"Patriotyzmu" międzywojennej Młodzieży Wszechpolskiej polska szkoła na pewno nie potrzebuje
Tomasz Nałęcz
Pomysł ministra edukacji narodowej Romana Giertycha, aby wprowadzić nowy przedmiot nauczający patriotyzmu, daje się interpretować na dwa sposoby. Można założyć, że propozycja bierze się z nieznajomości szkoły i pomylenia jej dwóch różnych funkcji: przekazywania wiedzy i kształtowania wartości. Każdy, kto zna reguły dydaktyki, wie, że przez nauczanie konkretnych przedmiotów przekazuje się wiedzę, czyli określony zasób faktów, prawideł, definicji i umiejętności. Natomiast wartości, takie jak patriotyzm, ale też uczciwość, skromność, solidarność, tolerancja, szacunek dla prawdy, wpaja się podczas całego pobytu ucznia w szkole. W pierwszej kolejności na lekcjach, ale także na przerwach, wycieczkach, boisku, a nawet w szatni.
Bezsensem jest więc wydzielanie specjalnych zajęć z patriotyzmu, bo szkoła musi go kształtować na wszystkich lekcjach, przede wszystkim historii, języka polskiego, wiedzy o społeczeństwie. Ale też geografii - mówiącej o umiłowaniu ojczystego krajobrazu, biologii - wiążącej emocjonalnie z naszą florą i fauną, czy muzyki - uczącej śpiewania hymnu. Dobry pedagog potrafi skojarzyć z patriotyzmem każde zajęcia, nawet na pozór bardzo odległe. W takim ujęciu patriotyzm jako oddzielny przedmiot jest nieporozumieniem. Nie przyniesie żadnych korzyści, nie licząc podlizania się przez ministra patriotycznie nastawionym wyborcom, ale za cenę zrobienia im wody z mózgu.
Możliwa jest też znacznie bardziej pesymistyczna interpretacja. Nie da się wykluczyć, że w propozycji ministra tak naprawdę nie chodzi o patriotyzm, lecz o indoktrynację w duchu znacznie bardziej radykalnym, wręcz nacjonalistycznym. Wtedy staje się zrozumiała potrzeba wyodrębnienia oddzielnych lekcji. Pranie mózgu zawsze wymagało specjalnej tresury.
W podejrzeniach utwierdzają historyczne wzorce preferowane przez ministra Giertycha. Jest on wskrzesicielem Młodzieży Wszechpolskiej, która przed 1939 r. nagminnie utożsamiała patriotyzm z nacjonalizmem, a nierzadko także z szowinizmem. Temperaturę uczuć narodowych mierzono w tej organizacji zwalczaniem innych narodowości, w pierwszej kolejności Żydów. To wszechpolacy organizowali osławione "getta ławkowe", bijąc często do krwi kolegów nie akceptujących segregacji rasowej.
Te haniebne zachowania do tej pory nie doczekały się krytycznej oceny ze strony obecnego wszechpolskiego narybku. Kompromitującej tradycji broni się jak Częstochowy, co ostatnio świetnie zademonstrował najbliższy współpracownik lidera LPR poseł Wierzejski, który publicznie ujął się za "gettem ławkowym".
"Patriotyzmu" nacjonalistycznej, międzywojennej Młodzieży Wszechpolskiej polska szkoła na pewno nie potrzebuje. Miejmy nadzieję, że takie zapewnienie padnie, i to szybko, z ust ministra edukacji narodowej.
Fot Z. Furman
Tomasz Nałęcz
Pomysł ministra edukacji narodowej Romana Giertycha, aby wprowadzić nowy przedmiot nauczający patriotyzmu, daje się interpretować na dwa sposoby. Można założyć, że propozycja bierze się z nieznajomości szkoły i pomylenia jej dwóch różnych funkcji: przekazywania wiedzy i kształtowania wartości. Każdy, kto zna reguły dydaktyki, wie, że przez nauczanie konkretnych przedmiotów przekazuje się wiedzę, czyli określony zasób faktów, prawideł, definicji i umiejętności. Natomiast wartości, takie jak patriotyzm, ale też uczciwość, skromność, solidarność, tolerancja, szacunek dla prawdy, wpaja się podczas całego pobytu ucznia w szkole. W pierwszej kolejności na lekcjach, ale także na przerwach, wycieczkach, boisku, a nawet w szatni.
Bezsensem jest więc wydzielanie specjalnych zajęć z patriotyzmu, bo szkoła musi go kształtować na wszystkich lekcjach, przede wszystkim historii, języka polskiego, wiedzy o społeczeństwie. Ale też geografii - mówiącej o umiłowaniu ojczystego krajobrazu, biologii - wiążącej emocjonalnie z naszą florą i fauną, czy muzyki - uczącej śpiewania hymnu. Dobry pedagog potrafi skojarzyć z patriotyzmem każde zajęcia, nawet na pozór bardzo odległe. W takim ujęciu patriotyzm jako oddzielny przedmiot jest nieporozumieniem. Nie przyniesie żadnych korzyści, nie licząc podlizania się przez ministra patriotycznie nastawionym wyborcom, ale za cenę zrobienia im wody z mózgu.
Możliwa jest też znacznie bardziej pesymistyczna interpretacja. Nie da się wykluczyć, że w propozycji ministra tak naprawdę nie chodzi o patriotyzm, lecz o indoktrynację w duchu znacznie bardziej radykalnym, wręcz nacjonalistycznym. Wtedy staje się zrozumiała potrzeba wyodrębnienia oddzielnych lekcji. Pranie mózgu zawsze wymagało specjalnej tresury.
W podejrzeniach utwierdzają historyczne wzorce preferowane przez ministra Giertycha. Jest on wskrzesicielem Młodzieży Wszechpolskiej, która przed 1939 r. nagminnie utożsamiała patriotyzm z nacjonalizmem, a nierzadko także z szowinizmem. Temperaturę uczuć narodowych mierzono w tej organizacji zwalczaniem innych narodowości, w pierwszej kolejności Żydów. To wszechpolacy organizowali osławione "getta ławkowe", bijąc często do krwi kolegów nie akceptujących segregacji rasowej.
Te haniebne zachowania do tej pory nie doczekały się krytycznej oceny ze strony obecnego wszechpolskiego narybku. Kompromitującej tradycji broni się jak Częstochowy, co ostatnio świetnie zademonstrował najbliższy współpracownik lidera LPR poseł Wierzejski, który publicznie ujął się za "gettem ławkowym".
"Patriotyzmu" nacjonalistycznej, międzywojennej Młodzieży Wszechpolskiej polska szkoła na pewno nie potrzebuje. Miejmy nadzieję, że takie zapewnienie padnie, i to szybko, z ust ministra edukacji narodowej.
Fot Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 25/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.