Rozmowa z Andriusem Kubiliusem, byłym premierem Litwy, liderem opozycji i kandydatem na premiera
Monika Michaliszyn: Czy po upadku rządu Brazauskasa obejmie pan urząd premiera?
Andrius Kubilius: Opinia publiczna na Litwie domaga się koalicji, którą nazywamy możliwą, to znaczy koalicji nas i socjaldemokratów. Możemy się na to zgodzić, pod warunkiem że Brazauskas wycofa się z polityki. Jest on wciąż przewodniczącym Litewskiej Partii Socjaldemokratycznej, więc społeczeństwo, które chce widzieć nową jakość w rządzie, mogłoby być rozczarowane.
Główny powód upadku gabinetu Brazauskasa jest prosty. Chaos w rządzie jest związany z jego zakorzenieniem w starej nomenklaturze sowieckiej. Podobnie jak wcześniej w Polsce, na Litwie rozpoczyna się proces ostatecznej kompromitacji sił postsowieckich. Powodem bardziej praktycznym jest katastrofa w Partii Pracy, która jest politycznym reliktem tej samej nomenklatury. To populistyczne ugrupowanie ma problemy związane z Wiktorem Uspaskichem i musi się tłumaczyć ze sposobu finansowania partii, odpowiadać na zarzuty prokuratury.
Partia Pracy, utworzona jako instrument wpływów Kremla, być może zakończyła działania ze względu na zużycie się tego rodzaju politycznego projektu. Wydaje nam się, że Kreml zdecydował się na rezygnację z podobnych narzędzi. Teraz możemy sobie jedynie stawiać pytania, jakie będą nowe instrumenty poszerzania rosyjskich wpływów na Litwie.
Okres władzy Brazauskasa jest zamknięty - to dobra wiadomość dla Litwy. Oczywiście nie możemy powiedzieć, że wszystko, co robił, było złe; Brazauskas utrzymał socjaldemokratów starego typu na drodze do integracji z Unią Europejską i NATO, ale nie był zdolny do zerwania z sowiecką przeszłością. Nomenklatura przetrwała w dużym stopniu ze względu na jego charyzmę i popularność. Przejście Brazauskasa na polityczną emeryturę daje szanse na głęboką zmianę na Litwie.
- Czy widzi pan podobieństwa między rolą premiera Brazauskasa a premiera Leszka Millera?
- Dziś, kiedy upada nomenklatura związana z socjaldemokratyczną częścią rządu, widzimy, jak wiele jest podobieństw między sytuacją u nas a tym, co wydarzyło się w Polsce, zwłaszcza w latach 2001-2005, chodzi głównie o upadek rządów Millera i zwycięstwo prawicy w wyborach. Pozwala nam to spoglądać optymistycznie na to, co zdarzy się na Litwie. Parlament jest słaby i niestabilny, podzielony na wiele ugrupowań. Na nieszczęście liderzy większości z nich mają podobne biografie, wielu jest absolwentami sowieckich szkół partyjnych.
- Koalicja Brazauskasa upadła dzień przed zaakceptowaniem przez Sejmas propozycji zakupu Możejek przez Orlen.
- Wszystkie upadki litewskich rządów od 1999 r. miały związek z sytuacją w Możejkach. W 1999 r. premier Paksas zdecydował się ustąpić dzień przed wyrażeniem przez parlament zgody na umowę z amerykańską firmą Williams. W 2001 r. Brazauskas został premierem, gdyż ponownie będący szefem rządu Paksas zrezygnował z funkcji dzień przed tym, jak do gry wszedł Jukos, zaproszony przez firmę Williams.
- Jak inwestycja Orlenu wpłynie na współpracę Polski i Litwy?
- Myślę, że dla nas jest to korzystne, bo strategiczne partnerstwo polityczne przekształca się w strategiczne partnerstwo w dziedzinie energetyki. Mam nadzieję, że będzie to miało pozytywne konsekwencje dla naszej współpracy w UE, np. w dziedzinie inicjatyw dotyczących zatrudnienia czy przemysłu gazowego. Moje stanowisko jest proste, alternatywne dostawy gazu powinny płynąć na Litwę przez Polskę. Jestem krytyczny wobec niektórych pomysłów byłego premiera Brazauskasa, związanych z terminalem gazowym w Rydze albo blisko Rygi na Łotwie, bo wszystkie gazociągi w rejonie państw bałtyckich należą do Gazpromu lub Ruhrgasu, zatem budowanie zależnego terminalu na Łotwie oznacza jeszcze większe uzależnienie.
Pomysł polskiego rządu, by stworzyć energetyczne NATO, jest dobry, ale patrząc na reakcję "starej Europy", nadmiernie przyjaznej wobec Rosji, zaczynam marzyć o czymś, co mógłbym nazwać energetyczną Rzecząpospolitą. Może nie jesteśmy zdolni od razu do zbudowania energetycznego NATO, ale możemy zrekonstruować energetyczną I Rzeczpospolitą, włączając w to Polskę, Litwę i Ukrainę, zwłaszcza że Ukraina potrzebuje dziś przede wszystkim gwarancji bezpieczeństwa energetycznego, ponieważ Rosja próbuje wpływać na rozwój polityczny Ukrainy, używając argumentów energetycznych.
Fot K. Pacuła
Andrius Kubilius: Opinia publiczna na Litwie domaga się koalicji, którą nazywamy możliwą, to znaczy koalicji nas i socjaldemokratów. Możemy się na to zgodzić, pod warunkiem że Brazauskas wycofa się z polityki. Jest on wciąż przewodniczącym Litewskiej Partii Socjaldemokratycznej, więc społeczeństwo, które chce widzieć nową jakość w rządzie, mogłoby być rozczarowane.
Główny powód upadku gabinetu Brazauskasa jest prosty. Chaos w rządzie jest związany z jego zakorzenieniem w starej nomenklaturze sowieckiej. Podobnie jak wcześniej w Polsce, na Litwie rozpoczyna się proces ostatecznej kompromitacji sił postsowieckich. Powodem bardziej praktycznym jest katastrofa w Partii Pracy, która jest politycznym reliktem tej samej nomenklatury. To populistyczne ugrupowanie ma problemy związane z Wiktorem Uspaskichem i musi się tłumaczyć ze sposobu finansowania partii, odpowiadać na zarzuty prokuratury.
Partia Pracy, utworzona jako instrument wpływów Kremla, być może zakończyła działania ze względu na zużycie się tego rodzaju politycznego projektu. Wydaje nam się, że Kreml zdecydował się na rezygnację z podobnych narzędzi. Teraz możemy sobie jedynie stawiać pytania, jakie będą nowe instrumenty poszerzania rosyjskich wpływów na Litwie.
Okres władzy Brazauskasa jest zamknięty - to dobra wiadomość dla Litwy. Oczywiście nie możemy powiedzieć, że wszystko, co robił, było złe; Brazauskas utrzymał socjaldemokratów starego typu na drodze do integracji z Unią Europejską i NATO, ale nie był zdolny do zerwania z sowiecką przeszłością. Nomenklatura przetrwała w dużym stopniu ze względu na jego charyzmę i popularność. Przejście Brazauskasa na polityczną emeryturę daje szanse na głęboką zmianę na Litwie.
- Czy widzi pan podobieństwa między rolą premiera Brazauskasa a premiera Leszka Millera?
- Dziś, kiedy upada nomenklatura związana z socjaldemokratyczną częścią rządu, widzimy, jak wiele jest podobieństw między sytuacją u nas a tym, co wydarzyło się w Polsce, zwłaszcza w latach 2001-2005, chodzi głównie o upadek rządów Millera i zwycięstwo prawicy w wyborach. Pozwala nam to spoglądać optymistycznie na to, co zdarzy się na Litwie. Parlament jest słaby i niestabilny, podzielony na wiele ugrupowań. Na nieszczęście liderzy większości z nich mają podobne biografie, wielu jest absolwentami sowieckich szkół partyjnych.
- Koalicja Brazauskasa upadła dzień przed zaakceptowaniem przez Sejmas propozycji zakupu Możejek przez Orlen.
- Wszystkie upadki litewskich rządów od 1999 r. miały związek z sytuacją w Możejkach. W 1999 r. premier Paksas zdecydował się ustąpić dzień przed wyrażeniem przez parlament zgody na umowę z amerykańską firmą Williams. W 2001 r. Brazauskas został premierem, gdyż ponownie będący szefem rządu Paksas zrezygnował z funkcji dzień przed tym, jak do gry wszedł Jukos, zaproszony przez firmę Williams.
- Jak inwestycja Orlenu wpłynie na współpracę Polski i Litwy?
- Myślę, że dla nas jest to korzystne, bo strategiczne partnerstwo polityczne przekształca się w strategiczne partnerstwo w dziedzinie energetyki. Mam nadzieję, że będzie to miało pozytywne konsekwencje dla naszej współpracy w UE, np. w dziedzinie inicjatyw dotyczących zatrudnienia czy przemysłu gazowego. Moje stanowisko jest proste, alternatywne dostawy gazu powinny płynąć na Litwę przez Polskę. Jestem krytyczny wobec niektórych pomysłów byłego premiera Brazauskasa, związanych z terminalem gazowym w Rydze albo blisko Rygi na Łotwie, bo wszystkie gazociągi w rejonie państw bałtyckich należą do Gazpromu lub Ruhrgasu, zatem budowanie zależnego terminalu na Łotwie oznacza jeszcze większe uzależnienie.
Pomysł polskiego rządu, by stworzyć energetyczne NATO, jest dobry, ale patrząc na reakcję "starej Europy", nadmiernie przyjaznej wobec Rosji, zaczynam marzyć o czymś, co mógłbym nazwać energetyczną Rzecząpospolitą. Może nie jesteśmy zdolni od razu do zbudowania energetycznego NATO, ale możemy zrekonstruować energetyczną I Rzeczpospolitą, włączając w to Polskę, Litwę i Ukrainę, zwłaszcza że Ukraina potrzebuje dziś przede wszystkim gwarancji bezpieczeństwa energetycznego, ponieważ Rosja próbuje wpływać na rozwój polityczny Ukrainy, używając argumentów energetycznych.
Fot K. Pacuła
Więcej możesz przeczytać w 23/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.