Stany Zjednoczone podbija ecstasy. Narkotyk zbliżony strukturą chemiczną do amfetaminy, dawniej znany tylko bywalcom europejskich klubów z muzyką techno, zaczyna zdobywać popularność wśród amerykańskich nastolatków. Ecstasy, pieszczotliwie nazywana "adam", "bean" (fasolka), "X" lub "XTC", została opatentowana w 1914 r. w Niemczech przez firmę Merck.
W latach 70. zaczęli ją stosować psychiatrzy, którzy stwierdzili, że ułatwia pacjentom otworzenie się podczas sesji terapeutycznych. W następnej dekadzie z ecstasy zaczęła eksperymentować europejska młodzież, najczęściej na dyskotekach.
W USA specyfik ten należy do tzw. designer drugs (modnych narkotyków). Zaczął wypierać crack, śmiercionośną mieszaninę heroiny i kokainy, która wciąż pustoszy getta amerykańskich metropolii. Podczas gdy spożycie narkotyków wśród najmłodszych Amerykanów utrzymuje się od czterech lat na tym samym poziomie, a w wypadku szczególnie uzależniających, jak heroina - spada, w porównaniu z 1999 r. popularność ecstasy wśród uczniów szkół średnich wzrosła w zeszłym roku o 50 proc.
Dane te potwierdzają raporty policyjne: o ile w 1996 r. skonfiskowano 12 tys. pigułek ecstasy, o tyle w 1999 r. przejęto ich ponad 954 tys. W 1997 r. straż graniczna zarekwirowała 400 tys. "fasolek", w 2000 r. - 9,3 mln.
W waszyngtońskich klubach nie można się opędzić od handlarzy oferujących ecstasy. Dealerzy za cel obierają sobie młodych ludzi, z których większość nie ukończyła 18. roku życia (ecstasy nazywana jest narkotykiem miłości lub narkotykiem przytulania). Kolczyki w uszach, nosie, brwiach i wargach w połączeniu z naszyjnikami w kształcie smoczków (mającymi powstrzymać szczękościsk - jeden ze skutków ubocznych zażywania ecstasy) oraz butelkami z wodą zatkniętymi za paski (specyfik powoduje gwałtowne odwodnienie organizmu) - to znaki rozpoznawcze fanów nowego preparatu, symbol przynależności do "właściwej" grupy.
Ecstasy - sprzedawana w setkach kolorów i wzorów - trafia do USA przede wszystkim z Europy. Pigułka, której wyprodukowanie kosztuje 50 centów, na ulicach Amsterdamu osiąga cenę dwóch dolarów, a w USA kosztuje około 20 USD. Nic więc dziwnego, że częściej słyszy się o coraz śmielszych próbach przemytu do Stanów Zjednoczonych.
W styczniu tego roku, po wielomiesięcznych zabiegach, władze amerykańskie doprowadziły do ekstradycji z Holandii obywatela Izraela Seana Ereza, którego oskarża się o przemyt do USA ponad miliona tabletek. Kurierami gangu Ereza byli chasydzi, często podróżujący między diamentowymi centrami w Antwerpii i Nowym Jorku. Chasydzi w czarnych kapeluszach, z długimi pejsami, w chałatach i białych getrach przez miesiące nie wzbudzali podejrzeń celników na lotnisku JFK w Nowym Jorku. Kurierzy, którzy za kurs otrzymywali bezpłatny bilet i 1,5 tys. USD, byli przekonani, że w walizkach mają diamenty. Naprawdę jednorazowo przewozili 35-40 tys. tabletek ecstasy.
Ecstasy stała się elementem podziemnej subkultury. Młodzi ludzie twierdzą, że pozwoliła im na duchowe przebudzenie, pomogła podjąć najważniejsze decyzje, dała poczucie spokoju, pewności i zarazem pragnienia podzielenia się z innymi swoimi najbardziej intymnymi problemami. Jest popularna, gdyż zyskała wśród młodzieży opinię narkotyku bezpiecznego. Młodzi ludzie chętnie powołują się na dane służby zdrowia: w 1999 r. na pogotowie trafiło 554 tys. osób po zażyciu kokainy, heroiny i ich pochodnych i tylko 3 tys. osób z powodu problemów po zażyciu "fasolki".
W Kalifornii za zgodą Federalnej Agencji Kontroli Leków i Żywności testuje się przeciwbólowe i antydepresyjne właściwości ecstasy wśród pacjentów nieuleczalnie chorych na raka. W Hiszpanii rozpoczęto zaaprobowane przez rząd badania nad użyciem tego preparatu w terapii zgwałconych kobiet. Doświadczenia przeprowadzone w Szwecji w 1993 r. pośrednio wykazały pozytywny wpływ tego specyfiku na osoby, które przeżyły szok.
Dr George A. Ricaurte z Krajowego Instytutu ds. Narkomanii uważa, że nawet jednorazowa dawka ecstasy może spowodować trwałe zmiany w mózgu i zaburzenia pamięci. O tym, a także o przypadkach śmierci z powodu zażycia narkotyku młodzież nie chce jednak słyszeć.
W USA specyfik ten należy do tzw. designer drugs (modnych narkotyków). Zaczął wypierać crack, śmiercionośną mieszaninę heroiny i kokainy, która wciąż pustoszy getta amerykańskich metropolii. Podczas gdy spożycie narkotyków wśród najmłodszych Amerykanów utrzymuje się od czterech lat na tym samym poziomie, a w wypadku szczególnie uzależniających, jak heroina - spada, w porównaniu z 1999 r. popularność ecstasy wśród uczniów szkół średnich wzrosła w zeszłym roku o 50 proc.
Dane te potwierdzają raporty policyjne: o ile w 1996 r. skonfiskowano 12 tys. pigułek ecstasy, o tyle w 1999 r. przejęto ich ponad 954 tys. W 1997 r. straż graniczna zarekwirowała 400 tys. "fasolek", w 2000 r. - 9,3 mln.
W waszyngtońskich klubach nie można się opędzić od handlarzy oferujących ecstasy. Dealerzy za cel obierają sobie młodych ludzi, z których większość nie ukończyła 18. roku życia (ecstasy nazywana jest narkotykiem miłości lub narkotykiem przytulania). Kolczyki w uszach, nosie, brwiach i wargach w połączeniu z naszyjnikami w kształcie smoczków (mającymi powstrzymać szczękościsk - jeden ze skutków ubocznych zażywania ecstasy) oraz butelkami z wodą zatkniętymi za paski (specyfik powoduje gwałtowne odwodnienie organizmu) - to znaki rozpoznawcze fanów nowego preparatu, symbol przynależności do "właściwej" grupy.
Ecstasy - sprzedawana w setkach kolorów i wzorów - trafia do USA przede wszystkim z Europy. Pigułka, której wyprodukowanie kosztuje 50 centów, na ulicach Amsterdamu osiąga cenę dwóch dolarów, a w USA kosztuje około 20 USD. Nic więc dziwnego, że częściej słyszy się o coraz śmielszych próbach przemytu do Stanów Zjednoczonych.
W styczniu tego roku, po wielomiesięcznych zabiegach, władze amerykańskie doprowadziły do ekstradycji z Holandii obywatela Izraela Seana Ereza, którego oskarża się o przemyt do USA ponad miliona tabletek. Kurierami gangu Ereza byli chasydzi, często podróżujący między diamentowymi centrami w Antwerpii i Nowym Jorku. Chasydzi w czarnych kapeluszach, z długimi pejsami, w chałatach i białych getrach przez miesiące nie wzbudzali podejrzeń celników na lotnisku JFK w Nowym Jorku. Kurierzy, którzy za kurs otrzymywali bezpłatny bilet i 1,5 tys. USD, byli przekonani, że w walizkach mają diamenty. Naprawdę jednorazowo przewozili 35-40 tys. tabletek ecstasy.
Ecstasy stała się elementem podziemnej subkultury. Młodzi ludzie twierdzą, że pozwoliła im na duchowe przebudzenie, pomogła podjąć najważniejsze decyzje, dała poczucie spokoju, pewności i zarazem pragnienia podzielenia się z innymi swoimi najbardziej intymnymi problemami. Jest popularna, gdyż zyskała wśród młodzieży opinię narkotyku bezpiecznego. Młodzi ludzie chętnie powołują się na dane służby zdrowia: w 1999 r. na pogotowie trafiło 554 tys. osób po zażyciu kokainy, heroiny i ich pochodnych i tylko 3 tys. osób z powodu problemów po zażyciu "fasolki".
W Kalifornii za zgodą Federalnej Agencji Kontroli Leków i Żywności testuje się przeciwbólowe i antydepresyjne właściwości ecstasy wśród pacjentów nieuleczalnie chorych na raka. W Hiszpanii rozpoczęto zaaprobowane przez rząd badania nad użyciem tego preparatu w terapii zgwałconych kobiet. Doświadczenia przeprowadzone w Szwecji w 1993 r. pośrednio wykazały pozytywny wpływ tego specyfiku na osoby, które przeżyły szok.
Dr George A. Ricaurte z Krajowego Instytutu ds. Narkomanii uważa, że nawet jednorazowa dawka ecstasy może spowodować trwałe zmiany w mózgu i zaburzenia pamięci. O tym, a także o przypadkach śmierci z powodu zażycia narkotyku młodzież nie chce jednak słyszeć.
Więcej możesz przeczytać w 6/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.