Nie było mnie w kraju, gdy wypłynęła sprawa z ministrem Dębskim. Gorszący spektakl
Dla mnie stanowi to dowód na niezbyt właściwą politykę kadrową Akcji Wyborczej Solidarność. Z jednej strony stare przysłowie mówi, że "tonący brzydko się chwyta"; z drugiej strony te pęknięcia, które dziś znaczą gmach AWS, zarysowały się już w listopadzie 1997 r. Już wtedy nosił w sobie zadatki dzisiejszych klęsk. Widać z góry (i wcale ta góra nie musi być wysoka), że odejście tego rządu nie będzie ładnie wyglądało. Połączenie ambicji z frustracją musi wywołać mieszankę wybuchową. Prokuratura warszawska wniosła też o ściganie z urzędu poszukiwania "kwitów" w UKFiT. Pomysł ścigania poszukiwania śladów przestępstwa w instytucjach władzy przez prokuraturę jest świeży, ale odległy od demokracji. Karać można za fałszowanie dowodów przestępstwa, ale wyręczanie organów ścigania w odkrywaniu przestępstw powinno być przez organy ścigania nagradzane, a nie karane. I nie interesuje mnie, kto był inicjatorem poszukiwania "kwitów" - minister Dębski czy minister Walendziak.
Otrzymałem też list otwarty adresowany do mnie, premiera Leszka Balcerowicza i przewodniczącego Mariana Krzaklewskiego. List ten podpisało zacne grono 25 osób - od profesora Dziatkowiaka zaczynając, a na profesorze Zollu kończąc. Ta grupa foruje pana Andrzeja Olechowskiego jako kandydata w nadchodzących wyborach prezydenckich. Jednym z sygnatariuszy był Maciej Jankowski, który jeszcze niedawno twierdził, że wybory prezydenckie trzeba sobie "odpuścić" - widocznie ta kandydatura ma być sposobem na "odpuszczenie". W programie "Kropka nad i" redaktor Józefa Hennelowa przyznała - jako jedna z sygnatariuszek tego pisma - że zgłoszenie tej kandydatury było rzuceniem kamienia do stojącej wody polskiej polityki. Pan Andrzej serio rzucił się w wir walki wyborczej, poświęcono mu bowiem wydanie "Ludzi" (piątkowego kolorowego dodatku do "Życia"). Można tam wyczytać różne dziwne rewelacje. Na przykład takie, że pytany o program mówi, że będzie na siebie głosował. Takie, że pośród wszystkich kandydatów ma on "największy współczynnik wzrostu" (198 cm to nie w kij dmuchał). Cytowane też jest przypisywane mi zdanie, że to "mistrz spapranych końcówek". Obawiam się, żeby nie stało się to samospełniającą się przepowiednią. Aby utrzymać takie tempo, jakie pan Andrzej zyskał na starcie, trzeba będzie włożyć wiele wysiłku.
Start pana Andrzeja w wyborach jest jednak jak najbardziej po mojej myśli. Odwołuje się do mego pomysłu potraktowania pierwszej tury wyborów jako prawyborczej. Chodzi tu o zmobilizowanie całego możliwego elektoratu środka i prawej strony sceny politycznej. Wśród tego spektrum zwolennicy Andrzeja Olechowskiego stanowią pewien procent, którego nie godzi się tracić. Jeżeli nawet nie ci, którzy znają pomysły polityczne byłego ministra spraw zagranicznych, to choćby ci (lub te), którym podoba się elegancja i uroda pana Andrzeja.
Obserwuję w telewizji kampanię prezydencką w Stanach Zjednoczonych. Chwilowo w telewizji, w USA znajdę się w momencie opublikowania tego tekstu. Znam osobiście obu kandydatów republikańskich - pamiętam śniadanie z senatorem McCainem, który opowiadał mi o pobycie w słynnym Hanoi Hilton. Pamiętam wizyty w domu rodzinnym ciepłej rodziny Bushów w Maine. Można mówić, że prawica amerykańska jest głęboko rozbita - bo w wyborach startują dwie wielkie osobistości z jednego obozu politycznego. Myślę, że w tym tkwi siła Partii Republikańskiej, że potrafiła zmobilizować cały swój elektorat. Czy zwycięży jeden, czy drugi zasiądzie w Białym Domu - ich partia będzie wygrana. Należy wyciągnąć z tego wnioski - zaadaptować i ten sposób do polskich warunków. W porównaniu z zachodnią półkulą dręczy mnie jedna wątpliwość. Tam znani są przynajmniej kandydaci, którzy podjęli walkę o fotel prezydencki. U nas powiada się, że kandydat zostanie wyłoniony w kwietniu. Znając rychliwość podejmowania decyzji w koalicji AWS-UW, możemy liczyć bardziej na przełom maja i czerwca. Czas ucieka, a trwonienie czasu jest takim samym błędem jak trwonienie pieniędzy.
Otrzymałem też list otwarty adresowany do mnie, premiera Leszka Balcerowicza i przewodniczącego Mariana Krzaklewskiego. List ten podpisało zacne grono 25 osób - od profesora Dziatkowiaka zaczynając, a na profesorze Zollu kończąc. Ta grupa foruje pana Andrzeja Olechowskiego jako kandydata w nadchodzących wyborach prezydenckich. Jednym z sygnatariuszy był Maciej Jankowski, który jeszcze niedawno twierdził, że wybory prezydenckie trzeba sobie "odpuścić" - widocznie ta kandydatura ma być sposobem na "odpuszczenie". W programie "Kropka nad i" redaktor Józefa Hennelowa przyznała - jako jedna z sygnatariuszek tego pisma - że zgłoszenie tej kandydatury było rzuceniem kamienia do stojącej wody polskiej polityki. Pan Andrzej serio rzucił się w wir walki wyborczej, poświęcono mu bowiem wydanie "Ludzi" (piątkowego kolorowego dodatku do "Życia"). Można tam wyczytać różne dziwne rewelacje. Na przykład takie, że pytany o program mówi, że będzie na siebie głosował. Takie, że pośród wszystkich kandydatów ma on "największy współczynnik wzrostu" (198 cm to nie w kij dmuchał). Cytowane też jest przypisywane mi zdanie, że to "mistrz spapranych końcówek". Obawiam się, żeby nie stało się to samospełniającą się przepowiednią. Aby utrzymać takie tempo, jakie pan Andrzej zyskał na starcie, trzeba będzie włożyć wiele wysiłku.
Start pana Andrzeja w wyborach jest jednak jak najbardziej po mojej myśli. Odwołuje się do mego pomysłu potraktowania pierwszej tury wyborów jako prawyborczej. Chodzi tu o zmobilizowanie całego możliwego elektoratu środka i prawej strony sceny politycznej. Wśród tego spektrum zwolennicy Andrzeja Olechowskiego stanowią pewien procent, którego nie godzi się tracić. Jeżeli nawet nie ci, którzy znają pomysły polityczne byłego ministra spraw zagranicznych, to choćby ci (lub te), którym podoba się elegancja i uroda pana Andrzeja.
Obserwuję w telewizji kampanię prezydencką w Stanach Zjednoczonych. Chwilowo w telewizji, w USA znajdę się w momencie opublikowania tego tekstu. Znam osobiście obu kandydatów republikańskich - pamiętam śniadanie z senatorem McCainem, który opowiadał mi o pobycie w słynnym Hanoi Hilton. Pamiętam wizyty w domu rodzinnym ciepłej rodziny Bushów w Maine. Można mówić, że prawica amerykańska jest głęboko rozbita - bo w wyborach startują dwie wielkie osobistości z jednego obozu politycznego. Myślę, że w tym tkwi siła Partii Republikańskiej, że potrafiła zmobilizować cały swój elektorat. Czy zwycięży jeden, czy drugi zasiądzie w Białym Domu - ich partia będzie wygrana. Należy wyciągnąć z tego wnioski - zaadaptować i ten sposób do polskich warunków. W porównaniu z zachodnią półkulą dręczy mnie jedna wątpliwość. Tam znani są przynajmniej kandydaci, którzy podjęli walkę o fotel prezydencki. U nas powiada się, że kandydat zostanie wyłoniony w kwietniu. Znając rychliwość podejmowania decyzji w koalicji AWS-UW, możemy liczyć bardziej na przełom maja i czerwca. Czas ucieka, a trwonienie czasu jest takim samym błędem jak trwonienie pieniędzy.
Więcej możesz przeczytać w 11/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.