Podczas przesłuchania ministra Joschki Fischera w Bundestagu na uboczu, nie zabierając głosu, siedział Helmut Kohl. Tym razem to nie on był bohaterem politycznej burzy - ze swej "rewolucyjnej przeszłości" musiał się tłumaczyć drugi człowiek rządzącej koalicji SPD-Zieloni. Chadecka opozycja znalazła wreszcie sposób na odwrócenie uwagi od nadal nie wyjaśnionej afery Kohlgate, na przesłonięcie własnego niedołęstwa w polemice z rządem, a może nawet na rozbicie gabinetu kanclerza Schrödera.
"Tak, rzucałem kamieniami..." - przyznał Joschka Fischer. Nigdy nie krył swej lewackiej przeszłości, udziału w bojówkarskich ugrupowaniach i ulicznych bijatykach. Rozpoznał siebie na opublikowanych przez "Stern" zdjęciach z 1973 r., odnalazł pobitego wówczas policjanta i zatelefonował do niego z przeprosinami. 48-letni dziś Rainer Marx odpowiedział, że nie żywi urazy, bo "to stare dzieje", a "ministra szanuje". Jednak na rozmowie Fischer-Marx się nie skończyło. Na wicekanclerza posypał się grad zarzutów i pytań opozycji, która wyczuła, że oto pojawiła się szansa na rozprawienie się z całą różowo-zieloną koalicją. Fischer jest figurą kluczową dla gabinetu Schrödera - tylko on potrafi ograniczyć wpływy dogmatyków w "partii ekologów"; już kilka razy uratował ją w ten sposób od politycznej samozagłady. Jest głównym scenarzystą dialogu Zielonych z SPD - bez niego partnerzy zapewne nie znaleźliby wspólnego języka. Jest też najbardziej lubianym politykiem w Niemczech i jednym z ostatnich mocnych zawodników w drużynie Schrödera. Wyeliminowanie Fischera z gry mogłoby być początkiem końca obecnego rządu.
Kadrowe kłopoty targają rządem Schrödera od dłuższego czasu. Pierwszym zgrzytem na początku kadencji była dezercja ministra finansów i szefa SPD Oskara Lafon-taine’a w marcu 1999 r. "Niereformowalny" Lafontaine, który mało sobie robił z gry wolnorynkowej, niezależności banków itp., okazał się lewicowym radykałem, a na dodatek chciał grać w rządzie pierwsze skrzypce. Cztery miesiące po nim z Urzędu Kanclerskiego odszedł drugi współautor wyborczego sukcesu SPD, minister Bodo Hombach. We wrześniu 1999 r. ustąpił trzeci minister, szef resortu komunikacji Franz Müntefering.
Potem był rok politycznego spokoju - realizacji reform i podsumowywania ich pierwszych pomyślnych rezultatów. Niemcy płacą dziś niższe podatki, tempo wzrostu gospodarczego sięgnęło 3 proc. PKB, eksport bije rekordy, a bezrobocie spadło z ponad 5 mln do 1,9 mln osób. Sukcesy te nie ustabilizowały sytuacji w ekipie Schrödera. Na przełomie roku 2000 i 2001 odeszło czterech następnych ministrów.
Atmosfery skandalu uniknął tylko minister kultury Michael Naumann, który wybrał pracę w "Die Zeit". W wypadku ministra komunikacji Reinharda Klimmta było już gorzej, bowiem toczy się przeciw niemu dochodzenie w sprawie o nadużycia. Następnymi zdymisjonowanymi były "pierwsze niemieckie ofiary szalonych krów" - szefowie resortów rolnictwa i zdrowia, odpowiedzialni za brak reakcji władz na szerzenie się epidemii BSE wśród bydła. Ich odejście Schröder przyjął z wyraźną ulgą, i to nie tylko z powodu "szalonych krów". Karl-Heinz Funke stawiał na błędną koncepcję rolnictwa przemysłowego, nie potrafił prowadzić dialogu ze związkami chłopskimi, a w trudnych chwilach uciekał na urlop. Natomiast Andrea Fischer (z zawodu poligraf) przygotowała projekt reformy służby zdrowia, który kanclerz zmuszony był skierować... do kosza.
Chadecko-liberalna opozycja chwyciła wiatr w żagle: jak stwierdził Friedrich Merz, szef frakcji CDU/CSU w Bundestagu, kanclerz "nie panuje nad sytuacją i zrobiłby najlepiej, gdyby opróżnił biurko". Tymczasem Schröder próbuje odwrócić uwagę od wpadek. Resort rolnictwa stał się Ministerstwem Ochrony Konsumentów i Rolnictwa, które powierzył Renacie Künast z Zielonych. Nowa minister zapowiedziała wsparcie produkcji zdrowej żywności, zaostrzenie kontroli i bezpardonową walkę z BSE. Traktuje swą nominację jako - nomen omen - zielone światło dla radykalnej zmiany polityki agrarnej. Niespełna 500 tys. niemieckich rolników otrzymuje z budżetu państwa i z Brukseli 14 mld marek subwencji rocznie...
Epidemia BSE nasila się, tymczasem ujawniono fałszerstwo etykiet wyrobów wędliniarskich, a władze Bawarii odmawiają wybijania stad, w których wykryto zarażone krowy. W tej sytuacji chadecka opozycja nie mogła liczyć na poklask za krytykowanie zamierzeń Künast i Schrödera. Zwłaszcza że wcześniejsze inicjatywy kanclerza przyniosły jego partii wysokie poparcie. Gdyby dziś odbyły się wybory, na SPD głosowałoby 41 proc. wyborców, a na CDU - 38 proc.
Jednocześnie z forsowaniem reform ekonomicznych i socjalnych Schröderowi udało się posadzić przy okrągłym stole pracodawców, związkowców i przedstawicieli rządu (strajki należą dziś w Niemczech do rzadkości), rozpoczął przebudowę i redukcję armii, zajął się problemem zatrudniania "fachowców z importu", zakończył negocjacje w sprawie odszkodowań dla ofiar wojny. Bilans rządu po ponad dwóch latach jest więc pozytywny, nawet mimo kilku wpadek personalnych. Politykom CDU/CSU i FDP nie pozostało więc nic innego, jak tylko zagrać kartą Fischera. Ich zdaniem, powiązania wicekanclerza z terro-ryzmem były bliższe, niż on sam to przyznaje.
Przed sądem we Frankfurcie nad Menem Joschka Fischer odpowiadał na pytania w sprawie dawnego przyjaciela, Hansa-Joachima Kleina. Wprawdzie wicekanclerz nie był oskarżonym, ale to na niego skierowano kamery. Proces przypomniał powiązania młodego Fischera z lewakami, wyciągając na światło dzienne przeszłość, o której minister wolałby zapomnieć. Oskarżony Klein, a także Daniel Cohn-Bendit, dziś poseł UE, wraz z Joschką Fischerem należeli do organizacji Revolutionärer Kampf. Klein wkroczył na drogę terroryzmu, Cohn-Bendit i Fischer znaleźli polityczną przystań u Zielonych.
Niemiecka opozycja nie podważa metamorfozy Fischera bojówkarza w Fischera demokratę, ale nie wierzy, że nie pomagał on terrorystom w ukrywaniu broni, nie pośredniczył w przekazywaniu pieniędzy i nie popierał użycia przemocy, z wykorzystaniem koktajli Mołotowa włącznie. Gdy 9 maja 1976 r. znaleziono w celi więzienia w Stuttgarcie-Stammheim powieszoną terrorystkę RAF Ulrike Meinhof, doszło do ożywienia radykalnych nastrojów. Członkowie lewackich organizacji, a wśród nich Fischer, spotkali się, by przygotować demonstrację. Następnego dnia na policję posypały się butelki z benzyną. Jeden z funkcjonariuszy, 23-letni Jürgen Weber, został ciężko poparzony. Policja aresztowała wielu młodych ludzi i przeszukała 14 mieszkań. Wśród zatrzymanych (ale wkrótce wypuszczonych) był Joseph Martin Fischer. Czy wiedział o planach stosowania przemocy i poparł użycie koktajli Mołotowa? Dzisiejszy szef dyplomacji i wicekanclerz temu zaprzecza. Jeśli nie pojawią się żadne nowe fakty, cała zawierucha wokół jego osoby okaże się małym deszczem z dużej chmury. Jeśli wyjdzie na jaw, że Joschka Fischer skłamał lub zataił prawdę, niemiecką scenę polityczną czeka wstrząs, na którym skorzystałyby tylko skrajne ugrupowania polityczne. Chadecy nie ustają w badaniach życiorysu wicekanclerza. Na przykład w książce opublikowanej przez byłą terrorystkę RAF Margit Schiller doszukali się, że w 1973 r. miała się ona ukrywać przez kilka dni w mieszkaniu Fischera. Podobno są też świadkowie, którzy słyszeli, jak namawiał on do użycia butelek z benzyną.
Chadecy i liberałowie nie mają rozsądnych kontrpropozycji wobec polityki koalicji rządowej. W tej sytuacji wydarzenia sprzed 30 lat stały się szczególnie "aktualne". Podczas przesłuchania Joschki Fischera w Bundestagu posłom trudno było opanować emocje. Gerhard Schröder, który przerwał spotkanie z premierem Albanii Ilirem Metą, by osobiście odeprzeć ataki na swego zastępcę, nie mógł ukryć zdenerwowania. Wyraźne zadowolenie malowało się za to na twarzy posła Helmuta Kohla.
Kadrowe kłopoty targają rządem Schrödera od dłuższego czasu. Pierwszym zgrzytem na początku kadencji była dezercja ministra finansów i szefa SPD Oskara Lafon-taine’a w marcu 1999 r. "Niereformowalny" Lafontaine, który mało sobie robił z gry wolnorynkowej, niezależności banków itp., okazał się lewicowym radykałem, a na dodatek chciał grać w rządzie pierwsze skrzypce. Cztery miesiące po nim z Urzędu Kanclerskiego odszedł drugi współautor wyborczego sukcesu SPD, minister Bodo Hombach. We wrześniu 1999 r. ustąpił trzeci minister, szef resortu komunikacji Franz Müntefering.
Potem był rok politycznego spokoju - realizacji reform i podsumowywania ich pierwszych pomyślnych rezultatów. Niemcy płacą dziś niższe podatki, tempo wzrostu gospodarczego sięgnęło 3 proc. PKB, eksport bije rekordy, a bezrobocie spadło z ponad 5 mln do 1,9 mln osób. Sukcesy te nie ustabilizowały sytuacji w ekipie Schrödera. Na przełomie roku 2000 i 2001 odeszło czterech następnych ministrów.
Atmosfery skandalu uniknął tylko minister kultury Michael Naumann, który wybrał pracę w "Die Zeit". W wypadku ministra komunikacji Reinharda Klimmta było już gorzej, bowiem toczy się przeciw niemu dochodzenie w sprawie o nadużycia. Następnymi zdymisjonowanymi były "pierwsze niemieckie ofiary szalonych krów" - szefowie resortów rolnictwa i zdrowia, odpowiedzialni za brak reakcji władz na szerzenie się epidemii BSE wśród bydła. Ich odejście Schröder przyjął z wyraźną ulgą, i to nie tylko z powodu "szalonych krów". Karl-Heinz Funke stawiał na błędną koncepcję rolnictwa przemysłowego, nie potrafił prowadzić dialogu ze związkami chłopskimi, a w trudnych chwilach uciekał na urlop. Natomiast Andrea Fischer (z zawodu poligraf) przygotowała projekt reformy służby zdrowia, który kanclerz zmuszony był skierować... do kosza.
Chadecko-liberalna opozycja chwyciła wiatr w żagle: jak stwierdził Friedrich Merz, szef frakcji CDU/CSU w Bundestagu, kanclerz "nie panuje nad sytuacją i zrobiłby najlepiej, gdyby opróżnił biurko". Tymczasem Schröder próbuje odwrócić uwagę od wpadek. Resort rolnictwa stał się Ministerstwem Ochrony Konsumentów i Rolnictwa, które powierzył Renacie Künast z Zielonych. Nowa minister zapowiedziała wsparcie produkcji zdrowej żywności, zaostrzenie kontroli i bezpardonową walkę z BSE. Traktuje swą nominację jako - nomen omen - zielone światło dla radykalnej zmiany polityki agrarnej. Niespełna 500 tys. niemieckich rolników otrzymuje z budżetu państwa i z Brukseli 14 mld marek subwencji rocznie...
Epidemia BSE nasila się, tymczasem ujawniono fałszerstwo etykiet wyrobów wędliniarskich, a władze Bawarii odmawiają wybijania stad, w których wykryto zarażone krowy. W tej sytuacji chadecka opozycja nie mogła liczyć na poklask za krytykowanie zamierzeń Künast i Schrödera. Zwłaszcza że wcześniejsze inicjatywy kanclerza przyniosły jego partii wysokie poparcie. Gdyby dziś odbyły się wybory, na SPD głosowałoby 41 proc. wyborców, a na CDU - 38 proc.
Jednocześnie z forsowaniem reform ekonomicznych i socjalnych Schröderowi udało się posadzić przy okrągłym stole pracodawców, związkowców i przedstawicieli rządu (strajki należą dziś w Niemczech do rzadkości), rozpoczął przebudowę i redukcję armii, zajął się problemem zatrudniania "fachowców z importu", zakończył negocjacje w sprawie odszkodowań dla ofiar wojny. Bilans rządu po ponad dwóch latach jest więc pozytywny, nawet mimo kilku wpadek personalnych. Politykom CDU/CSU i FDP nie pozostało więc nic innego, jak tylko zagrać kartą Fischera. Ich zdaniem, powiązania wicekanclerza z terro-ryzmem były bliższe, niż on sam to przyznaje.
Przed sądem we Frankfurcie nad Menem Joschka Fischer odpowiadał na pytania w sprawie dawnego przyjaciela, Hansa-Joachima Kleina. Wprawdzie wicekanclerz nie był oskarżonym, ale to na niego skierowano kamery. Proces przypomniał powiązania młodego Fischera z lewakami, wyciągając na światło dzienne przeszłość, o której minister wolałby zapomnieć. Oskarżony Klein, a także Daniel Cohn-Bendit, dziś poseł UE, wraz z Joschką Fischerem należeli do organizacji Revolutionärer Kampf. Klein wkroczył na drogę terroryzmu, Cohn-Bendit i Fischer znaleźli polityczną przystań u Zielonych.
Niemiecka opozycja nie podważa metamorfozy Fischera bojówkarza w Fischera demokratę, ale nie wierzy, że nie pomagał on terrorystom w ukrywaniu broni, nie pośredniczył w przekazywaniu pieniędzy i nie popierał użycia przemocy, z wykorzystaniem koktajli Mołotowa włącznie. Gdy 9 maja 1976 r. znaleziono w celi więzienia w Stuttgarcie-Stammheim powieszoną terrorystkę RAF Ulrike Meinhof, doszło do ożywienia radykalnych nastrojów. Członkowie lewackich organizacji, a wśród nich Fischer, spotkali się, by przygotować demonstrację. Następnego dnia na policję posypały się butelki z benzyną. Jeden z funkcjonariuszy, 23-letni Jürgen Weber, został ciężko poparzony. Policja aresztowała wielu młodych ludzi i przeszukała 14 mieszkań. Wśród zatrzymanych (ale wkrótce wypuszczonych) był Joseph Martin Fischer. Czy wiedział o planach stosowania przemocy i poparł użycie koktajli Mołotowa? Dzisiejszy szef dyplomacji i wicekanclerz temu zaprzecza. Jeśli nie pojawią się żadne nowe fakty, cała zawierucha wokół jego osoby okaże się małym deszczem z dużej chmury. Jeśli wyjdzie na jaw, że Joschka Fischer skłamał lub zataił prawdę, niemiecką scenę polityczną czeka wstrząs, na którym skorzystałyby tylko skrajne ugrupowania polityczne. Chadecy nie ustają w badaniach życiorysu wicekanclerza. Na przykład w książce opublikowanej przez byłą terrorystkę RAF Margit Schiller doszukali się, że w 1973 r. miała się ona ukrywać przez kilka dni w mieszkaniu Fischera. Podobno są też świadkowie, którzy słyszeli, jak namawiał on do użycia butelek z benzyną.
Chadecy i liberałowie nie mają rozsądnych kontrpropozycji wobec polityki koalicji rządowej. W tej sytuacji wydarzenia sprzed 30 lat stały się szczególnie "aktualne". Podczas przesłuchania Joschki Fischera w Bundestagu posłom trudno było opanować emocje. Gerhard Schröder, który przerwał spotkanie z premierem Albanii Ilirem Metą, by osobiście odeprzeć ataki na swego zastępcę, nie mógł ukryć zdenerwowania. Wyraźne zadowolenie malowało się za to na twarzy posła Helmuta Kohla.
Więcej możesz przeczytać w 4/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.