prokuratorom "przetrącono kręgosłup", co było "zachętą do kolejnych afer". Przytoczył słowa prok. Jerzego Regulskiego (który umorzył śledztwo) wypowiedziane do jego zwierzchnika Jerzego Zientka (który wstrzymał na krótko wykonanie umorzenia). Regulski mówił Zientkowi, że musi się liczyć z nowym układem politycznym, bo na tle sprawy może on być "wy.......". Pracujący dziś w ministerstwie Zientek też ocenił, że sprawa złamała morale prokuratorów.
Ziobro zwrócił uwagę na udział rosyjskich służb specjalnych w sprawie oraz "przyjacielskie relacje" przedstawicieli "nowej polskiej lewicy" z uczestnikami moskiewskiego puczu z 1991 r.
Podkreślił, że sprawa była już przedawniona, gdy ministrem sprawiedliwości został w 2000 r. Lech Kaczyński (on sam był wtedy wiceministrem). "Jedyne, co można zrobić, to ją ujawnić, by każdy mógł sobie wyrobić własny pogląd" - dodał.
Minister nie wykluczył wszczęcia śledztwa w sprawie poświadczenia nieprawdy przez Aleksandra Kwaśniewskiego, który przesłuchiwany w sprawie, zeznał, że ma wykształcenie wyższe (ujawnił to tygodnik "Ozon"; w ujawnionym protokole zaczerniono informacje co do jego wykształcenia). Ziobro dodał, że trzeba sprawdzić, czy ten wątek już się nie przedawnił.
Na dyskietkach, rozdanych dziennikarzom, są materiały śledztwa (które mają też znaleźć się w internecie). Są tam protokoły zeznań świadków (także przesłuchanych przez Rosjan), umowa o pożyczce między szefem KPZR Michaiłem Gorbaczowem i Rakowskim ze stycznia 1990 r. oraz dokumentacja prokuratorska sprawy. Jest też korespondencja między KGB a władzami KPZR nt. przesłanego w listopadzie 1990 r. z Polski do Moskwy kanałami KGB "pakietu wartościowego" (zwrotu części pożyczki - PAP). Większość nazwisk zaczerniono, ale niektóre są zamazane w jednych dokumentach, w innych - nie. Dotyczy to np. członków aparatu KPZR Wierszynina i Swietłowa, którzy przekazali pożyczkę.
O śledztwo wniósł w listopadzie 1991 r. Urząd Ochrony Państwa, który sprawdzał kontakty szefów SdRP z przywódcami zamachu stanu w ZSRR z sierpnia 1991 r. UOP ustalił, że w tym czasie na Krymie przebywał m.in. Kwaśniewski i Miller. Choć zaprzeczyli oni, by prowadzili rozmowy o zamachu stanu, to przyznali, że jeden z puczystów Borys Pugo aż do 18 sierpnia 1991 r. był w tym samym, co oni, ośrodku.
W rozmowie z UOP Kwaśniewski zaprzeczył, by SdRP otrzymała kiedykolwiek pomoc od KPZR. Rakowski mówił UOP, że wobec rozwiązania PZPR nie wydatkował pożyczki, którą zwrócił w dwóch ratach. Dodawał, że nikogo z SdRP o tym nie informował.
Rosjanie zeznali, że prosto z lotniska Okęcie z pieniędzmi umieszczonymi w workach poczty dyplomatycznej pojechali do gmachu KC PZPR. W gabinecie Rakowskiego przeliczono pieniądze, które trafiły do pancernej kasy u Rakowskiego (pokwitował on odbiór).
Miller zeznawał, że nigdy nie słyszał o takich źródłach finansowania PZPR jak pożyczki zagraniczne, i "kategorycznie zaprzeczył", by to on zwrócił 600 tys. dolarów - jak twierdzą Swietłow i Wierszynin. "Świadkowie ci, opisując jednak te same zdarzenia, składali odmienne zeznania. Próba weryfikacji ich zeznań podczas konfrontacji nie doprowadziła do jednego, jednolitego ustalenia okoliczności przebiegu zdarzeń, co powoduje, że w tych warunkach zeznania ich uznano za mało wiarygodne" - stwierdzają akta. Wiceszef KGB zeznał zaś, że nie potrafi wyjaśnić, dlaczego w jego piśmie o zwrocie 600 tys. dolarów figurowało nazwisko M. (zaczernione - PAP).
Miller ujawnił, że Rakowski zwrócił w Warszawie delegacji KPZR z Giennadijem Janajewem (puczystą z 1991 r.- PAP) "honorowy dług" podczas kolacji w październiku 1990 r. Miller zeznał, że dostrzegł przed wejściem do rządowego hotelu, iż Rakowski miał "wypchaną torbę reklamową o standardowych wymiarach". Gdy ten później pojawił się na sali bankietowej, nie miał już jej przy sobie. Po przyjęciu Miller zapytał go, czy jej nie zapomniał. "Odparł, nie potrafię przytoczyć dokładnych słów, ale sens tej wypowiedzi był, że +oddał+, +uregulował+, jakiś +honorowy dług+" - zeznał Miller.
Świadek dodał, że już po publikacjach prasy o zwrocie części długu, Rakowski przyznał mu się, że właśnie wtedy zwrócił 600 tys. dolarów, a w styczniu 1991 r. - resztę pożyczki. Miller zapewniał, że oprócz niego i Kwaśniewskiego, Rakowski z nikim więcej nie rozmawiał o całej sprawie.
Kwaśniewski w 1992 r. nie pamiętał, czy Rakowski miał jakąś "reklamówkę". Szefowi SdRP "nic też nie było wiadomo", by wtedy doszło do zwrotu 600 tys. dolarów. Zapewniał on prokuratora, że "dopiero w 1991 r. z prasy" dowiedział się o pożyczce.
Początkowo Prokuratura Wojewódzka w Warszawie postawiła zarzut Rakowskiemu. Potem prok. Zbigniew Goszczyński odmówił jednak sporządzenia wniosku o uchylenie Millerowi immunitetu. W październiku 1993 r. kolejny prokurator, Regulski umorzył śledztwo, uzasadniając to "znikomym stopniem niebezpieczeństwa czynu" (wobec Rakowskiego) i "niepopełnieniem przestępstwa" (wobec Millera). Regulski uznał, że Rakowski "działał w imieniu instytucji, w której pracował"; sądził, że "strona rosyjska załatwiła zezwolenia dewizowe"; że brak jest "rzeczywistej szkody Skarbu Państwa" oraz że inne organizacje społeczne "też dostawały dotacje z zagranicy".
Zientek, ówczesny wiceszef stołecznej prokuratury, wstrzymał decyzję o umorzeniu. Uznał bowiem, że postanowienie Regulskiego to tylko brudnopis, a nie formalna decyzja. W grudniu 1993 r. do sądu trafił akt oskarżenia wobec Rakowskiego, ale Sąd Rejonowy zwrócił we wrześniu 1994 r. sprawę prokuraturze. Sąd uznał bowiem, że decyzja Regulskiego miała pełną moc prawa i że nie był to tylko brudnopis. W 1995 r. minister sprawiedliwości Jerzy Jaskiernia (SLD) ostatecznie podtrzymał decyzję o umorzeniu; zdymisjonował też prokuratorów, którzy dążyli do kontynuowania śledztwa i oskarżenia Millera.
pap, ss